Battleborn - recenzja gry

Battleborn - recenzja gry

Wojciech Gruszczyk | 07.05.2016, 21:01

Tęsknicie za Handsome Jackiem? Gearbox Software zrobiło sobie przerwę od zatłoczonej Pandory i zaoferowało graczom Battleborn. Po spędzeniu na serwerach kilkudziesięciu godzin mogę śmiało powiedzieć, że ekipa Randy’ego Pitchforda nie uwolniła się od swojego cenionego uniwersum. Nowa marka czerpie garściami z Borderlandsów, ale jednocześnie pokazuje indywidualny pazur. 

Akcja. Wskoczyłem w buty Ratha, znanego bohatera dzierżącego w łapach dwa śmiercionośne miecze. Nie jest łatwo, obrywamy, a rywale zaczynają coraz to śmielej poczynać sobie na mapie. Zabijają naszych i systematycznie dążą do celu. Koniec, muszę coś zrobić. Czekam na dobry moment, na chwilę, gdy przeciwnicy stracą trochę zdrowia… Tak! Wpadam w sam środek chaosu, pomiędzy czterech bohaterów, podbijam jednego zdolnością, w kolejnego pakuję drugą umiejętność, a po sekundzie odpalam ulti. Heros tańczy z mieczami niczym wściekła baletnica, miażdży, czuję, że to była dobra decyzja. Pierwszy, drugi, trzeci padają! Ostatni zaczął uciekać, więc bez zastanowienia gonię. Naładował mi się pierwszy skill – podbijam, atakuję, dobijam. Jestem bogiem… Na 5 sekund. Po tym czasie jak spod ziemi wyrasta przeciwnik, patrzy na mnie z pogardą i jednym ciosem, jednym kuksańcem, jednym splunięciem pakuje mojego herosa w zaświaty. Przerwa… Mam kilka sekund na zebranie myśli. Tego meczu już nie wygramy, ale dla takich akcji warto walczyć na serwerach Battleborn.

Dalsza część tekstu pod wideo

Znajomy świat, ale ryje jakby inne…

Pierwsza myśl po opaleniu Battleborn nasuwa się sama – tak, to gra twórców Borderlandsów. Autorzy na szczęście nie uciekają od swojego znanego uniwersum, nie kombinują, a za to jak na talerzu podają tytuł nastawiony głównie na starcia dwóch pięcioosobowych zespołów. Przed premierą wielokrotnie mogliście przeczytać o pojęciu „MOBA FPS” i ta gra jest idealnym przykładem tego gatunku – na start przygotowano trzy warianty zabawy w trybie sieciowym. Dla mnie głównym okazuje się Incursion, który w zasadzie jest reprezentacyjnym przykładem połączenia mechaniki znanej między innymi z League of Legends ze strzelanką. Naszym zadaniem podczas rozgrywki jest zniszczyć bazę przeciwnika, a w trakcie korzystamy ze wsparcia biegających sługusów sterowanych przez sztuczną inteligencję, tworzymy wieżyczki, szukamy towarzyszy broni wśród najemników, rozwijamy swojego bohatera, wykonujemy dodatkowe wyzwania, współpracujemy z zespołem i staramy się małymi krokami opanowywać kolejne fragmenty mapy. W sumie jedyną większą różnicą względem wspomnianego LOL-a jest brak mocnych wież strażniczych, które należy na początku zniszczyć na drodze do fortecy rywali, ale akurat ta zmiana wypada bardzo na plus, ponieważ starcia w Battleborn są od początku bardzo dynamiczne. Tutaj nie ma miejsca na długie i mozolne bicie budynków. Akcja pogania akcję, a sam pojedynek może zakończyć się nawet po 10 minutach. To są oczywiście wyjątkowe sytuacje – a raczej masakra piłą mechaniczną w odbytach rywali – ale czasami się zdarza! Gorzej, gdy akurat to my znajdujemy się w tej słabszej ekipie…

Po solidnej rzezi człowiek pragnie odpoczynku, ale akurat na serwerach pozycji Gearbox Software trudno o oazę spokoju. Mimo wszystko dobrą odskocznią od typowej MOBY jest Meltdown, czyli tryb wysyłający naszych sługusów na długą i często śmiercionośną wędrówkę. Niezależni herosi muszą dotrzeć do wyznaczonych portali, bo każda taka podróż zakończona sukcesem gwarantuje drużynie punkty. Czasami niełatwo odnaleźć się w starciach, bo trzeba dbać o swoich podopiecznych, pamiętać o atakowaniu sługusów przeciwników, a jeszcze stale nie daje o sobie zapomnieć piątka zawodników z drugiej formacji. Mało? To stawiajcie wieżyczki, szukajcie dodatkowego wsparcia i panujcie nad tym ogromnym chaosem. Rywalizacja w Meltdown nie zwalnia od początku do końca, ponieważ ciągłe reagowanie na ruchy przeciwników, odpieranie ofensyw i atakowanie to kawał ciężkiego chleba.

Gdy już jednak potrzebujemy całkowitego resetu od wariacji na podstawie MOBY, możemy sprawdzić trzeci tryb nazwany Capture. Tutaj zadaniem zespołów jest przejmowanie trzech punktów, a opanowywanie miejscówek pozwala gromadzić niezbędne do zwycięstwa punkty. Zabawę tę znamy z innych strzelanek, ale na parkiecie Battleborn koncepcja sprawdza się smakowicie. Jest to najmniej rozbudowana rozgrywka, choć dynamizmu tam niemało, bo pojedynki nie trwają długo. Autorzy dobrze przenoszą zmagania do pozycji, walka jest przystępna dla wszystkich – w tym miejscu dobrze rozprostować kości i nauczyć się prawideł uniwersum.

Deweloperzy nie zdecydowali się dodać do najnowszego uniwersum klasycznej rywalizacji drużyn, nie biegamy tutaj za flagami, czy też nie rozbrajamy bomb. Multiplayer składa się z zaledwie trzech trybów, które choć oferują mnóstwo satysfakcjonującego strzelania i epickich pojedynków, to jednak nie zainteresują wszystkich. To właśnie jeden z istotnych elementów, który pewnie podzieli społeczność, bo MOBA od lat nie potrafi przebić się do świadomości i serc wszystkich graczy. League of Legends czy też DotA 2 świętują sukcesy, jednak MOBA FPS to nadal nisza, którą dobrze poznać z Battleborn, lecz trzeba zdawać sobie sprawę, że gra oferuje w zasadzie tylko trzy sieciowe tryby. Na szczęście nadrabia sowitym mięskiem w postaci bohaterów, których tutaj po prostu nie brakuje.

Więcej, więcej, więcej i jeszcze trochę bohaterów

W produkcji znajdziemy 25 herosów podzielonych na 5 frakcji. Z pozoru nie ma głębszego znaczenia, którą grupę wspieramy, jednak musicie wiedzieć, że od początku nie mamy dostępu do tej hordy. Deweloperzy nagradzają nasze zaangażowanie, a systematyczna gra procentuje otrzymywaniem nowych przyjemniaczków. Początkowo sądziłem, że postawienie na masę bohaterów nie zda egzaminu, bo dość prędko pojawi się na serwerach problem z balansem. Na szczęście twórcy od początku dbają o postacie i zapowiedzieli stałe wspieranie pozycji licznymi łatkami –  w założeniu stałe reagowanie na sytuacje będzie kluczem do sukcesu.

Ogromnym plusem przygotowanej ekipy jest jej różnorodność, bo dosłownie każdym gra się inaczej. Herosi charakteryzują się oczywiście wyglądem, klasą (atak, obrona,  wsparcie), bronią oraz umiejętnościami. Podczas meczu postać może zdobyć maksymalnie 10 poziom (system HeliX) – za każdy lvl wybieramy jedną z dwóch (później trzech) dostępnych opcji, dzięki którym ulepszamy zdolności, atak, czy po prostu dbamy o najróżniejsze specjały. Ważne by od początku dobrze zapoznać się z DNA bohatera, ponieważ w trakcie jednego starcia nie możemy resetować wyborów, a właśnie w tym miejscu otwiera się ogromne pole do popisu. To my w trakcie meczu wpływamy na ewolucję wojaka, dobieramy jego statystyki, ulepszamy posiadane moce. Spartaczenie roboty nie sprawi, że świat się zawali, bo zawsze możemy poprawić się przy kolejnym podejściu – to daje spore pole do popisu wszystkim specjalistom-twórcom taktyk i układaniu perfekcyjnych zestawów. Interesującym elementem jest również ewolucja bohaterów, która jest możliwa dzięki character rank – za każde spotkanie wojak zbiera dodatkowe punkty i może zdobyć maksymalnie 15 poziom doświadczenia. CR w żaden sposób nie wpływa na nasze osiągi na polu walki, ale pozwala między innymi odblokować dodatkowe stroje, czy też specjalne pozy, którymi możemy podkreślić naszą dominację w trakcie rozgrywki.

Gdyby tych wszystkich pierdółek było mało, autorzy wpadli jeszcze na command rank, czyli poziomy konta, których możemy zgromadzić 100. Dzięki nim otrzymujemy dostęp do nowych bohaterów oraz upiększamy swój pseudonim wyrafinowanym podpisem. Należy jednak wiedzieć, że herosów odblokowujemy jeszcze przez wykonywanie specjalnych wyzwań – zabicie daną postacią odpowiednią liczbę przeciwników, wygranie wyznaczonych starć, zaliczenie misji fabularnej, czy wykorzystywanie postaci z danej frakcji. System sprawdza się na tyle dobrze, że podczas przyjemnej rozgrywki w zasadzie stale jesteśmy nagradzani nową zawartością, która umila kolejne godziny na serwerach.

[ciekawostka]

W grach typu MOBA istotnym elementem jest również kupowanie coraz to potężniejszych przedmiotów. W Battleborn nie znajdziecie sklepów rozrzuconych po mapach, ale przed rozpoczęciem rywalizacji możemy ułożyć zestaw gadżetów, które nabywamy w trakcie rozgrywki. Autorzy nie udostępniają od początku wszystkich przygotowanych zabawek, a umożliwiają wykupienie ich w pakach. W tej sytuacji pojawia się doza niepewności – co wypadnie z pakietu? – oraz obowiązek dobrego planowania, rozdzielania i wybierania najkorzystniejszych zestawów dla bohatera. Sprawa nie jest łatwa, bo często można dla przykładu polepszyć celność, a zmniejszyć atak postaci. W pozycji natrafimy na pospolite, rzadkie, unikalne oraz legendarne wyposażenie, a zawodnik musi dopasować wyposażenie do później wybieranych decyzji dotyczących rozwoju herosa (już w trakcie meczu). Poszczególne atrybuty mogą się ze sobą łączyć i wspólnie sprawić, że postać stanie się maszynką do zabijania.

Herosi są naprawdę różnorodni i nie trudno ich polubić. Początkowo obawiałem się, że w zaprezentowanych bohaterach ciężko będzie mi odnaleźć swoich faworytów, a tak naprawdę od początku z przyjemnością gram wspomnianym wcześniej Rathem (szybkie ataki mieczami i starcia w zwarciu), Montaną (powolny, ale posiadający niszczycielski minigun), Miko (skutecznym lekarzem-grzybem-botanikiem), Phoebe (jej telekineza robi robotę!), czy też… I mam wrażenie, że mógłbym wymieniać do końca. Każda postać jest indywidualnością i potrafi zachęcić do rozgrywki.

Już kilka słów wyplułem o bohaterach, jednak również mapy mają swój unikalny charakter, który na pewno docenią fani Borderlandsów. Lokacje są spore, jednak nie można ich porównać do typowych miejscówek z między innymi League of Legends – tutaj zdecydowanie szybciej się przemieszczamy i nie musimy się męczyć podczas długich podróży. Wszystkie mapy wyglądają dobrze i pasują do przygotowanej koncepcji. To uniwersum aż śmierdzi poprzednią marką Gearbox Software i wielokrotnie podczas rozgrywki odnosiłem wrażenie, że nawiązania są celowym zabiegiem. Twórcy nie żegnają się z Handsome Jackiem i w trakcie rozgrywki można wyczuć znany klimat. Pomaga w tym oczywiście oprawa oraz udźwiękowienie – gra wygląda ładnie i brzmi dobrze… Tak, autorzy nie zapomnieli o licznych żartach, którymi jesteśmy stale karmieni.

Historia pewnego nieporozumienia

Zdziwieni, że jeszcze nie wspomniałem słowa o kampanii? Autorzy postanowili przygotować ośmioodcinkową przygodę, która wprowadza nas w uniwersum i zarysowuje konflikt. W kilku słowach wygląda to tak – wszechświat został niemal doszczętnie pochłonięty przez niszczycielskiego Varelsiego. Ostatnim systemem planetarnym niedotkniętym zarazą wojny jest Solus. To właśnie w tym miejscu ukrywają się wszystkie niedobitki, które tworzą pięć frakcji. Niegdyś odwieczni wrogowie muszą teraz się zjednoczyć i stworzyć oddział Battleborn, czyli ekipę, która przeciwstawi się armii wspomnianego oprycha. Brzmi ciekawie? Niestety, tylko brzmi, bo akurat pod względem opowieści dostajemy mizerę, która nie prezentuje oczekiwanego poziomu. Po twórcach Borderlandsów oczekiwałem przynajmniej wciągających misji, a w tym przypadku otrzymujemy niemal żywe klony zadań z Destiny. Wpadnij na planetę, wybij kilka hord przeciwników, pokonaj bossa i zbierz nagrodę. Bez myślenia i wdawania się w szczegóły… Jest po prostu nudno. Pomaga jedynie kooperacja przez Sieć i na jednej kanapie, ale dla mnie cała ta historia to spore nieporozumienie. Dobrze jedynie, że za pomocą przygód możemy odblokowywać kolejnych bohaterów… Również w tym miejscu odcinki opierają się na systemie HeliX, czyli do każdej misji podchodzimy z „wyzerowanym” bohaterem. Szkoda zmarnowanego potencjału lub nawet czasu, bo odnoszę wrażenie, że twórcy powinni w tym przypadku przygotować bardziej składną i ciekawszą rozgrywkę… Albo zainwestować miesiące na przygotowanie czwartego trybu do sieciowych zmagań.

Mimo wszystko niezależnie od wybranego trybu gra charakteryzuje się jednym – bardzo przyjemnym i satysfakcjonującym strzelaniem. Już w przypadku poprzednich prac Gearbox Software nie mogliśmy na ten element narzekać, a i tym razem twórcy przypominają o swoich zdolnościach. Efekt jest o tyle silny, że sympatycy gatunku MOBA FPS na pewno nie będą marudzić na przyjętą koncepcję i z radością zdobędą kolejną zawartość. Udało się zachować przyjemny balans pomiędzy rozgrywką zespołową a indywidualnym podejściem – standardowo w zespole jesteśmy silni, ale nawet indywidualiści mogą w Sieci wykazać się kunsztem i na swoich barkach udźwignąć ciężar całego spotkania.

Spin-off Borderlandsów dla sympatyków gatunku MOBA

Grając w Battleborn wciąż miałem świadomość, że jest to pozycja twórców Borderlansów. To przyjemna wiadomość dla fanów tego uniwersum, którzy mogą traktować produkcję jako przystanek przed trójką. Jestem jednak pewien, że gra nie zadowoli wszystkich miłośników sieciowych strzelanek, bo MOBA FPS to nadal raczkujący berbeć, który nie potrafi dojść do głosu.

Długo czekałem na grę Gearbox Software i nie zawiodłem się, jednak można żałować, że autorzy nie pokusili się o przynajmniej dwa dodatkowe tryby rozgrywki. Nawet zmagania rankingowe byłyby strzałem w dziesiątkę, bo mielibyśmy dodatkową mobilizację do rozgrywki. Po kilkunastu godzinach na serwerach u mnie nie pojawiło się znużenie, ale akurat należę do graczy, którzy w Dotę mogli grać miesiącami… Tutaj dostajemy ewolucję tego gatunku z ciekawymi bohaterami, sympatycznym rozwojem herosów i totalnie niepotrzebną kampanią.

Battleborn to dobry eksperyment, który ma podstawy, by osiągnąć spory sukces… Jeszcze nie teraz, ale twórcy powinni rozwijać to uniwersum obok kolejnych wydarzeń na Pandorze. 

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Battleborn

Atuty

  • 25 różnorodnych bohaterów
  • Satysfakcjonujące strzelanie
  • Rozwój herosów (system HeliX)
  • Ogromne możliwości personalizacji postaci
  • Tryby PVP
  • Tona zawartości do odblokowania

Wady

  • Koncepcja kampanii
  • Brakuje 2-3 trybów

Dla jednych wielkie zaskoczenie, dla innych totalna porażka. Autorzy Borderlandsów zaryzykowali sięgając po ten gatunek, ale jak to mówią… Kto nie ryzykuje ten nie pije?
Graliśmy na: PS4

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper