Bravely Second: End Layer - recenzja gry

Bravely Second: End Layer - recenzja gry

Wojciech Gruszczyk | 20.02.2016, 20:23

Silicon Studio powraca z kolejną opowieścią. Twórcy nie ryzykują, nie rewolucjonizują, ale ponownie potrafią wyłowić najlepsze cechy gatunku i wrzucić je do swojego małego uniwersum. Bravely Second: End Layer to produkcja od fanów dla fanów i znawców. Chcecie się przekonać, czy znajdujecie się w gronie odbiorców? Zapraszamy na recenzję! 

W 2012 roku na rynku zadebiutowała niepozorna produkcja Silicon Studio. Twórcy z Japonii postanowili przygotować klasyczną przygodę z przyjemnym systemem walki. Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania deweloperów, wydawcy, a nawet graczy i w konsekwencji po wielu godzinach przyjemnej rozgrywki wszyscy chcieli tylko jednego – więcej. Pragnienia spełniają się za sprawą Bravely Second: End Layer i choć gra nie otrzyma tytułu najlepszej kontynuacji dekady, to jednak kolejny raz pozwolono nam uczestniczyć w miłej opowieści z wybitną otoczką.

Dalsza część tekstu pod wideo

Przyjemna opowiastka dla znawców tematu

Bravely Second: End Layer jest pełnoprawną kontynuacją, która odbywa się około 30 miesięcy po zakończeniu Bravely Default. Ponownie wracamy do urokliwego świata Luxendarc, ale nie możemy liczyć na spokój, czy też wielogodzinny wstęp niczym z przygody pewnej Błyskawicy. Tutaj od samego początku jesteśmy dosłownie bombardowani, ponieważ Agnès Oblige, protagonistka z pierwszej odsłony, która tym razem próbuje zjednać krainę i w końcu podpisać traktat kończący spory, zostaje porwana przez niejakiego Kaisera Obliviona. Choć słowo porwana nie do końca pasuje do tej sytuacji… Jegomość wpada do zamku, miażdży wszystkich strażników, wyśmiewa kogo może i niczym swoją własność zabiera biedną Agnès. Wśród prędko pokonanych znajduje się główny bohater nowej opowieści Yew Geneolgia, który pomimo młodego wieku postanawia uratować dziewczynę z rąk tyrana. 16-latek bez większego zastanowienia zbiera małą ekipę i wyrusza z odsieczą. W przeciągu kolejnych 5 godzin jesteśmy świadkami dosłownie wszystkiego – zwycięstwa, zdrady, porażek,  prawie śmierci, zebrania ekipy, ułożenia planu i… Rozpoczynamy wszystko od początku. Twórcy nie patyczkują się, nie męczą klientów 13 godzinnym wstępem, a w ekspresowym tempie przedstawiają niezbędną wiedzę i pozwalają wyruszyć graczom w całkiem zgrabnie opowiedzianą przygodę.

Musicie jednak wiedzieć, że tytuł jest prawdziwą kontynuacją. Twórcy nie zapominają o wątkach z pierwszej odsłony i z tego powodu kilkukrotnie dostajemy w głowę soczystym spoilerem przedstawiającym bardzo istotne wydarzenia z Bravely Default. W tej sytuacji jeśli jeszcze nie mieliście okazji zapoznać się z pierwowzorem, to lepiej aktualnie odłożyć na półkę pudełko z drugą częścią. Niepotrzebnie zepsujecie sobie wyborną historię, którą lepiej przeżyć. Autorzy jednak doskonale wiedzą, że do gry mogą mimo wszystko podejść osoby nie znające realiów poprzednika, więc podczas rozgrywki jesteśmy zasypywani informacjami na temat świata, bohaterów, czy też wydarzeń. Ma to swoje plusy (sporo wiadomości) oraz minusy (spoilery). W gruncie rzeczy nie powinienem specjalnie narzekać na podjętą decyzję, jednak czasami mam wrażenie, że autorzy małym palcem u lewej stopy przekroczyli granicę. Nie zamierzam narzekać na nieodpowiednie treści, ale twórcy wyraźnie zakopali się w obładowaniu opowieści szczegółami i w konsekwencji historia jest odrobinę nierówna. Czasami człowiek chciałby już wziąć różdżkę do łapy i pognać na oponentów, ale zamiast tego musimy zapoznać się z kolejnymi rozważaniami bohaterów. Autorzy również ponownie obładowują tytuł różnymi komicznymi sytuacjami, jednak tym razem komentarze nie zawsze są dobrane w tak perfekcyjny sposób jak w pierwowzorze. Czasami zdecydowanie za szybko scenarzyści skaczą z dramatu w komedię i pozostawia to pewien niesmak… Ponadto, Yew nie jest herosem z pierwszego szeregu i początkowo jego zachowanie może irytować. Ma to pewne ugruntowanie w historii (w końcu protagonista jest nadal nastolatkiem), lecz mam wrażenie, że czasami mógłby się pochwalić wyższym poziomem testosteronu.

Walka na niedoścignionym poziomie

Na szczęście (dla uprowadzonej…) Yew nie jest samotnikiem. Bohaterowi towarzyszy trójka wojowników, których część graczy bardzo dobrze pamięta. Do zespołu w pierwszych godzinach dołącza Edea Lee, Tiz Arrior oraz Magnolia Arch i w zasadzie tylko ta ostatnia postać jest nową w uniwersum. Dziewczyna do Luxendarc trafiła z obcej planety i choć na początku jest odrobinę zagubiona, to po poznaniu historii Yewa postanawia mu pomóc. Urocza niewiasta jest ostatnią przedstawicielką swojego gatunku i przez kolejne godziny umila opowieść szeptaniem graczowi różnych słówek po francusku. Edea oraz Tiz powracają w drugiej odsłonie i zamierzają pomóc sprawie. Ta grupka z pozoru nie jest w ogóle gotowa na wyzwolenie Agnès, jednak jak to zawsze bywa w podobnych opowieściach – każda godzina rozgrywki przybliża nas do wykonania zadania, ponieważ formacja zyskuje na sile.

Oczywiście tutaj nikt nie zamierza jeść steków i biegać na siłownię. Ekipa bierze udział w turowych pojedynkach na dosłownie najwyższym poziomie. Walka specjalnie nie różni się od tej z Bravely Default, ale w zasadzie twórcy nie musieli kombinować. Starcia nie zawodzą nawet w najmniejszym stopniu i zachęcają do rozgrywki. Tak, bez wątpienia starcia w tej serii są elementem, dla którego warto zagrać w ten tytuł. Początkowo zmagania nie wydają się specjalnie urokliwe, ale z każdym kolejnym pokonanym oponentem zyskujemy nie tylko punkty doświadczenia, ale uczymy się również wszystkich smaczków przygotowanego systemu. Najważniejszym aspektem walki jest jej turowość – pojedynki opierają się na turach, ale nie musimy do znudzenia atakować, a następnie czekać na cios przeciwnika. Autorzy pozwalają wykorzystać jednocześnie kilka ruchów, by dla przykładu w ekspresowym tempie pozbyć się jednego z oponentów. Jeśli jednak nie wybijemy wszystkich, musimy liczyć się z zebraniem serii ciosów. Z drugiej strony możliwe jest przeczekanie w defensywie licznych ataków, by następnie wykorzystać zebrane punkty i kilkukrotnie zaatakować. Ten element daje graczowi obłędne pole manewru i sprawia, że rozgrywka przypomina partię szachową. Kombinujemy, myślimy, planujemy, a to i tak dopiero początek taktycznych przyjemności.

Genezą pojedynków są jednak klasy postaci. Jobsy pojawiły się w wielu innych produkcjach, ale dopiero w tym uniwersum przedstawiają swój mocarny pazur. Wspomniana taktyczna strona rozgrywki idealnie współgra z poszczególnymi zawodami i już w poprzedniej odsłonie mogliśmy przywdziać wiele strojów. Tutaj ponownie na początku rozpoczynamy opowieść jako „wolny strzelec”, by już po chwili móc wcielić się w czarodzieja, szermierza, summonera, mistrza miecza, rycerza, ninję, magów (biały, czerwony, czarny, czasu), kociarza, egzorcystę, pirata, templariusza, mrocznego rycerza, leśniczego i wiele, wiele więcej. Niektóre jobsy wracają, ale lista nowych i tak prezentuje się wprost wyśmienicie. Oczywiście każda specjalizacja wiąże się z nowym strojem - początkowo nie mamy dostępu do wszystkich, jednak im dłużej gramy, tym nasze zestawienie robi się coraz to bardziej potężniejsze. Nie będzie pewnie dla Was zaskoczeniem, że każdy z bohaterów pracuje na własny rachunek i obok doświadczenia zbiera również punkty klas. Za rozwijanie się w danej dziedzinie otrzymujemy nowe umiejętności (aktywne oraz pasywne), ponadto możemy dowolnie mieszać zdobytą wiedzę i tym samym z jeszcze większą finezją eliminować oponentów. Wszystkich zawodów w Bravely Second: End Layer jest 30 i ta liczba wystarcza w najmniejszym calu…

Tak jak wspomniałem w samych walkach nie znalazło się wiele innowacji, jednak twórcy postanowili zaoferować system nazwany Consecutive Chance. Ta innowacja sprawia, że po pokonaniu oponentów w pierwszej turze, możemy automatycznie podejść do kolejnego starcia. Przeciwnicy są oczywiście odpowiednio dopakowani, ale wygrywając możemy zgarnąć więcej doświadczenia. Drugą innowacją jest możliwość tworzenia setów, czyli zapisywania swoich jobsów, sprzętu, umiejętności, a dzięki temu nie trzeba kolejny raz się męczyć i ponownie przygotowywać zespół pod daną walkę. Oba elementy nie są wielkimi nowościami, ale twórcy wyraźnie dbają o czas graczy. W pierwszym przypadku możemy szybko zdobywać punkty i rozwijać bohaterów, zaś w drugim w ekspresowym tempie zmieniać zestawy…

Bravely Hardcore: End of Łatwa gra

Obie nowości idealnie nadają się do szybkiego rozwijania herosów, a uwierzcie mi na słowo, że tutaj trzeba często przystanąć z pchnięciem fabuły do przodu i dobić kilka dodatkowych poziomów. Gra do pewnego momentu jest bardzo trudna, a ponadto rywale nie wybaczają najmniejszych błędów. Trzeba dobrze opanować klasy, znać umiejętności i przygotowywać stosowne taktyki. Od dawna nie spotkałem się z tak wymagającą pozycją, która jednocześnie charakteryzowałaby się tak motywacyjną rozgrywką. Choć są to dwa różne światy, to podczas rozgrywki często miałem skojarzenia z ostatnimi tytułami From Software – Japończycy w obu przypadkach męczą graczy, ale jednocześnie rzucają im przynętę, za którą biegamy godzinami. Z jednej strony dynamiczna akcja, z drugiej turowe zmagania, ale w obu przypadkach przyjemne wyzwanie.

Na szczęście nie samą walką człowiek żyje i pomiędzy pojedynkami możemy wziąć udział w dwóch mini-grach. Pierwsza jest związana z Magnolią i pozwala odbudować jej zniszczoną planetę. Sytuacja jest analogiczna do wioski z pierwowzoru – na dolnym ekranie zatrudniamy do tworzenia budynku postać, a następnie musimy odczekać wyznaczony czas (od kilku minut do kilkunastu godzin), by móc cieszyć się ze stworzonej rzeczy. Po zakończeniu prac w nagrodę otrzymujemy różne nagrody lub zdolności dla bohaterów. Dodatkowo twórcy przygotowali również drugi wariant zabawy, czyli Morscraft – tutaj postacie tworzą pluszowe zabawki, za które po sprzedaniu otrzymujemy utwory, ale nie jest to moim zdaniem sensowna mini-gra.

Gdy jednak znudzą się nam takie uciechy, możemy jeszcze wykonać serię zadań pobocznych. W tym miejscu nikt nie powinien głośno narzekać, bo studio przygotowało przyjemne opowiastki i jednocześnie potrafi nagrodzić graczy – zawsze pod koniec wydarzenia musimy wziąć udział w walce (wybieramy jedną ze stron konfliktu), a za pokonanie przeciwnika otrzymujemy nową klasę. Jasne, że te zadania mogłyby być dłuższe, bardziej rozbudowane, ale ja tam specjalnie nie narzekałem, bo za każdym razem z uśmiechem przytuliłem nowego jobsa.

Twórcy nie zapominają o elementach sieciowych i ponownie bez problemu możemy zaprosić do walki postać znajomego lub wykorzystać ich do szybszego tworzenia budynków na Księżycu. Bez większych nowości, ale dobrze, że autorzy nie zrezygnowali z tej koncepcji.

Tytuł prezentuje się bardzo dobrze na małym ekranie Nintendo 3DS-a. Gra wypiękniała w kilku miejscach, a miasta potrafią wręcz zachwycić. Lokacje zawsze prezentują się okazale i umilają bieganie pomiędzy sklepami. Szkoda jedynie, że autorzy nie dopieścili soundtracka, ponieważ dźwięki nie zawsze prezentują oczekiwany poziom. Bez problemu każdy sympatyk gatunku wymieni przynajmniej kilka produkcji, w których muzyka w porządniejszy sposób wiązała się z przygotowaną otoczką świata.

[ciekawostka]

Dla takiej walki warto grać na małym ekranie

Bravely Second: End Layer nie zawodzi, ale wyraźnie jest to produkcja dla znawców uniwersum. Twórcy nie odcinają się od poprzedniej odsłony i prezentują graczom fachową kontynuację. Odrobinę ponarzekałem na fabułę oraz głównego bohatera, ale mimo wszystko gra jest fantastyczna. Z tym systemem walki i toną taktycznych możliwości (klasy!) trudno tutaj o nudę. Japończycy w głównej mierze opierają pozycję na sukcesie z 2012 roku, ale nawet bez ogromnych innowacji tytuł sprawia tonę radości. W ostateczności gracze mogą jedynie zazdrościć, że takie smakołyki są nadal domeną małej konsoli Nintendo. Dla takich jRPG-ów warto mieć w domu dodatkową platformę.  

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Bravely Second: End Layer

Atuty

  • Wyśmienite walki
  • Najlepsze szachy w wersji konsolowej
  • Mnogość klas, zdolności, broni, opcji
  • Wyborny poziom trudności
  • Na małym ekranie wygląda świetnie

Wady

  • Kilka gorszych chwil w historii
  • Główny bohater łamie czwartą ścianę i potrafi irytować

W tym tytule czuć magię z dawnych lat. Przypominają się nocki zarwane z Ostatecznymi Fantazjami i człowiek chce zapomnieć o tych ostatnich niepowodzeniach. Taki tytuł na każdej platformie jest gwarancją sukcesu… A teraz czekamy na Bravely Third!
Graliśmy na: 3DS

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper