The Walking Dead: Michonne - recenzja gry
Zanim doczekamy się trzeciego sezonu nagradzanego The Walking Dead od Telltale Games, przyjdzie nam poznać przygody Michonne - kultowej postaci z komiksowego pierwowzoru i serialu. Sprawdźmy, jak prezentuje się pierwszy ta eksperymentalna mini-serii.
Michonne jest jedną z ulubionych postaci wielu fanów serii o Żywych Trupach. Myślę tu zarówno o serialu, jak i o komiksie. Nic dziwnego, że wreszcie ktoś odezwał się do ekipy Telltale Games z prośbą o przygotowanie choćby krótkiej serii opowiadającej o czarnoskórej bohaterce. Szkoda tylko, że gra wyraźnie sklecona została w pośpiechu, scenariusz jest najwyżej średni, a aktorka w żadnym wypadku nie stara się wczuć w swoją rolę.
Miniseria to minijakość?
Nie będę rozpisywał się nad samą mechaniką gry. To klasyczne „przygodówka Telltale”. Chodzimy po małych lokacjach, rozmawiamy z postaciami, wykonujemy dużo QTE i bardzo okazjonalnie zbieramy jakieś przedmioty. Teoretycznie w produkcjach tego studia najważniejsza jest historia i klimat. No właśnie.
Reżyserom udało się przygotować jeden z najbardziej dezorientujących wstępów do gry, jakie widziałem. Wizje Michonne przeplatają się tutaj z rzeczywistością, w której bohaterka mierzy się w lesie z zombiakami. Na koniec spotyka młodego mężczyznę o imieniu Pete, z którym, jak się za chwilę okazuje, wyrusza w podróż łodzią. Facet jest bowiem kapitanem statku The Companion i wraz ze swoją wierną załogą porusza się wzdłuż wybrzeży USA. Pewnego dnia bohaterowie otrzymują przez radio niewyraźny sygnał o pomoc i postanawiają wyruszyć potrzebującym na pomoc.
Oszukać przeznaczenie
Nie będę zdradzał kolejnych szczegółów fabularnych, bo nie chcę narażać na spoilery potencjalnie zainteresowanych tym tytułem graczy. Chciałbym jednak zauważyć jedną rzecz z samego początku gry. Michone i Pete wyruszają samotnie w stronę przystani, gdzie wiedzeni są trzeba zupełnie rozbieżnymi problemami. Po pierwsze – mężczyzna szuka swoich bliskich. Po drugie – być może stamtąd docierał ten sygnał o pomoc. Ostatecznie mamy także powód numer trzy. Ekipa nadziała się na wrak innego statku i w sumie nie może ruszyć się z miejsca.
Kompletnie nie jestem w stanie kupić takich ogromnych zbiegów okoliczności. Tak, jakby jeden powód nie był wystarczający, aby bohaterowie udali się w kierunku przystani, zupełnie przypadkowo nadziewają się na dwa "przypadki'. Zepsuły mi one wiarygodność i tak średnio rozpoczętej historii. Swoją drogą bardzo byłem ciekaw opowieści, która miała być swoistym „origin story” postaci. Tak naprawdę szczegóły jej historii podawane są nam jedynie szczątkowo, za pośrednictwem strasznych wizji. Cały scenariusz jest jedynie poboczną opowieścią umiejscowioną w świecie The Walking Dead. Na całe szczęście końcówka tego odcinka, pomimo pewnej przewidywalności, zalicza znaczny skok jakościowy. Jest jeszcze nadzieja.
Nie śpię po nocach, bo podkładam głos
Nie ma jej natomiast w osobie grającej główną bohaterkę. Samira Wiley, aktorka z Orange is The New Black, która udziela głosu Michonne, kompletnie położyła swoją rolę. Wyraźnie widać, że choć radzi sobie ona przed kamerą, to niekoniecznie wychodzi jej podkładanie głosu. Albo jej się nie chciało. Obciążona przeszłością postać brzmi, jakby zamiast smutku, przygniatało ją do ziemi ogromne znużenie tym, co robi. To bardzo kłuje w uszy, zwłaszcza w przypadku produkcji tak mocno nastawionej na dialogi. Ponadto Michonne co chwilę rozmawia z naprawdę dobrze odegranymi postaciami, gdy sama brzmi niczym Roger podkładający głos pod Nathana Drake’a.
Co może zepsuć nam kompletnie grę, której mechanika w dużej mierze sprowadza się do QTE? Niedziałające przyciski. Niestety wersja na PS4, którą ogrywałem, miewa problemy z zarejestrowaniem ruchów gałką podczas tych sekwencji. Gdy 5. raz zmuszony byłem, by podejść do długiej sekwencji akcji, która ma miejsce na samym początku gry, zacząłem po prostu kręcić gałką kółka w odpowiednich momentach z nadzieję, że gra „zajarzy” moją intencję.
In Too Deep to kiepski start dla i tak krótkiej serii, która ma się zamknąć w zaledwie trzech epizodach. Odcinek i tak trwa bardzo krótko w porównaniu z innymi wydanymi przez Telltale, a i tak jest dosyć męczący ze względu na średnią historię, zmarnowaną kreację bohaterki i problemy z QTE. Serii przydałoby się również przeskoczyć na nowy silnik, bo powoli zaczyna już irytować archaicznymi rozwiązaniami. Miejmy nadzieję, że będzie lepiej. Na ten moment muszę jednak stwierdzić, że lepiej się bawię grając w Minecraft: Story Mode.
Konsekwentnie średnio
Trzyodcinkowa opowieść o Michonne dobiegła końca i niestety nie mam zbyt dobrych wieści. Miniseria od Telltale Games utrzymała dosyć średnią jakość wykonania. Zacznijmy od tego, że sezon ten zapowiadany był jako opowieść tłumacząca historię tak lubianej przez fanów bohaterki. Na dobrą sprawę nie dowiadujemy się jednak zbyt wiele o jej przeszłości, a wizje rodziny, których doświadcza Michonne są kiepsko wykorzystane. Ponadto opowieść ta wydaje się kompletnie oderwana od obu głównych sezonów The Walking Dead stojąc gdzieś kompletnie z boku. Jeżeli postanowimy zrezygnować z zapoznania się z tym scenariuszem, to nie stracimy właściwie niczego.
Mimo wszystko ogólny zarys tej historii miał potencjał - naprawdę. Wiele wątków jest tu bardzo fajnie rozpoczętych, ale już niekoniecznie ciekawie poprowadzonych do końca. Na niekorzyść scenariusza wyraźnie działała konieczność zamknięcia go w 3 epizodach, przez co pisarze zajmujący się tym tytułem nie mogli rozwinąć skrzydeł. To widać zwłaszcza po ciekawych postaciach drugoplanowych, którym wyraźnie brakuje "czasu antenowego". Relacje pomiędzy nimi są tylko zarysem, a resztę musimy dopisywać sobie w głowie chcąc usprawiedliwić wszelkie niedomówienia. Kilkukrotnie odniosłem nawet wrażenie, że Michonne znajduje się w tym wszystkim na doczepkę. Bohaterowie drugoplanowi okazali się o wiele ciekawsi niż popularna protagonistka. Szkoda, że finał historii jest do bólu przewidywalny.
Aktorka wcielająca Michonne, na którą narzekałem już w recenzji pierwszego epizodu, nadal próbowała nie zasnąć podczas sesji nagraniowej. Być może nie mogła po prostu wczuć się w tę konkretną rolę. Nie zmienia to jednak faktu, że bohaterka brzmi, jakby jej aktorka czekała tylko, by zrobić, co ma do zrobienia i dostać czeka z dużą liczbą zer na końcu.
Mam refleks, a nie trafiam
Absolutnie niewybaczalne są bugi w QTE. Nie zostały one poprawione i przez wszystkie trzy epizody musiałem praktycznie walczyć z tymi sekwencjami. Niektóre z nich powtarzałem nawet kilkanaście razy ( ! ), bo gra nie chciała zaliczyć moich ruchów gałką. To musi być wina błędu, bo nic takiego nie miało miejsca w recenzowanym także przeze mnie Minecraft: Story Mode. Kilkukrotnie na ekranie pojawiały się także drobne glitche graficzne. The Walking Dead: Michonne sprawia wrażenie zrobionej na kolanie tylko po to, by wykonać zleconą robotę. Telltale pilnie potrzebuje także zmienić swój przestarzały silnik, który kuleje i zalicza czkawkę podczas rozgrywki. Po tylu wyprodukowanych seriach powinni już ogarnąć ten problem.
Mini-seria od Telltale to nieudany eksperyment i zmarnowany potencjał ukochanej przez fanów The Walking Dead postaci. Jeżeli koniecznie chcecie poznać historię Michonne, to zaczekajcie na promocję. Mam nadzieję, ze do tej pory wszelkie błędy zostaną załatane, abyście mogli doświadczyć tej gry bez irytowania się na nie działające sekwencje QTE.
Ocena - recenzja gry The Walking Dead: Michonne - A Telltale Games Mini-Series
Atuty
- Michonne!
- Ciekawe postacie poboczne
- Końcówka się rozkręca
- Scenariusz miał potencjał...
Wady
- ... który został kompletnie zmarnowany
- Znudzona aktorka grająca główną rolę
- Irytujące bugi w QTE
- Przestarzały silnik
The Walking Dead: Michonne to zmarnowany potencjał. Jakiś pomysł był, ale nie starczyło na jego realizację czasu, albo cały projekt został wykonany tylko dla pieniędzy. Tylko dla największych fanów serii. Reszta może sobie odpuścić.
Graliśmy na:
PS4
Przeczytaj również
Komentarze (50)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych