Diluvion - recenzja gry
Rynek gier niezależnych pełen jest tytułów, które próbują przebić się do nieco szerszego grona odbiorców, lecz udaje się to tylko nielicznym. Czasem bywa tak, że sukces osiągnie gra, która naprawdę na to zasługuje, a czasem jakiś słaby, zrobiony bez polotu gniot. Do której z tych kategorii zalicza się Diluvion?
Ekipa Arachnid Games jest stosunkowo młoda, aczkolwiek bardzo ambitna. Ich pierwsza gra, Ballpoint Universe, stanowi wyjątkowe połączenie prostej mechaniki z fantastyczną i unikatową oprawą wizualną w 2D. Teraz deweloperzy poszli o krok dalej. Ich najnowsze dzieło, opowiada o strasznym losie, jaki spotkał naszą planetę, która to podobnie jak w Wodnym Świecie, w całości została zalana wodą. Jak do tego doszło?
Jak zwykle najpotężniejsze persony tego świata pokłóciły się o władzę i pieniądze, co niestety rozzłościło ziemskich bogów. Ci w akcie gniewu i aby uchronić Ziemię przed totalną destrukcją nuklearną, zalali planetę jednym gigantycznym oceanem, który przykrył wszystkie lądy. Jednakże wśród nich ostał się jeden bóg, który dał ludzkości ostatnią szansę.
Wszyscy, którzy przeżyli osiedlili się w specjalnych koloniach i dostali od niego jedno proste zadanie – dotrzeć do końca tunelu i odkryć tam sekret mający uratować rasę ludzką. Tutaj wkraczamy my! Jako początkujący kapitan jednego z trzech dostępnych na starcie statków ruszamy na przygodę, w której naszym celem będzie po prostu dobra zabawa i przetrwanie – oczywiście przy okazji możemy uratować całą ludzkość.
Zespołowi Arachnid Games brawa należą się przede wszystkim za design całego świata – każdy jego skrawek jest wprost przepiękny, klimatyczny i bardzo sensownie zaprojektowany. Widać, że ta podmorska kraina ma swoją historię, sporo się tam działo przez te wszystkie lata i cywilizacja, jaka się w niej wykształtowała, również ma swoje tradycje i obyczaje, których należy przestrzegać. Na swojej drodze do celu ostatecznego spotkamy pokojowe frakcje handlarzy, mechaników czy też badaczy oraz wrogo nastawionych rzezimieszków, piratów i samotnych łowców skarbów.
Ponadto mieszkańcy Diluvion żywo na nas reagują – jeśli coś przeskrobiemy w jakimś mieście, jego strażnicy będą nas ścigać, a gdy spotkamy na swojej drodze pojedynkujące się łodzie możemy dołączyć do tego starcia i upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Każdy zdewastowany pojazd możemy także odwiedzić, zabrać to co w nim zostało i ewentualnie zatrudnić jego szefa jako nowego marynarza. Mimo, że to dość nietypowe środowisko, to aż czuć w nim ten post-apokaliptyczny klimat i tlące się w nim życie.
Główna linia fabularna oferuje nam nie tylko postęp w historii ale i spore wskazówki na to, jak możemy ulepszyć naszą łódź. Po pierwszych 2-3 godzinach zabawy dostaniemy opcję kupowania nowych pojazdów, ulepszania ich, a nawet wymiany na inny – przydaje się to zwłaszcza wtedy gdy znudzi nam się pływanie posiadanym typem okrętu i będziemy chcieli wypróbować na przykład wolniejszy, ale potężniejszy. Jednakże nawet najlepsza łajba jest niczym, jeśli nie ma odpowiedniej załogi!
A tę będziemy werbować bezpośrednio podczas swojej przygody jako postacie fabularne oraz wyłowimy najlepsze talenty spośród dziesiątków majtków spotkanych pod wodą. Każdego z nich reprezentują takie statystyki jak kondycja, intelekt, percepcja i siła. W zależności od tego jakie dana osoba ma predyspozycje, nada się na przykład na asystenta sternika, lecz będzie dawała negatywne bonusy dla strzelca. Trzeba także zważać na to, że rekrutacja bywa bardzo droga i doskonale trzeba wiedzieć kogo się poszukuje. Ponadto podczas podróży będziemy musieli uzupełniać zapasy jedzenia, powietrza, amunicji oraz torped.
Surowce są w tej grze tak naprawdę kluczowe, bo bez nich nie przetrwamy zbyt długo – jeśli załoga będzie głodować, odejdzie, jeśli zabraknie nam tlenu na długą wyprawę, zginiemy, jeśli zabraknie nam amunicji podczas ważnej bitwy... sami wiecie. A gdzie ich szukać? Wszędzie! W miastach, opuszczonych statkach, stacjach badawczych, ruinach, na dnie, a nawet pod samym czubkiem lodowej pokrywy oddzielającej świat nad wodą od tego pod jej powierzchnią. Przydatna lokacja może znaleźć się dosłownie w każdym miejscu, dlatego ciekawość i eksploracja są tu bardzo fajnie premiowane. Jeśli znajdziemy coś co nam się nie przyda, zawsze możemy to opchnąć jakiemuś handlarzowi. Chociaż nie, nie zawsze, bo niektórzy handlują tylko jedzeniem.
Dobra, a czy ta gra ma jakieś wady? Tak, choć rzadko bywają jakoś wielce rażące. Czasami zdarzy się, iż jakieś zadanie fabularne jest nieco pozbawione sensu. Na przykład na początku musimy zdobyć wartościowy silnik, który jest rzadki i trzeba się napracować, aby taki wykonać. Pomyślałem zatem, że skoro muszę dygać po to na drugi koniec świata, będzie konieczne jakieś dodatkowe zadanie bądź duże fundusze, aby go zakupić. Niestety okazało się, że mogłem go sobie po prostu wziąć za darmo i nikt nie pisnął nawet słowem.
Bardziej przeszkadzać mogą zaś błędy w działaniu kodu gry. Gdy pierwszy raz ją odpaliłem nie miałem żadnego interfejsu, wskazówek, poleceń. Pomyślałem zatem, że szykuje się ciekawa przygoda wymagająca myślenia. Okazało się potem, że coś się zepsuło i dopiero za trzecim uruchomieniem wszystko działało jak należy. Drugi poważny błąd jaki napotkałem, był dziwny, ale zdecydowanie ciesze się, że mi się przytrafił. Dlaczego?
Po około 60 minutach zabawy zdobyłem pierwszą mapkę całego terenu, która znacznie ułatwia orientację w terenie, jednakże akurat musiałem zakończyć posiedzenie przed laptopem i mogłem do niego powrócić kilka godzin później. Ku mojemu zdziwieniu mapka zniknęła – znaczy się była fizycznie w ekwipunku, ale system gry jej nie widział, przez co jej okno było puste. I towarzyszyło mi już do końca zabawy przy każdej innej zdobytej mapce. Sprawiło to, że musiałem nieco szukać wszystkiego na ośle, a kierować mogłem się jedynie sonarem, kompasem z oznaczonymi punktami orientacyjnymi i złotymi rybkami, które od czasu do czasu podpowiadają kierunek podróży.
Teoretycznie powinienem być zły, co nie? Jednak dało mi to rzadko spotykane dziś poczucie zagubienia, ekscytacji z odkrywania wszystkiego samemu i poczucie, że jako prawdziwy nowy mieszkaniec tych wód, muszę samodzielnie znaleźć sobie drogę do jakiegoś ważnego miejsca w tym ponurym świecie. Im głębiej schodziłem tym było ciężej, mroczniej i jeszcze bardziej niepokojąco. Szukanie wyjścia z meandrów jakiejś nory, gdzie widoczność wynosiła kilka metrów i kończyła mi się żywność, było fascynującym przeżyciem. Niemalże równie epickim, co walka z... tego Wam nie zdradzę, ale zdecydowanie polecam odkryć tę tajemnicę.
Pisząc w wielkim skrócie, Diluvion jest zręcznościową grą akcji z elementami zarządzania i survivalu. Wchodząc w ten świat poczujesz się jak odkrywca, który znalazł zupełnie nową cywilizację, co wywołuje nie małą ciekawość, ekscytację, pragnienie poznawania jej dalej i, co najważniejsze, chęć asymilacji w jej środowisku. Magia tego miejsca sprawiła, że prawie zapomniałem o tym, że trzeba ratować ludzkość przed strasznym losem, jaki nas spotkał, co więcej, wcale nie chciałem tego robić, tylko żyć w tych warunkach, jakie zastałem.
Ocena - recenzja gry Diluvion
Atuty
- Design świata
- Klimat
- Rozgrywka
- Dynamiczne bitwy morskie (zwłaszcza pod koniec)
- Poczucie prawdziwej przygody
Wady
- Błędy w poprawnym działaniu kodu gry opisane w tekście
- Małe niedopatrzenia
- Czasem brakuje nieco lepiej zarysowanej fauny
Diluvion to mała i niepozorna gierka, która skrywa w sobie fantastyczny świat dający niezapomniane poczucie przygody! Zdecydowanie warto - zwłaszcza za taką cenę.
Graliśmy na:
PC
Przeczytaj również
Komentarze (10)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych