Call Of Duty: Infinite Warfare - Sabotage - recenzja DLC

Call Of Duty: Infinite Warfare - Sabotage - recenzja DLC

Wojciech Gruszczyk | 13.02.2017, 16:38

Infinity Ward postanowiło za pomocą Call Of Duty: Infinite Warfare zaoferować graczom kolejną futurystyczną opowieść, która podzieliła graczy. Twórcy dostrzegli problem i już pierwszy dodatek pokazuje, że amerykańskie studio odrobiło zadanie domowe.

Call Of Duty: Infinite Warfare zostanie rozszerzone o pakiet czterech dodatków, czyli gracze mogą liczyć na standardowe atrakcje. Twórcy jednak za każdym razem muszą się dwoić i troić, by zaoferować interesującą zawartość. Na dobry początek Infinity Ward nie zawodzi, chociaż ponownie nie otrzymujemy pożądanej rewolucji. Sabotaż – bo taką nazwę nosi pierwszy pakiet DLC – zawiera cztery mapy do trybu sieciowego oraz rozdział kampanii dla zombiaków.

Dalsza część tekstu pod wideo

Dominion – przeszłość wraca w przyszłości

Na dobry początek postanowiłem dokładnie zapoznać się z Dominion, czyli odrestaurowanym Afghan z Call of Duty: Modern Warfare 2. Nie ukrywam, że to właśnie ta miejscówka w swojej pierwotnej formie oczarowała mnie w 2009 roku, więc chętnie ponownie pobiegałem po tej lokacji. Autorzy oczywiście postawili na sporą rekonstrukcję i akcja została przeniesiona z bliskowschodniej pustyni na powierzchnię Marsa. Zamiast wraku samolotu, na środku znalazł się zniszczony statek kosmiczny, a wszystkie budynki zyskały futurystyczne akcenty. Mimo wszystko mapa to moim zdaniem strzał w dziesiątkę – pamiętacie magiczne miejsce dla camperów na wzgórzu? Jest! Pamiętacie budynek naprzeciwko, gdzie również dało się znaleźć teren dla snajpera? Jest! I w sumie to bardzo miła „powtórka”, bo autorzy specjalnie nie kombinowali. Domki znajdują się w odpowiednich miejscach, dodano wyłącznie drobne elementy, które jednak nie wpływają na odbiór całości. To naprawdę miły powrót do Modern Warfare 2 i chcę więcej.

Noir – mroczny Brooklyn

Mapa w samym sercu brudnego-nowoczesnego Brooklynu ma w sobie świetny charakter. Twórcy wrzucili na budynki mieszkalne, okoliczne kawiarnie, czy też nawet szpital wielkie neony, które akcentują czas wydarzeń. To daleka, mroczna i przygnębiająca przyszłość, w której odnajdą się fani biegania po ścianach i walki w zwarciu. To bardzo ciekawa mapa ze sporym atutem - przygnębiającą atmosferą. Dobrym rozwiązaniem jest przygotowanie dużego budynku na samym środku, bo większość starć odbywa się na jego obrzeżach – oczywiście dość prędko znalazłem sobie wymarzony punkt, w którym ciąłem podczas testów wszystkich nadciągających zawodników. Gracze mogą tutaj liczyć na szybką akcję.

Neon – udany eksperyment

Czego często brakuje w kolejnych dodatkach do kolejnych odsłon Call of Duty? Ryzyka. Tutaj dostajemy jego przedsmak, bo Neon to mapa określana przez deweloperów jako „wirtualny symulator”. W trakcie gry miałem raczej wrażenie, że to niedorobiona miejscówka, której właśnie „bugi” są największymi atutami – wyobraźcie sobie bardzo dynamiczne starcie i walkę o najmniejszy punkt, rywale osłaniają się za samochodami, a te po chwili… Znikają. Tutaj takie perełki zdarzają się często, bo lokacja oferuje właśnie takie małe „niedoróbki”. Nawet gdy gracz zginie, to jego postać znika z mapy. Od początku spodobały mi się te niespodzianki, bo to w pewien sposób skromne odświeżenie znanej zabawy. Na plus na pewno można zaliczyć wszechstronność Neonu, bo odnajdą się tutaj fani wszystkich stylów rozgrywki.

Renaissance – włoski klimat i wąskie przejścia

Na deser zostawiłem sobie Renaissance umiejscowione w Wenecji. Na początku sądziłem, że lokacja bez wielkich, futurystycznych ornamentów będzie najmocniejszym punktem zestawienia, ale dynamika akcji potrafiła mnie tutaj przytłoczyć. Deweloperzy zdecydowali się na miejscówkę we włoskim miasteczku, które urzeka oprawą, ale wąskie przejścia nie przypadły mi za bardzo do gustu. Gracze skaczą, giną, skaczą, giną, giną, skaczą i jak dla mnie chaos jest tutaj odrobinę zbyt wyczuwalny.

Rave in the Redwoods – zombie, zombie, zombie!

W pakiecie nie mogło zabraknąć kolejnego starcia z żywym ścierwem. W Rave in the Redwoods wydarzenia rozgrywają się… Na planie horroru klasy B, w którym grupa amerykańskich nastolatków trafia nad wielkie jezioro. Brzmi znajomo? Oczywiście! Autorzy zadbali o mroczniejszy klimat, który jednak może zostać szybko przełamany przez pewny mały bajer – nie będę zdradzał za wiele. Oczywiście realia zmagań się nie zmieniają, bo ponownie naszym zadaniem jest rywalizowanie z kolejnymi przeciwnikami, tworzenie pułapek oraz kupowanie nowych broni. W tym ostatnim aspekcie pojawia się w DLC mała niespodzianka, bo autorzy postawili na mocniejsze wykorzystanie broni białej – śmigamy z kijem do golfa, bejsbolem z wbitymi gwoździami i eliminujemy kolejnych oponentów w bardzo bliskim kontakcie. Na mapie znalazło się sporo przyjemnych Easter Eggów i widać, że Infinity Ward ma pomysł na ten tryb. Więcej takiego mięska!

Na dobry początek… Jest dobrze

Call Of Duty: Infinite Warfare to nie jest moja ulubiona odsłona tej wielkiej serii, ale Infinity Ward odrobiło zadanie domowe. Jestem pewien, że przygotowane mapy prezentują się dużo lepiej od tych, które otrzymaliśmy w listopadzie ubiegłego roku. Twórcy wyraźnie słuchają opinii fanów i postawili na różnorodność.

Nadal brakuje rewolucyjnych zmian, jednak na przestrzeni ostatnich miesięcy, jest to bez wątpienia jeden z ciekawszych pakietów do gier z serii Call of Duty. Klienci dostaną przynajmniej trzy dobre mapy (choć to nadal temat otwarty) oraz bardzo przyjemny epizod z biegającymi zombiakami. Po wpadce na premierę jest to bez wątpienia spore zaskoczenie. Czy warto brać w pełnej cenie? Zależy od portfela, bo rozszerzenie do najtańszych nie należy (61 zł), lecz przynajmniej tym razem możecie mieć pewność, że po stworzonych lokacjach można pobiegać z przyjemnością.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Call Of Duty: Infinite Warfare - Sabotage

Atuty

  • Dominion
  • Noir
  • Neon
  • Rave in the Redwoods

Wady

  • Renaissance
  • Nadal brak rewolucji

Na dobry początek… Jest dobrze. Nie rewolucyjnie, ale dobrze. Nadal brakuje mi znaczących zmian, jednak dobrze, że twórcy słuchają graczy. W końcu!
Graliśmy na: PS4

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper