BioShock: The Collection - recenzja kolekcji
BioShock: The Collection to jedna z najgorzej strzeżonych tajemnic ostatnich miesięcy. Grę oceniło kilka organizacji zajmujących się przyznawaniem klasyfikacji, sklepy zapraszały do zakupów i dopiero po wszystkich ceregielach, 2K Game oficjalnie zaprezentowało zestaw. Teraz możemy powrócić do tej wielkiej serii, ale czy warto tracić czas na zgłębianie głębin i przestworzy w tak gorącym wrześniowo-październikowym okresie?
Nigdy nie zapomnę swojego pierwszego spotkania z BioShockiem. Brat przywiózł do domu pudełko i wybierając się na imprezę rzucił „młody, spróbuj, fajna strzelanka”. Wcześniej nie słyszałem o grze, nie widziałem zwiastunów, nie czytałem recenzji i… Prawie zesrałem się umarłem ze strachu. Doskonale wiecie, że ta produkcja nie jest przerażającym horrorem, ale deweloperzy potrafili przygotować wyborną, mroczną, obłędną atmosferę, którą spotykamy w elektronicznej rozgrywce zdecydowanie za rzadko. Nie wspominam o tym bez powodu, bo właśnie na tę opowieść najbardziej czekałem w kolekcji.
Przeżyj ten pierwszy raz… Jeszcze raz
Produkcja pierwotnie debiutowała w 2007 roku i właśnie w tym miejscu autorzy kolekcji powinni wykazać się największą dbałością o produkcję, ale podnieśli rozdzielczość do 1080p oraz zajęli się kosmetycznymi zmianami. Studio nie traciło czasu na odrestaurowanie od podstaw miejscówek, pracownicy nie namalowali ponownie przeciwników, choć nawet taki zabieg sprawił, że gra wygląda dużo lepiej. Możemy oczekiwać więcej, jednak tytuł nie stracił swojego indywidualnego charakteru i nadal potrafi przerazić. Jasne, że pierwsze wrażenie robi się tylko raz, ale akurat w tym przypadku trudno narzekać na klimat i dobrą opowieść. Gra została rozbudowana o komentarz deweloperów, dzięki któremu możemy spojrzeć na proces powstawania BioShocka, specjalne „Museum of Orphaned Concepts”, czyli jak sama nazwa wskazuje muzeum przepełnione materiałami koncepcyjnymi oraz rozszerzenie Challenge Rooms – jest to bez wątpienia sympatyczne uzupełnienie wielkiej przygody i duża gratka dla fanów uniwersum.
Kontynuacja w swoim czasie nie zrobiła na mnie tak wielkiego wrażenia, ale z chęcią dałem tej historii drugą szansę. Nie będę ukrywał, że ponownie wydarzenia mnie nie porwały i czegoś mi tutaj w ostatecznym rozrachunku wciąż brakuje, lecz przynajmniej w zestawie zostały zawarte dwa rozszerzenia „Minerva’s Den” i „Protetor Trials”. Jak się pewnie domyślacie, także w tym miejscu autorzy nie pokusili się o większe dopracowanie oprawy, a w dodatku zdecydowano się usunąć tryb sieciowy. Czy ktokolwiek będzie płakał? Wątpię, bo nie poznałem jeszcze gracza, który doceniałby to uniwersum właśnie za ten wariant zabawy. Deweloperzy w 2010 roku widząc wielki boom na multiplayer postanowili również zaoferować swoim klientom taką zabawę, ale wciąż mam nieodparte wrażenie, że ekipa powinna poświęcony czas na rywalizację sieciową przeznaczyć na dopracowanie historii.
Ciekawostką na pewno jest fakt, że kolekcja zawiera dwie płyty. Na pierwszej znajduje się BioShock oraz BioShock 2, a na drugiej oczywiście BioShock Infinite. Nie jest to częsta praktyka, ale jak widać autorzy w taki sposób spróbowali poradzić sobie z objętością opowieści. |
Zakończenie trylogii przenosi nas w przestworza i akurat w tym miejscu w zasadzie trudno mówić o wielkiej poprawie grafiki. BioShock Infinite debiutował na poprzedniej generacji zaledwie 3 lata temu i gra nadal wygląda bardzo dobrze. Twórcy kolekcji w tej sytuacji nie musieli się specjalnie męczyć – choć w poprzednich projektach też się specjalnie nie napocili – ale przynajmniej w pakiecie otrzymaliśmy również wcześniej wydane rozszerzenia. „Clash in the Clouds”, “Columbia’s Finest” oraz oczywiście “Burial at Sea – Episode 1” i “Burial at Sea – Episode 2”. Wcześniej nie miałem okazji zagrać w wysoko oceniany Burial at Sea, dlatego z przyjemnością dosłownie wsiąknąłem w opowieść… Mam nawet nieodparte wrażenie, że powinienem poznać te wydarzenia zdecydowanie wcześniej. To naprawdę fenomenalne zakończenie „trylogii”, które rozbudza chęć na kolejną produkcję z tego uniwersum.
Tam przypudruj, tu przypudruj
Musicie przy tym wiedzieć, że trzy produkcje zostały w zasadzie tylko i wyłącznie przeniesione na nowe sprzęty. Twórcy zajęli się podciągnięciem oprawy, a ich celem było przygotowanie płynnych 60 klatek na sekundę. Magia niestety nie do końca się udała i choć we wszystkich pozycjach trudno narzekać na spadki, to jednak przy intensywniejszym momentach – najbardziej odczuwalna niedogodność w Infinite – można dostrzec brak płynności animacji na oczekiwanym poziomie. Ten problem jednak nie psuje zabawy, bo we wszystkich częściach liczba fps-ów nie spada poniżej dopuszczalnego poziomu.
Wracając jeszcze na chwilę do samych produkcji, na pewno muszę dodać, że nie miałem problemów podczas rozgrywki. Słyszałem od zaprzyjaźnionego dziennikarza o zacinającym się pierwszym BioShocku przy wciśnięciu przycisku PlayStation, ale na szczęście uniknąłem takich nieprzyjemności.
W pewien sposób żałuję, że projektanci zestawu nie opracowali większego zestawu dodatkowych treści, które byłyby większą ozdobą kolekcji. Pierwszy BioShock ze swoimi dodatkami rozbudził moje oczekiwania, ale później mogłem tylko i wyłącznie liznąć wcześniej wydane dodatki. Akurat taki zestaw wydaje się idealnym miejscem na wrzucenie wszystkich materiałów koncepcyjnych ze wszystkich pozycji – w końcu niezbędne pliki na pewno leżakują na serwerach deweloperów.
[ciekawostka]
Dla kogo takie mięsko?
BioShock: The Collection to zestaw trzech gier oferujący wrażenia na dobre 50-60 godzin. To opowieści przesiąknięte fenomenalnym klimatem, dobrą narracją i niezawodną rozgrywką. Nie jest to może i najlepsza kolekcja dostępna na rynku, nie wyznacza standardów dla kolejnych kotletów, ale na pewno jest to bardzo porządnie przygotowany zestaw.
Jeśli nigdy nie spotkałeś się z tym uniwersum, nie powinieneś się zastanawiać! W przystępnej cenie otrzymasz coś więcej niż „trzy dobre gry”, bo BioShock i BioShock Infinite to dla mnie prawdziwe arcydzieła. Tytuły wyznaczające standardy, a jeszcze masz tutaj całkiem znośną dwójkę i piekielnie dobre – szczególnie Burial at Sea – rozszerzenia.
Odrobinę gorzej wygląda sprawa z osobami, które poznały już te przygody. Ja podchodziłem do zestawu właśnie z takiej perspektywy – jedynie nie liznąłem wymienionego akapit wcześniej DLC – i szczerze? Bawiłem się naprawdę dobrze. Jasne, że wrażeń nie mogę porównać do „pierwszego razu”, ale po spędzeniu w tym wybitnym uniwersum kolejnych godzin wiem jedno – seria nie może skończyć się na trzech grach. Chcę zdecydowanie więcej i wierzę, że ten zestaw nie debiutuje bez powodu… 2K Games musiało zatrudnić do przygotowania tej serii nową formację. Wierzę w to!
Ocena - recenzja gry BioShock: The Collection
Atuty
- Trzy niezapomniane opowieści
- Atmosfera nadal na najwyższym poziomie
- Wszystkie rozszerzenia
- Kilka dodatkowych smaczków
Wady
- Tylko podciągnięcie rozdzielczości
- Małe spadki animacji
- Człowiek chciałby więcej
Dobrze skrojona i obładowana atrakcjami kolekcja. Może i nie wyznacza standardów, ale na pewno nie będziecie narzekać. Mam tylko nadzieję, że to tylko i wyłącznie początek dobrych informacji o tym uniwersum.
Graliśmy na:
PS4
Przeczytaj również
Komentarze (46)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych