Hitman (2016) - recenzja gry
Niezależnie od preferowanej platformy, ulubionego gatunku, czy też numeru buta, najpewniej każdy przynajmniej raz w życiu słyszał o Hitmanie. Płatny morderca przez 16 lat eliminowania celów urósł do rangi legendy, którą przez ten czas IO Interactive systematycznie pielęgnowało. Twórcy nie zawsze opijali spektakularne sukcesy, ale jeszcze nigdy wcześniej nie zdecydowali się na tak ryzykowny ruch. Zastanawiacie się, czy „w pełni epizodyczna gra AAA” z Agentem 47 w roli głównej może odnieść sukces? Zapraszamy na skromną przechadzkę po Paryżu.
Pierwsze wzmianki o nowym tytule IO Interactive pojawiły się we wrześniu 2013 roku. Od tego czasu autorzy przygotowywali nową przygodę Agenta 47, a gracze po bardzo przystępnym Rozgrzeszeniu liczyli na bardziej rozbudowaną opowieść z ciekawymi kontraktami. Twórcy wpadli jednak na zupełnie inny pomysł. Postanowiono podzielić grę na odcinki i na dobry początek zaoferować klientom prolog oraz jedną lokację. Pierwotnie produkcja miała zadebiutować na rynku 1 grudnia ubiegłego roku, ale po przedstawieniu szczegółów dystrybucji, studio zostało zmiażdżone przez falę krytycznych komentarzy fanów i opóźniono debiut, by w ostatecznym rozrachunku zaoferować pozycję w marcu. Pisząc te słowa nie potrafię wyobrazić sobie, jak wyglądałby powrót Hitmana pod koniec 2015 roku. Dzisiaj otrzymujemy solidną rozgrywkę, ale pozycja jest dosłownie ogołocona z zawartości.
Agent jakiego kochamy
Duńczycy postanowili zrewolucjonizować przygody swojego pupila, ale na szczęście schemat rozgrywki nie został przez twórców w większy sposób ubarwiony. Naszym zadaniem nadal jest eliminowanie celów i pod tym względem produkcja nie zawodzi. Agent 47 wpada do lokacji w gustownym garniturku, może korzystać z kilku znanych broni, jednak sprawa nie jest banalnie prosta, ponieważ musimy małymi krokami przedzierać się przez lokacje, szukać nowych przebrań, ogłuszać lub skracać żywot wścibskim osobom, a po tak ubarwionej przemocą zabawie otrzymujemy możliwość spotkania wyznaczonego nieszczęśnika.
W pierwszym epizodzie mamy dostęp do prologu i niestety, jeśli graliście w betę, zostaniecie niemiło zaskoczeni. Autorzy oferują nam identyczne wyzwania, które nauczą Was podstaw rozgrywki. Na początek trzeba wpaść na jacht i dwukrotnie ubić Kalvina Rittera, a następnie wskoczyć do placówki ICA, gdzie naszym celem jest Jasper Knight. Obie misje nie są specjalnie wymagające, lokacje nie są rozbudowanymi gmachami - twórcy po prostu przedstawiają realia projektu i założenia rozgrywki. Podczas każdego zadania otrzymujemy do wyeliminowania cel i w zasadzie od nas zależy jak wykonamy zadanie. Przeciwnika możemy udusić, utopić w kiblu, spuścić na jego głowę metalową puchę, zatruć jego trunek i wiele, wiele więcej. Początkowo zabawa polega na samym dotarciu do celu, ponieważ każda miejscówka jest podzielona na strefy, a na starcie nie mamy dostępu do każdej lokacji.
Dla przykładu kucharz nie może wejść do piwnicy, ale może podejść na piętro, gdzie nie może pojawić się zwykły ochroniarz, wizażysta może biegać tylko po parterze, a należy wiedzieć, że wcielając się w generała pobiegamy po niemal całej lokacji. Oczywiście ubranie odpowiedniego stroju nie jest gwarancją sukcesu, ponieważ za każdym razem można spotkać szefa, który dokładnie zna swoich podwładnych i z łatwością dostrzeże naszą brzydką twarz w stroju pracownika. W zabawie znacząco pomaga instynkt, który pozwala patrzeć przez ściany oraz zaznacza wszystkich przeciwników... I można jedynie żałować, że autorzy na dzień dobry nie witają nas pytaniem o poziom trudności, dzięki któremu bardziej wprawieni w realia gracze wyłączyliby te wspomagacze… Można oczywiście pozbyć się tych dodatków w opcjach, ale odnoszę wrażenie, że powinno to działać w drugą stronę – jeśli chcesz mieć łatwiej, to wskakuj w menu.
Hitman na pokazie mody. Francja zaprasza w swoje skromne progi
Po ponownym poznaniu prologu, przychodzi czas na wyruszenie w pierwszą pełnoprawną misję. W Paryżu trafiamy na pokaz mody przygotowany przez Viktora Novikova oraz Dalię Margolis. Ta kochająca się para tak naprawdę zajmuje się między innymi sprzedawaniem tajnych informacji i tym razem chcą zarobić na liście agentów. Nie można do tego dopuścić, więc podczas zadania eliminacja tej pięknej dwójki staje się priorytetem. Francja wita nas naprawdę dużym budynkiem i prawdziwymi tłumami. Autorzy zapowiadali, że lokacja będzie ogromna i na początku miejsce robi wrażenie, jednak mi zdecydowanie bardziej przypadli do gustu rozproszeni po całej miejscówce bohaterowie niezależni. Jest ich naprawdę mnóstwo i chociaż nie są zbyt aktywni, to tłumy robią wrażenie. Widać, że autorzy w tym miejscu wyciągnęli najlepszy element Rozgrzeszenia, wsadzając go w bardziej spokojną i taktyczną rozgrywkę.
Wracając jednak do samego zadania - we Francji mamy czas przygotować się do wykonania misji. Wybieramy sprzęt, możemy nawet w odpowiednie miejsce podrzucić dodatkową trutkę, zakładamy odpowiedni garnitur i… Rozpoczynamy zabawę. Rozgrywka to ponownie obserwowanie otoczenia, szukanie odpowiednich przejść, przygotowywanie przebrań i docieranie do celów. Gdy już stoimy obok Viktora lub Dalii, nie możemy wyciągnąć broni, przymierzyć i pozbyć się kochanków od tak. Tutaj trzeba nauczyć się ich zachowania, pochodzić za nimi, popatrzeć, co robią, z kim rozmawiają i szukać okazji. Identycznie jak w przypadku prologu, studio pozwala nam zabawić się z przeciwnikami na kilkanaście sposobów – dla przykładu mężczyznę możemy przygnieść głośnikiem, wystrzelić cele za pomocą snajperki, zrzucić żyrandole na przestępców, czy też zlikwidować Novikova za pomocą bomby ukrytej w kamerze… Możliwości są ogromne i samo ich poszukiwanie sprawia sporo frajdy.
Jednak tak jak mogliśmy się spodziewać – ja nie śpiesząc się, spokojnie obserwując otoczenie i długo szukając najefektowniejszego wyeliminowania przeciwników, ukończyłem misję w Paryżu w zaledwie 50 minut. Po tym zobaczyłem krótki materiał wideo, który prawdopodobnie zapowiada fabularne tło, ale trudno aktualnie doszukiwać się jakiejkolwiek głębszej fabuły. Może będzie to miało większy sens, gdy otrzymamy wszystkie epizody, lecz aktualnie nie trzyma się to kupy. Gra oczywiście zachęca do powtórnego wykonania zadania – w tytule znajdziecie masę wyzwań, które wymęczą nawet najwierniejszych sympatyków serii, ale z własnego doświadczenia wiem, że za 3. razem jest po prostu nudno. NPC za każdym razem poruszają się tak samo, gadają z tymi samymi postaciami, więc każde kolejne podejście jest łatwiejsze i mniej ciekawe.
Kontrakty kiedyś pokażą siłę
Twórcy postanowili oprzeć siłę produkcji na wykonywaniu krótkich misji, więc w tytule znalazły się sławetne kontrakty. Tutaj możemy mierzyć się z wyzwaniami stworzonymi przez innych graczy, przygotowywać swoje misje lub spróbować sił w zadaniach przygotowanych przez deweloperów. Najciekawiej w moim odczuciu zapowiada się Eskalacja, czyli nowy wariant kontraktów, w którym każde zadanie ma 5 poziomów. Tam dla przykładu musimy ubić Cilasa Netzke będąc przebranym za radzieckiego żołnierza i używając pistoletu. Na kolejnych levelach dochodzi do tego między innymi włamanie do sejfu, które musimy w międzyczasie dokonać. Brzmi ciekawie, ale dotychczas w tej zakładce znalazła się wyłącznie jedna misja… Jest to i tak lepsza sytuacja niż w przypadku Nieuchwytnych celów, gdzie aktualnie nie znajdziemy żadnego zadania… Może tylko wspomnę, że w tym wariancie zabawy otrzymamy możliwość pozbycia się postaci w wyznaczonym czasie, jednak mamy tylko jedną szansę, ponieważ niepowodzenie jest jednoznaczne z ucieczką celu. Twórcy ponadto wpadli na interesujący pomysł – oponent nie będzie zaznaczony na mapie oraz nie zobaczymy go przez zmysł łowcy! Możemy go odnaleźć wśród tłumów włącznie korzystając z informacji dostępnych przed rozpoczęciem misji… Niestety, na takie przyjemności musimy zaczekać.
Po rozegraniu kilku kontraktów stworzonych przez społeczność i zapoznaniu się z pracami IO Interactive bez trudu dostrzegam jeden, ogromny problem – tutaj ciągle chodzimy po dwóch lokacjach… Miejscówka z radzieckimi żołnierzami (znana z bety) lub pokaz mody w Paryżu – to jedyne opcje, w których można aktualnie przygotowywać zadania. W konsekwencji tak jak wspomniałem wcześniej – ten Paryż tylko początkowo wydaje się ogromny, ponieważ przy 5-8 podejściu znamy już większość ruchów potencjalnych celów i maszerujemy niczym Rambo do kolejnych przeciwników.
Muszę jeszcze wspomnieć o samym przygotowaniu tytułu. Grafika nie spełni najskrytszych marzeń sympatyków fotorealizmu, bo na aktualnej generacji widzieliśmy już przynajmniej kilka lepiej przygotowanych produkcji. Autorzy wyraźnie skupili się na ilości bohaterów i wielkości lokacji, ale w niektórych momentach zapomnieli o optymalizacji i liczba klatek na sekundę potrafi wyraźnie spaść. Na szczęście niedogodność nie występuje za często. Natomiast mówiąc o sztucznej inteligencji - nie możecie liczyć na jakiekolwiek rozkosze, bo ochrona potrafi zapomnieć o znalezionym trupie, po kilku minutach wracają na papieroska po małej strzelaninie, a innym razem nie sprawdzą jedynej skrytki, w której akurat się znajdujemy. Smutny standard.
[ciekawostka]
Jak na początek to trochę mało…
Najnowsza opowieść Agenta 47 to dla mnie bardzo nierówna produkcja. Twórcy oferują taktyczną, spokojną i piekielnie satysfakcjonującą rozgrywkę, przygotowują rozbudowaną lokację, ale po zaledwie 50 minutach jedyną dla mnie opcją było powtarzanie misji i szukanie nowych wyzwań. Na szczęście autorzy pozwolili przygotowywać graczom kontrakty i sami chcą sprawdzać nasze umiejętności, ale trudno nie znudzić się ciągłym bieganiem po tym samym miejscu. W grze wyraźnie brakuje zawartości, która mogłaby zachęcić do rozgrywki. Pewnie po wydaniu 2-3 kolejnych odcinków będzie zdecydowanie lepiej, bo otrzymamy kolejne tereny, a liczba najróżniejszych kontraktów kilkukrotnie wzrośnie, ale w aktualnej formie Hitman jest grą przeznaczoną wyłącznie dla najwierniejszych fanów uniwersum. Reszta może sprawdzić pierwszy epizod (cena w sumie nie odstrasza), ale pamiętajcie o moich ostrzeżeniach. Z tego za kilka miesięcy wyrośnie bardzo przyjemna produkcja… Szkoda tylko, że w dniu premiery nie otrzymujemy pełnej zawartości.
Odcinek 2 – Włochy – Sapienza
IO Interactive w drugim odcinku najnowszych przygód Agenta 47 zaprasza graczy do ciepłych Włoch. Sapienza wita nas pięknymi widokami, wielką lokacją i dwoma celami do wyeliminowania. Na dobry początek musimy pozbyć się niejakiego Silvio Caruso, czyli niezwykle inteligentnego naukowca, który pracuje nad wirusem mogącym zabić każdego człowieka na świecie. Jego prawą ręką jest ponętna Francesca De Santis, z którą Agent 47 nie może umówić się na randkę, ale może wbić jej nożyczki w szyję. Pod względem rozgrywki drugi odcinek nie różni się niczym szczególnym od wyprawy do Francji. Na początku musimy wejść do posiadłości szalonego Włocha, następnie przedzieramy się przez poszczególne miejscówki, w międzyczasie szukamy nowych przebrań i w sumie taki gameplay ponownie się sprawdza. Podczas rozgrywki można na chwilę zapomnieć o tym totalnie nieprzemyślanym (z punktu gracza…) systemie dystrybucji i z przyjemnością poszukiwać możliwości do wyeliminowania celów.
A tych oczywiście nie brakuje i w trakcie zabawy zostałem kilkukrotnie pozytywnie zaskoczony. Autorzy tym razem pozwalają nam bardziej wpływać na otoczenie – stajemy się kucharzem, dostarczycielem kwiatów, amantem itd. – i za każdym razem nasze przebranie otwiera nowe perspektywy. Ciekawostką jest teraz fakt, że po zabiciu wspomnianych naukowców, musimy jeszcze odnaleźć laboratorium, w którym powstaje wspomniany wirus i go zniszczyć. Początkowo sądziłem, że będę musiał długo szukać tego miejsca, ale „wzrok” Hitmana pozwolił skrócić czas do minimum. W nowej lokacji ponownie należy wykorzystać trochę sprytu, jednak w ostateczności po 50 minutach mogłem odlecieć do kolejnego miejsca… Chociaż lądowanie odbędzie się dopiero w przyszłym miesiącu, gdy deweloperzy zakończą przygotowywanie trzeciego epizodu.
Odnoszę wrażenie, że Sapienza to zdecydowanie bardziej przemyślany fragment opowieści, w którym twórcy otwierają dla nas sporo najróżniejszych dróg i pozwalają dowolnie lawirować pomiędzy opcjami. Gra się lepiej, ale nadal można narzekać na słabą sztuczną inteligencję, która w bezpośrednich starciach zawodzi. Przy drugim podejściu spróbowałem rozgrywki na „Johna Rambo” i zatrzymałem się dopiero pod koniec… Czasami jest zdecydowanie za łatwo. Oczywiście sztuka tkwi w cichym eliminowaniu celów, a w takiej sytuacji poziom trudności zdecydowanie rośnie. Docenić trzeba również mnogość dostępnych możliwości – ponownie możemy zabić nieszczęśników na wiele, wiele sposobów.
Muszę jeszcze zauważyć, że gra rośnie w dobrą stronę – nie mam na myśli wyłącznie elementów przygotowywanych przez twórców, lecz gracze tworzą coraz to ciekawsze i trudniejsze wyzwania. Na początku narzekałem odrobinę na słabe kontrakty społeczności, ale widać, że sympatycy serii uczą się produkcji i dzięki temu pozycja rozrasta się w odpowiednim kierunku. I to właśnie z między innymi tego powodu jestem skłonny podwyższyć ocenę – tytuł w końcu nabiera odpowiednich kształtów…
Szkoda, że na kolejny odcinek musimy czekać. Jestem przekonany, że gdybyśmy w dniu premiery dostali 8-10 tak dużych i rozbudowanych lokacji, to moglibyśmy mówić o jednej z najlepszych przygód Agenta 47… Twórcy jednak zadecydowali inaczej.
Odcinek 3 – Maroko – Marrakesz
Witajcie w urokliwym Maroko! Łysol w swoim trzecim epizodzie zaprasza nas na krótką, efektowną, choć nierewolucyjną przeprawę przez Marrakesz. W tym pięknym mieście – identycznie jak we Francji i we Włoszech – musimy wyeliminować dwa cele, ale akurat tym razem odniosłem wrażenie, że autorzy naprawdę postarali się i przygotowali ciekawe tło fabularne. Naszym zadaniem jest posłanie na ten brzydszy świat facetów odpowiedzialnych za upadek marokańskiego rządu. W sumie jeszcze im się nie udało, ale są bardzo blisko zrealizowania swojego paskudnego planu. Jeden z oponentów ukrywa się w szwedzkim konsulacie (Claus Hugo Strandberg), a drugi jest generałem kroczącym po wyjątkowo małej bazie wojskowej (Reza Zaydan).
Pierwsze wrażenia? Ale ta mieścina pięknie wygląda! Rozpoczynamy przeprawę od przechadzania się wąskimi alejkami pełnymi najróżniejszych sklepików z kolorowym badziewiem, by po chwili wejść na wielki bazar pełny ludzi. Ogrom mieszkańców potrafi powalić, ale niestety autorzy w żaden sposób nie wykorzystują wykreowanego potencjału. Przed wspomnianym konsulatem znajduje się kilkadziesiąt ludzi chcących śmierci Strandberga – naszego celu – ale wykreowany tłum tylko stoi. Nie widzimy żadnej akcji, nawet nikt nie kłóci się ze strażnikami. Szkoda… Przechadzając się obok niby rozwścieczonych Marokańczyków próbowałem zwrócić ich uwagę, jakoś pobudzić do ataku, ale niestety. To my musimy wziąć sprawę w swoje ręce.
Ja rozpocząłem przeprawę od generała. Szczerze? Próbowałem na początku zabrać się za Strandberga, ale po chwili zrozumiałem, że muszę podejść do wydarzenia inaczej i pobiegłem w stronę bazy. Tutaj standardowa procedura – przebieramy się za strażnika, za kolejnego, unikamy tych bystrzejszych aż spotykamy cel. Z łatwością znalazłem kilka możliwości wyeliminowania przeciwnika i lokacja sprawiła mi sporo frajdy. Dużo gorzej było na szwedzkiej ziemi, bo… Claus to cwany gość chodzący po wyznaczonej przez deweloperów ścieżce, a na jego drodze stale pojawiają się strażnicy. Z pozoru nie jest łatwo go wyeliminować i dopiero po kilku minutach wpadłem na pomysł, który zrealizowałem również w Paryżu – chaos. Trochę okrzyków, spadających elementów na głowę kilku gości i nagle nasz oponent biegnie, biegnie i wpada w łapy Agenta 47. Przy drugim podejściu Strandberg nadział się na trutkę… A jeszcze miałem w planie go otruć.
Wygląda to całkiem przyjemnie, ale autorzy w żaden sposób nie urozmaicają rozgrywki. W drugim odcinku mogliśmy zabawić się w chemika, musieliśmy poszukać laboratorium, a tutaj mamy wszystko wyłożone na tacy, a w dodatku twórcy nie zaryzykowali z przygotowaną historią. Przed rozpoczęciem misji pojawia się wiadomość, że musimy działać szybko, bo sytuacja może wymknąć się spod kontroli i aż prosi się, by podczas zadania pojawił się licznik odmierzający czas. To byłoby wyzwanie! A tak to mamy po prostu kolejne dotarcie do celów i uczenie się ich ruchów.
Jasne, że to nadal kawał przyjemnej rozgrywki, ale akurat w tej przygodzie aż prosi się o odrobinę ponadprogramowej kreatywności. Muszę jeszcze wspomnieć, że pierwszy raz od czasu bety miałem małe problemy z przygodą i dwukrotnie podczas przechadzki napotkałem na błędy – raz zawiesił się jeden z celów i nie mogłem go ubić, a drugim razem oponent zniknął.
Trzeci odcinek oceniam pozytywnie, ale nie będę ukrywał, że czegoś mi tutaj brakowało. Większej swobody przy spotkaniu Strandberga? Może, jednak na pewno zdecydowanie chętniej zobaczyłbym licznik odmierzający czas do „ataku”. Autorzy wykreowali interesującą historie, lecz zabrakło czasu lub chęci na dopieszczenie szczegółów. Chociaż w misji widzimy prawdziwe tłumy, to jednak mieszkańcy nie wpływają w żaden sposób na naszą misję.
Historia publikacji odcinków i ocen
1 epizod - Francja: 11.03.2016 - 6.5
2 epizod - Włochy: 26.04.2016 - 7
3 epizod - Maroko: 31.05.2016 - 7
4 epizod - TBA
5 epizod - TBA
6 epizod - TBA
Tekst zostanie rozbudowany po publikacji przez deweloperów kolejnych fragmentów opowieści. W przyszłości ocena może ulec zmianie.
Ocena - recenzja gry Hitman (2016)
Atuty
- Czuć ducha „starego Hitmana” (taktyczna rozgrywka)
- Sporo możliwości eliminowania celów
- Lokacja w Paryżu potrafi zachwycić (na początku…)
- Tłumy ludzi
Wady
- Tylko jedna pełnoprawna lokacja
- Prolog to beta (czyli płacimy za zawartość z bety)
- Krótka premierowa misja
- Przy dłuższym poznaniu gra nudzi
- Braki w kontraktach
- Sztuczna inteligencja czasami zawodzi
Agent 47 wyszedł z cienia i… Zapomniał przywieźć atrakcje. Twórcy zaryzykowali, ale wątpię, by ten ruch został pozytywnie oceniony przez fanów marki. Legendy nie powinno się ruszać… Na pewno nie w taki sposób.
Graliśmy na:
PS4
Przeczytaj również
Komentarze (100)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych