The Technomancer - recenzja gry

The Technomancer - recenzja gry

Wojciech Gruszczyk | 05.07.2016, 16:02

Mars potrafi zauroczyć. Klimatem, światem, zadaniami, ale po spędzeniu przy The Technomancer ponad 20 godzin nie trudno odnieść wrażenie, że studio Spiders nadal nie otrzymało swojej wielkiej szansy. Francuzi nie zawodzą, ale ich produkcja ponownie nie zachwyca. 

Deweloperzy ze studia Spiders rozpoczęli ósmą generację przeciętnym Bound by Flame. Tłumacząc niedociągnięcia brakiem czasu, można było odczuć, że gra została wrzucona na rynek kilka miesięcy za wcześnie. Grając w The Technomancer wspomnienia powróciły, jednak tym razem autorzy ucząc się na błędach zadbali o kilka ważnych elementów. Podczas biegania po Marsie stale miałem wrażenie, że właśnie tak wyglądałby Mass Effect, gdyby BioWare nie posiadało odpowiedniej gotówki na produkcję oraz ogromnego doświadczenia wypracowanego produkując tytuły od 20 lat…

Dalsza część tekstu pod wideo

Młody, elektryczny i wygadany

Głównym bohaterem produkcji jest Zachariah, którego poznajemy w bardzo ważnym dniu. Młody protagonista wykonując ważną misję zostaje częścią bractwa technomantów. Heros włada mocą elektryczności i podobnie jak jego współtowarzysze broni, wykonuje kolejne zadania i stara się pomóc wszystkim mieszkańcom Marsa. To właśnie na tej planecie odbywa się główny wątek produkcji, ale w samą historię Czerwonej Planety warto bardziej się zagłębić. Wiele lat temu w tym miejscu pojawili się osadnicy, którzy starali się skolonizować trudne tereny. Wszystko szło po ich myśli, jednak w pewnym momencie zaczęły się wielkie problemy i rozpoczęła się bratobójcza walka o przetrwanie. Planeta okazała się wyjątkowo wymagającym miejscem pełnym najróżniejszych potworów i niszczącym życie żarem lejącym się z nieba. W tych okolicznościach tylko kwestią czasu było pojawienie się różnych ugrupowań, które zamierzają za wszelką cenę przejąć kontrolę nad sytuacją. Technomanci starają się opanować ten chaos, jednak jak łatwo możecie się domyśleć sprawa nie jest taka prosta, bo tutaj intryga goni intrygę, a główny wątek zdecydowanie potrafi zaciekawić. Autorzy świetnie rozbudowali swoje znane uniwersum, które poznaliśmy w 2013 roku (więcej info w tabelce!), jednocześnie dbając o bardzo ciężki, mroczny klimat. Nie będzie wielkim spoilerem, jeśli wspomnę, że Zachariah już na samym początku historii poznaje sekret technomantów i wyrusza na trudną misję… A po kilku kolejnych wykonanych zleceniach wpada w sam środek politycznej rywalizacji frakcji i musi wybrać mniejsze zło.

Chociaż historia przypadła mi do gustu, to już w tym miejscu można dostrzec pewne niedociągnięcia. Sporym problemem gry są dialogi, które czasami stoją na przyzwoitym poziomie, by po chwili zszokować swoją płytkością. Spróbowałem nawet rozgrywki z angielskimi napisami, ale w sumie sytuacja nadal jest bardzo nierówna. Autorzy w dość prosty sposób niszczą wcześniej wykreowaną atmosferę i trudno zrozumieć niektóre niepotrzebne żarty, czy też dyskusje pomiędzy bohaterami. Na szczęście w tym miejscu opowieść się rozkręca i od pewnego czasu jest już dużo, dużo lepiej. Gdy nie rażą już dialogi, dość prędko pojawia się inny problem. Mars potrafi na początku zauroczyć, lecz już po kilku pierwszych godzinach człowiek orientuje się, że w sumie to biega stale po tych samych miejscówkach. Backtracking męczy niemiłosiernie, bo świat nie jest otwartą przestrzenią pełną najróżniejszych zakamarków, a autorzy kolejny raz wrzucają nas do w zasadzie trzech większych lokacji, które są dopełnione przez kilkanaście dodatkowych terenów, a i tak w gruncie rzeczy przemierzamy wciąż znane korytarze. Na domiar złego planeta nie oferuje oczekiwanego życia… Trudno tutaj o dziesiątki NPC-ów żywo dyskutujących i otwierających graczowi nowe opowieści. Oczywiście, znajdziecie kilka dodatkowych zadań, które trzymają poziom, lecz stworzony świat razi pewną pustką.

Przy tym wszystkim trzeba mieć jednak świadomość, że The Technomancer to kolejna gra studia Spiders. Świat chociaż potrafi zachwycić wydarzeniami, to jednocześnie odstrasza oprawą. Lokacje są w wielu przypadkach brzydkie i stworzone na jeden wzór, a w trakcie rozgrywki dość często wpadamy na błędy, przez które trudno w pełni czerpać przyjemność z tej opowieści. Zacinający się towarzysze, problem z zakończeniem zadania, znikające punkty na mini-mapie, czy też spadki animacji to w sumie standard w przypadku Francuzów i podobnie jak w Bound by Flame,produkcja potrzebuje kilku solidnych łatek. Twórcy podobno już pracują nad stosownymi aktualizacjami, ale na odpowiednie efekty trzeba zaczekać.

Wspominając jeszcze o zadaniach na pewno warto dodać, że Francuzi spędzili sporo czasu na wykreowaniu systemu moralności i naszpikowaniu produkcji trudnymi wyborami. Podczas opowieści wielokrotnie stajemy przed decyzjami wpływającymi na główny wątek oraz dodatkowe misje, a ciekawie prezentuje się również łączenie obu aktywności – dla przykładu zabijając jednego z oprychów zamykamy sobie drogę na łatwiejsze wykonanie kolejnego zadania. Często w trakcie rozgrywki możemy również przekupić lub za pomocą charyzmy przekonać oponentów do swojej racji. Jeśli nasz protagonista jest wystarczająco wygadany, to sięganie po broń może być ostatecznością.

Dynamiczna walka z elektrycznością w tle

Na szczęście nie musimy wszystkich przekupywać cukierkami, bo pod względem walki The Technomancer oferuje sporo frajdy. Od początku bohater może korzystać z trzech stylów – dwuręczny kostur, tarcza + maczuga lub sztylet + pistolet – a w trakcie zmagań dynamicznie wyciągamy zza pazuchy odpowiedni oręż. Ponadto, nie możemy zapomnieć o magii technomancji, dzięki której razimy przeciwników prądem, czy też umacniamy swoją broń. Rywalizacja jest dynamiczna, często należy korzystać z uników i w sumie naprawdę przyjemnie walczy się z kolejnymi oponentami. Problemem w moim odczuciu jest spartaczony balans, ponieważ często zwykły łobuz potrafi napsuć nam bardziej krwi niż przerośnięty stwór, by po chwili wpaść na grupę niemal podobnych oprychów, którzy padają po 2-3 strzałach. Chociaż niemal od początku dowodzimy wyszkolonym technomantą-oficerem, to często trudno odczuć, że heros naprawdę ma siłę. Ta spora niekonsekwencja irytuje, ale deweloperzy pozwalają nam przynajmniej zaszaleć w przypadku rozwoju herosa.

Zachariah za wykonane zadania i pokonanych przeciwników zgarnia punkty doświadczenia, które inwestujemy w cztery drzewka umiejętności – każdy odpowiedzialny za jeden styl walki oraz magię. Tutaj warto dobrze przemyśleć swoje działania i już na początku wybrać ulubioną broń, bo dzięki temu możemy szybko i bezproblemowo zdobywać potężniejsze zdolności oraz ulepszać te posiadane. Ja początkowo myślałem o pakowaniu punktów w magię, ale po kilku powalonych bestiach zdecydowałem się zrobić z Zacha typowego łotrzyka eliminującego każde ruszające się mięsko za pomocą zatrutego ostrza. W sumie połączenie elektryczności, mocnego sztyletu i dopakowanej giwery zmiażdży każdego… Już wcześniej wspomniałem o charyzmie i również ten talent można rozwijać – za pomocą osobnych punktów poszerzamy między innymi wiedzę, czy też umiejętności tworzenia przedmiotów. Tutaj również warto dobrze przemyśleć swoje działanie, bo podejmując dobre decyzje na starcie, możemy prędko dla przykładu przekonywać oponentów do swojej racji za pomocą kilku zgrabnych dialogów.

Podczas zmagań głównemu bohaterowi może pomagać dwóch współtowarzyszy broni, których również możemy rozwijać oraz przydzielać im odpowiednie fatałaszki. Kompani wykonują proste polecenia i są… Tarczą na polu walki. Sztuczna inteligencja leży i kwiczy, więc już na początku rozgrywki należy przybrać taktykę „ja atakuję, oni giną”. Z drugiej strony na pewno na uwagę zasługuje ich różnorodność oraz podłoże fabularne – kilkukrotnie można się zdziwić jak wiele pracy poświęcono na dokładne przygotowanie kompanów. Chociaż w tej sytuacji jeszcze bardziej boli niekonsekwencja, przez którą najlepiej rzucić wojowników na pożarcie. Poziom trudności przynajmniej do pewnego momentu jest naprawdę wygórowany, więc jeśli nie macie większego doświadczenia z gatunkiem, to lepiej z rozwagą podchodźcie do gry. Wyzwaniem tutaj są nawet zwykli przeciwnicy i naprawdę dobrze na starcie wybrać ścieżkę rozwoju bohatera.

[ciekawostka]

To jednak nie BioWare

Studio Spiders postanowiło stworzyć ogromnego RPG-a, który miał zachwycić graczy rozbudowanymi elementami, ale jednocześnie nie dopieszczono jego wielu aspektów. Od początku rozgrywki rażą nieścisłości, bo choć gra potrafi zainteresować wydarzeniami, to jednak męczy backtrackingiem, a gdy walka sprawia przyjemność, to po chwili trafiamy na niedociągnięcia w balansie. Z drugiej strony przyjemny system rozwoju jest przytłumiony sztuczną inteligencją towarzyszy, a nie możemy zapomnieć o oprawie oraz błędach.

Nie trudno przy tym dostrzec, że Francuzi nie zmarnowali ostatnich kilku lat. Twórcy uczą się na błędach i z przyjemnością zagram w kolejną produkcję tego studia. Do ideału nadal daleka droga, ale jeśli deweloperzy będą wciąż się tak rozwijać, to za 2-3 lata otrzymamy naprawdę sensowną i dopracowaną pozycję. 

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry The Technomancer

Atuty

  • Historia potrafi zaciekawić
  • Rozwój bohatera
  • Cztery style walki
  • Tło fabularne towarzyszy

Wady

  • Backtracking
  • Niekonsekwencja w dialogach
  • Sztuczna inteligencja kompanów
  • Niedociągnięcia w kodzie
  • Średnia oprawa

W The Technomancer warto zagrać dla samej opowieści. Trzeba przełknąć pewną niekonsekwencję, ale w sumie aktualnie na rynku brakuje takich gier. Fani gatunku mogą się tutaj naprawdę nieźle zabawić.
Graliśmy na: PS4

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper