7 Days to Die - recenzja gry
Nieumarli są bardzo zgrabnym tematem do poruszania w literaturze, filmach czy grach. Autorzy w swoich dziełach tworzą coraz to bardziej realistyczne historie o zombiakach, a fani gatunku łykają je niczym młode pelikany. Niektórzy są już wręcz przygotowani na apokalipsę i dokładnie wiedzą co zrobią, gdy do drzwi zapuka im niezwykle serdeczny i spragniony ludzkiego mięsa umarlak. Zanim jednak to się wydarzy mogą ćwiczyć rozmaite schematy zachowań w ramach gier na konsolach, choćby tytułu, którego dotyczy ta recenzja. Pozostaje pytanie, czy stosując myki z gry 7 Days to Die ktokolwiek odparłby zaloty zombie przez choćby godzinę?
Minecraft dla mózgożerców
7 Days to Die bierze na warsztat temat zombiaków, które chcą zrobić Ci kuku i posilić się Twoim, preferowalnie najwyższej jakości, mózgiem. Twoim celem jest oczywiście uniemożliwienie im tego i przetrwanie. Przetrwanie kolejnej godziny, kolejnego dnia, kolejnego tygodnia. Kolejny tydzień przyniesie kolejny atak umarłych i kolejną szansę na przetrwanie.
Gra pojawiła się na PeCetach w 2013 roku i zdobyła sporą popularność, co przyczyniło się do premiery na innych platformach. Nie da się ukryć, że od samego początku komputerowe naleciałości widać – sterowanie momentami jest mało intuicyjne, ma się wrażenie, jakby pad nie był narzędziem stworzonym do przemierzania świata przedstawionego tej gry, co jest prawdą. Toporność niestety wpływa na jakość rozgrywki, chwilami na ekranie dzieją się rzeczy przez nas niechciane i irytacja sięga zenitu.
Tutorial przygotowany przez twórców tak naprawdę nie przygotowuje do rozgrywki, nie daje informacji potrzebnych do ogarnięcia tematu, więc pierwsze minuty gry są parciem przed siebie na oślep. Nie dowiadujemy się nawet który przycisk odpowiada za co, czyli kwestii absolutnie podstawowej. Spora skucha na sam początek.
W kupie raźniej
W temacie trybów rozgrywki mamy przyjemny standard. Możemy rzucić się na potwory w pojedynkę, możemy zebrać kolegów lub otrzymać pomoc od totalnych randomów w trybie multiplayer, możemy też puścić wodze fantazji i kreatywności w trybie tworzenia, gdzie nie przejmujemy się zombiakami, tylko budujemy otaczający nas świat ku naszemu widzimisię. Szukamy narzędzi, zasobów i uczymy się umiejętności, które później wykorzystamy w podstawowych trybach gry i które mają nam pomóc stawić opór bandzie zgniłych nieumarłych. Porównania do Minecrafta są więc jak najbardziej na miejscu, a mnogość opcji pozwala pobawić się ładnych parę godzin, jeśli ktoś ma w sobie coś z Boba Budowniczego. Można więc stawiać budynki, rozwalać skrzynie, zdobywać nowe bronie, zrobić coś z niczego. Wszystko aby przetrwać. W tym aspekcie gra daje dużo możliwości, więc jeśli jesteś fanem zombiaków a przy tym zapalonym majsterkowiczem, będzie to idealne ujście dla obu Twoich pasji.
Twoja postać ma dużą dowolność w poczynaniach i tak naprawdę to Ty decydujesz na czym się skupisz, nie ma jednego, określonego kierunku w który gra Cię pcha. Oczywiście żeby osiągnąć sukces i uniknąć bycia zjedzonym żywcem (choć nie tylko – czekają inne niebezpieczeństwa, także te bardziej prozaiczne, które mogą ukrócić Twoje życie) musisz spełnić pewne wymagania, ale gameplay jest zróżnicowany i dróg do sukcesu (lub porażki) jest wiele.
Sądny dzień, siódmy dzień
Wszystko co robisz w grze zostaje poddane prawdziwej próbie siódmego dnia, kiedy horda smutnych panów i pań z odsłoniętymi żuchwami będzie na Ciebie napierać ze zdwojoną siłą. Tak naprawdę pozostałych sześć dni służy przygotowaniom na dzień siódmy. Jeśli dobrze wykorzystałeś ten czas istnieje szansa, że przetrwasz. Jeśli o czymś zapomniałeś i w Twoim systemie obrony jest dziura zostanie to bezwzględnie wykorzystane i zapłacisz najwyższą cenę.
Gameplay jest złożony i na papierze rozbudowany, ale ciężko o wielką przyjemność z grania. 7 Days to Die naprawdę lubi się przyciąć (często w najważniejszych momentach), a i bugów, takich naprawdę utrudniających lub uniemożliwiających grę, jest niestety od groma. Widać naprawdę dużo pomysłu włożonego w ten tytuł, ale i masę ograniczeń, które odwracają uwagę od fajnych rzeczy, które się w nim pojawiły.
Bestia i bestia
Niestety zbyt wiele piękna w tej grze nie ujrzymy. Ktoś mógłby zakrzyknąć, że przecież w grze o tej tematyce byłoby to wręcz niestosowne i będzie miał rację, ale jeśli chodzi o ogólną prezencję, grafikę i wszystko "dla oka" to ta pozycja leży i kwiczy. Miejsca po których się poruszamy wyglądają brzydko, jak z ubiegłej epoki i nie wydaje się to zamierzeniem celowym. Ewidentnie skok jakościowy względem wersji z 2013 roku nie był tutaj priorytetem, a już wtedy gra prezentowała się co najwyżej przeciętnie. Animacje tną niemiłosiernie i ciężko pozostać skupionym na starym dobrym survivalu, kiedy co chwila jest się wyrywanym z transu przez błędy mechaniki gry. Dwa razy gra po prostu przestała odpowiadać i konieczny był restart konsoli. To nie jest dobry prognostyk i na pewno nie zachęca do dalszych prób kopania się z koniem.
Człowiek człowiekowi wilkiem, a zombie zombie... zombie?
7 Days to Die to naprawdę fajny pomysł, ale wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Tworzenie rzeczywistości dookoła i elementy bliskie majnkraftowym stoją na wyższym poziomie od tych związanych z naparzanką umarlaków. Opiekowanie się postacią i jej apgrejdowanie daje dużo radości, ale na krótką metę. Całość sprawia wrażenie produktu niedokończonego, ciągle w fazie testów, mimo tego, że są przebłyski. Nie chciałbym wydawać ciężko zarobionych pieniędzy na tego typu tytuły, wolałbym już dać się ugryźć zombiakowi. Byle ładnemu. Wysokie standardy to podstawa.
Ocena - recenzja gry 7 Days to Die
Atuty
- Tematyka zombie
- Klimatyczny dźwięk
- Gratka dla majnkraftowców
Wady
- Tragiczna grafika
- Przycinanie
- BUGI!
Gra tylko i wyłącznie dla fanatyków zombiaków i Minecrafta. Niewykorzystany potencjał, fajne rozwiązania podane w mało zjadliwej formie, a szkoda.
Graliśmy na:
PS4
Przeczytaj również
Komentarze (14)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych