Pro Evolution Soccer 2017 - recenzja gry
Przed rokiem chwaliłem Pro Evolution Soccer niemal za wszystko, ocenę końcową obniżając za braki licencyjne i nieaktualne składy. Tegoroczna odsłona kopanej od Konami pod tym względem wypada jeszcze słabiej niż dwanaście miesięcy temu. Mimo to zasłużyła sobie na ocenę wyższą niż "szesnastka".
Długą drogę przebyła ta piłkarska seria pod parasolem najbardziej znienawidzonego wydawcy gier na świecie. Za czasów PSone i PS2 rządziła niepodzielnie, po premierze PS3 oraz X360 wpadła w permanentny kryzys, budząc się pod koniec generacji. Dwie ostatnie części, napisane już z myślą o aktualnych maszynkach Sony i Microsoftu, były powrotem do formy dawnych mistrzów, mimo tradycyjnych problemów, takich jak braki licencyjne czy składy drużyn w dniu premiery. Pro Evolution Soccer 2017 jest kolejnym łańcuchem w ewolucji current-genowego PES-a, ulepszając niemal wszystko, co deweloper zdołał wypracować w przeciągu dwóch poprzednich lat.
"Dawaj, Kuba! Ciąg to teraz do przodu!"
Największe zmiany dotyczą samej rozgrywki, czyli rzeczy w wirtualnej piłce najważniejszej. Jest ich tak wiele, że sam nie wiem, od której zacząć. Może zatem od rywala, który potrafi się uczyć. W dwóch ostatnich PES-ach sztuczna inteligencja wiedziała dwie rzeczy: aby nie ruszać z szablami na czołgi (tj. w skórze Malagi nie atakować wściekle Barcelony) oraz to, by dusić frajerów (jako Man. Utd. starali się usiąść na takie Stoke już od pierwszej minuty). Teraz potrafi znacznie więcej, powoli ucząc się zachowań gracza. Gdy np. często rozpoczynamy akcje, rozgrywając piłkę od obrońców, konsola zakłada wysoki pressing. Jeśli zaś gramy futbol prymitywny, ograniczając się do gry dalszym podaniem na napastnika, defensorzy rywala grają głębiej, utrudniając zadanie naszej "dziewiątce". Jeśli próbujemy imitować Kamila Grosickiego, regularnie szarpiąc skrzydłami, drużyna przeciwna podwaja krycie w bocznych sektorach boiska. Tak grający oponent sprawia, że musimy być elastyczni i wyrobić sobie umiejętność dostosowywania się do boiskowej sytuacji - Josep Guardiola raczej nie będzie się z tym tytułem dobrze bawił. Niejako w "rewanżu" otrzymaliśmy więcej możliwości w zakresie taktyki, m.in. nakazując napastnikom naciskać na stoperów wolno rozgrywających piłkę, czy błyskawicznie postawić "autobus", gdy trzeba bronić wyniku w końcówce. Możliwości jest naprawdę sporo.
Zaimplementowane zostało to systemowo, jednak działa także w drugą stronę, nawet gdy gramy z kumplem na kanapie. Gdy rozgrywamy spotkania w trybie Versus (odnoga klasycznego meczu towarzyskiego), konsola analizuje sposób gry naszego kolegi (w jakiej strefie prowadzi grę, ile czasu posiada piłkę itd.), dzięki czemu po kilku zawodach mamy realny podgląd na styl gry znajomego. Niezależnie od tego, czy lubimy bawić się piłką, czy wg nas piłka nożna polega na zachowaniu czystego konta po stronie strat, w Pro Evo 2017 "gałą" gra się lepiej niż kiedykolwiek. Mamy zdecydowanie więcej opcji na odegranie futbolówki, tak przy prowadzeniu gry, jak i po przechwycie. System ten czyni PES-a grą jeszcze bardziej skillową, a efekt jest taki, że widząc niektóre zagrania dobrych graczy, Xabi Alonso najchętniej nie podnosiłby się z ławki rezerwowych Bayernu, a Xavi Hernandez nie opuszczałby ciepłego Kataru. W recenzji zeszłorocznej części zbyt pochopnie pochwaliłem pracę bramkarzy - po rozegraniu większej ilosci meczów, okazało się, że golkiperzy nie dawali rady. W wersji 2017 również na tym polu dokonał się postęp. Panowie w rękawicach poprawnie interpretują strzały w trzech kategoriach (po ziemi, na wysokości ramion, górą) i potrafią popisać się efektowną paradą. Lepiej czytają grę również przy stałych fragmentach, jednak w dalszym ciągu potrafią "wypluć" futbolówkę, którą powinni złapać. Co więcej, zawsze odbijają do boku, w aut, co czasami wygląda nienaturalnie.
"Myślę, że warto podać zwycięski skład Kaiserslautern z meczu z Bayernem w sezonie 97/98."
Sędziowie starają się nie przeszkadzać, często dając jednej ze stron przywilej korzyści, jednak czasami aż prosi się o kartonik dla faulującego. W jednym ze spotkań celowo atakowałem rywali od tyłu, aby "przetestować" arbitra, ten jednak z uporem maniaka częstował mnie tylko żółtymi kartkami. Podczas zawodów w ligach europejskich zauważyłem zaskakująco wielu czarnoskórych arbitrów, jednak z komentarzem w tej kwestii postanowiłem się wstrzymać. Jeśli chodzi o dostępne atrakcje, oprócz wspomnianego Versusa, nie dodano zupełnie nowych trybów zabawy, jednakże dostępna liczba jest więcej niż satysfakcjonująca, w dodatku większość doczekało się szlifów. W myClub, czyli PES-owej wersji Ultimate Team z serii FIFA, zastosowano ten sam system, co w Versus, dzięki czemu możemy przeanalizować styl gry rywali. Divisions oraz Become a Legend doczekały się zmian z kategorii kosmetycznych, ciekawiej jest za to w uwielbianym Master League. Teraz mamy znacznie więcej możliwości przy planowaniu i dokonywaniu transferów, zwłaszcza że system uwzględnia sześciomiesięczne wypożyczenia na różnych warunkach, a piłkarze stali się jakby nieco mniej wymagający. Na ruchy transferowe księgowi przydzielają nam konkretny budżet, zatem tym bardziej należy działać na rynku z rozwagą. Autorzy obiecują regularne Live Update, które w momencie pisania tej recenzji jeszcze nie funkcjonowało. System, jak poprzednio, zakłada cykliczną aktualizację składów, także w trybach offline, w tym ruchy klubów z zimowego okienka transferowego 2016/17. Trzymam dewelopera za słowo.
W tym momencie drapię się w głowę, gdyż doszliśmy do tematu składów i licencji. "Było jak było, jest jak jest" - powiedziałbym. Przed premierą sklepową na aktualne zestawienia mogli liczyć jedynie fani Barcelony, Dortmundu, Liverpoolu, Man. Utd.(występującego pod nazwą Man Red) oraz Arsenalu. Dumą Neapolu w dalszym ciągu jest Higuain, świątyni Man. City strzeże wysłany na banicję Joe Hart, a defensywą PSG zarządza David Luiz, w rzeczywistości piłkarz Chelsea. Oby sytuacja w najbliższych dniach (tygodniach?) wyklarowała się i każdy fan kopanej, będący na bieżąco z tematem, nie musiał uśmiechać się pod nosem, poprawiając we własnym zakresie robotę dewelopera. A jest co robić. Premiership i Championship (za wyjątkiem Man. Utd., Arsenalu i Liverpoolu), La Liga (prócz Barcelony i Atletico), Liga Sagres (nie licząc Benfiki oraz Sportingu), Serie B - te rozgrywki nie posiadają licencji. Prawie wszystkie zespoły włoskiej ekstraklasy występują pod oryginalnymi nazwami, poza jednym - Juventusem. "Królewscy" z Madrytu także nieobecni są pod nazwą Real, z kolei Bundesligę reprezentują trzy teamy: Dortmund, Leverkusen i Schalke. Ze względu na umowę Bayernu z wydawcą konkurencyjnej gry, w PES-ie zabrakło jednej z najlepszych drużyn na świecie - Dumy Bawarii. Na 34 europejskie reprezentacje, licencję posiadają 24. Polski w tym gronie nie ma, dlatego zamiast Roberta Lewandowskigo bramki dla naszych zdobywa niejaki G. Stegers. Na osłodę - Liga Mistrzów, Liga Europy, Superpuchar Europy, Copa Libertadores i azjatycka Champions League.
"I wyjazd! Tak jest!"
Powyższy problem w pewnym stopniu "koryguje" rozbudowane Edit Mode, w tym przypadku z pełnym wsparciem dewelopera i wydawcy dla fanów odwalających czarną robotę (znacznie ułatwiono cały proces dla posiadaczy PS4). Mimo wszystko zamierzam oceniać twórców, a nie fanów. Ci pierwsi, w przeciwieństwie do tej drugiej grupy, tradycyjnie już nie stanęli na wysokości zadania w tym istotnym dla gry aspekcie. Poprawili za to szeroko rozumianą atmosferę (reakcje kibiców na sytuacje stykowe, wyjście z tunelu), jednak w żadnym wypadku Wasz współlokator nie pomyli meczu w PES-a 2017 z prawdziwą transmisją telewizyjną. Na tym polu jest naprawdę sporo do zrobienia, gdyż w temacie stadionowej oprawy piłka Konami ustępuje nawet stareńkiemu FIFA World Cup 2010. Na plus należy zaliczyć rewelacyjnie wykonane twarze topowych zawodników, jak również przemodelowane menusy.
Pod koniec zacząłem kręcić nosem, tradycyjnie zresztą na braki licencyjne oraz przedmeczową oprawę, jednak mam nadzieję, że przekaz tej recenzji jest jasny - Pro Evolution Soccer 2017 to pod względem rozgrywki najlepsza wirtualna "noga", w jaką miałem przyjemność grać. Oby przygotowane przez producenta serwery oraz system Live Update nie zawiodły, a w nowego PES-a będziemy zagrywać się do upadłego. A raczej do września przyszłego roku...
PS Cytatów poprzedzających kolejne akapity dostarczył niezawodny Tomasz Hajto.
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Pro Evolution Soccer 2017.
Ocena - recenzja gry Pro Evolution Soccer 2017
Atuty
- Fantastyczna rozgrywka
- Mnóstwo usprawnień względem PES 2016
- Liczba trybów offline/online
- Animacje, wykonanie twarzy topowych graczy
- Fox Engine pracuje aż miło, odświeżone UI
Wady
- Licencyjna bieda
- Nieaktualne (na tę chwilę) składy
- Oprawa przedmeczowa
Najlepsze Pro Evo na konsolach obecnej generacji i jedno z najlepszych w ogóle. "Kiełbasy do góry i golimy frajerów!".
Graliśmy na:
PS4
Przeczytaj również
Komentarze (102)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych