Amplitude - recenzja gry
Blisko 13 lat temu posiadacze konsol PS2 poczuli na własnej skórze, co to nieskazitelny, muzyczny orgazm. Przed Wami reedycja gry Amplitude na PS4. Tak prostej w działaniu i zarazem tak rajcownej. Czy wszystko zagrało? Nie do końca...
Dokładnie 19 listopada 2001 roku na system PlayStation 2 trafiła przełomowa produkcja pod wszystko mówiącą nazwą Frequency (Częstotliwość). Gra cieszyła się uznaniem wśród zapalonych graczy i wciągnęła w swój muzyczny wir niejednego miłośnika dobrej nuty, definiując niejako gatunek gier muzycznych. Po dwóch latach, Harmonix wydało sequel o tytule Amplitude, gdzie na tracklistę trafiły takie osobistości jak - Dawid Bowie, Weezer, Garbage, Quarashi czy Logan 7. Lista utworów wgniatała w fotel i do dziś wywołuje u wielu graczy szybsze bicie serca. Osobiście znam gości, którzy dla tej gry, w dalszym ciągu trzymają w szafie dwie rzeczy - owiniętą w czysty ręcznik "staruszkę czarnulę" i właśnie wspomnianą produkcję Harmonix.
Fenomenem Amplitude poza genialnie dobraną listą tracków była jej prostota, połączona z wyważonym poziomem trudności. Prawdziwa zabawa zaczynała się na poziomie Expert - istny raj dla hardkorowców. W przypadku recenzowanej reedycji gry, jest bardzo podobnie. Założenia się nie zmieniły - gorzej z tracklistą. Gra w dalszym ciągu opiera się głównie na zmienianiu ścieżek odgrywanego utworu - począwszy od bębnów, gitarę, wokal tudzież syntezator. Za pomocą trzech przycisków na padzie "tworzymy" muzykę - wzbogacamy linię melodyczną, nadajemy charakteru. Za bezbłędnie przeprowadzane sekwencje, otrzymujemy punkty. Im dłużej nie popełniamy błędu, tym lepiej dla nas - licznik punktów obraca się szybciej a w tym pomaga nam odpowiedni mnożnik. Tak prosta w działaniu i jednocześnie tak miodna. No i kiedy wydaje się, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik - jebudu! Po dłuższej chwili widać, że gra cierpi na syndrom "pustej świnki-skarbonki". W tym oto momencie dociera do mnie fakt, że gra przecież powstała ze zrzutki na Kickstarterze. Co w tym złego? Niby nic - cieszę się, że w ogóle ujrzała światło dzienne. Niemniej fakt ten, zmienia nieco postać rzeczy. Nowe Amplitude jest bowiem dziurawe jak ser szwajcarski.
Z całym szacunkiem dla Harmonix. Uważam jednak za lekkie przegięcie wrzucanie do gry dwóch trybów rozgrywki. Tym bardziej, że główny wątek fabularny, jesteśmy w stanie ograć w przerwie pomiędzy posiłkami. Muszę przyznać, że gra oczarowała mnie i dany utwór chcę powtarzać kilkukrotnie, stawiając sobie wyższą poprzeczkę - odpalam wyższy poziom trudności i targam za triggery. Po zaliczeniu "fabuły" otrzymujemy dostęp do bonusowego trybu jakim jest Freq Mode – typowe zagranie na sentymencie graczy, w stylu "Back to the Future". Nikt mi jednak nie powie, że na jakość rozgrywki w muzycznych produkcjach, nie ma wpływu dobrze dobrany OST. Tutaj znaczącą większość utworów stanowią kawałki Harmonix, wszystkie pozostałe zostały zapożyczone z innych produkcji (Transistor czy Skullgirls). Nie mówię, że są słabe (jest kilka perełek), niemniej aż się prosi tutaj o licencjonowane, dobrze znane tracki puszczane np. w radiu - na miłość boską!
Warto podkreślić, że na samym początku nie otrzymujemy dostępu do wszystkich utworów. Dobre zagranie ze strony twórców, wszak zabieg ten wydłuża nieco chęć obcowania z Amplitude. Mimo tego gra nie hipnotyzuje tak jak za czasów PS2. Bo jakby nie patrzeć to zupełnie inny tytuł – strasznie okrojony. Nawet multi opiera się tylko i wyłącznie na kanapowym graniu. Jednak jak to mawiają najstarsi z najstarszych rybaków - "na bezrybiu i rak ryba". Lepsze takie Amplitude niż żadne. Pod względem oprawy wizualnej jest cholernie kolorowo i migająco. Po dłuższym gapieniu się w ekran telewizora, można dostać oczopląsu - co należy odczytać tylko i wyłącznie na plus.
Reasumując... Zagrać powinni miłośnicy dobrej muzy (tej jak nalekarstwo), masterowania i nabijania punktów. Pytanie tylko czy kwota jaką musimy przeznaczyć na zakup nie jest zbyt wysoka - 84 zł. Tę decyzję musicie podjąć sami. Tak czy siak, uciekam grać - Danny Baranowsky (ten jeden z nielicznych;) mnie wzywa!
Ocena - recenzja gry Amplitude (2016)
Atuty
- wciąga jak bagno!
- stanowi wyzwanie na wyższych poziomach trudności
- kanapowe granie wraca do łask
Wady
- cena
- mało trybów
- słaby OST
Do wersji z PS2 jej daleko, głównie ze względu na słaby OST, gra mimo to potrafi wciągnąć, w szczególności na wyższych poziomach trudności. Jak wpadniemy w ten jedyny w swoim rodzaju, muzyczny wir, to od masterowania kawałków się nie uwolnimy!
Graliśmy na:
PS4
Przeczytaj również
Komentarze (11)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych