Reklama
Final Fantasy XV: Episode Gladiolus - recenzja dodatku

Final Fantasy XV: Episode Gladiolus - recenzja dodatku

Senix | 11.04.2017, 22:02

Pierwsze rozszerzenie do Final Fantasy XV odpowie nam na kilka pytań - dlaczego i gdzie przebywał Gladio po opuszczeniu drużyn oraz skąd się wzięła jego nowa blizna na czole, na którą nie poleciała Cindy.

Pewnie wiecie jak to jest, gdy na coś czekacie i jak już to dostajecie, to jesteście zawiedzeni? Jak tak mam z pierwszym pełnoprawnym DLC do Final Fantasy XV. Episode Gladiolus pojawiło się 28 marca na serwerach Sony i Microsoftu w cenie 21 zł z dość ubogą zawartością.

Dalsza część tekstu pod wideo

Przygodę zaczynamy od momentu, kiedy Gladiolus opuszcza drużynę po tym, jak przegrał starcie z Ravusem, jednym z dowódców imperium. Gladio pełen gniewu i żalu, że nie mógł należycie chronić księcia Noctisa postanawia wyruszyć na niebezpieczną wyprawę, aby stać się najsilniejszą tarczą przyszłego króla. Nie zdradzając gdzie się udaje, zostawia swoich kompanów i wyrusza do Tempering Grounds razem z Corem, którego mogliśmy poznać w podstawce. Ruiny są tajemniczym miejscem, które zostało odkryte trzydzieści lat wcześniej. Naszemu osiłkowi przyjdzie się zmierzyć z próbami, które odpowiedzą na to, czy jest gotowy, aby stać się silniejszym czy polegnie, jak wielu innych śmiałków przed nim. Finałem każdej próby jest walka z bossem, a na końcu z samym The Blademasterem – Gilgameshem.

Nowa lokacja, którą przyjdzie nam zwiedzić jest tak naprawdę większym dungeonem, ale wydaje mi się, że nie największym, bo w podstawowej grze mieliśmy lochy, które były bardziej rozległe. Jednak sam wygląd tego miejsca jest cudowny. Chce się zajrzeć wszędzie, ale niestety nie ma takiej opcji, bo trasa jest w 100% liniowa. I tutaj właśnie w mojej opinii SE poszło na łatwiznę. Poza główną trasą i zadaniem, to tak naprawdę nie ma co tu robić. Wędrujemy z punktu A do G (Gilgamesha). Osobiście wolałbym, żeby programiści dodali do tego miejsca jakieś zadania poboczne, bo potencjał był, ale go nie wykorzystali. Jak już pochwaliłem design Tempering Grounds, to nie mogę nie pochwalić nowego Gilgamesha. Wygląda obłędnie – bije od niego mrok oraz surowość, a wygląd jego maski i oczu to dla mnie małe mistrzostwo projektantów Square Enixa. Liczę na to, że ktoś w Polsce zrobi cosplay właśnie tej postaci.

Podobają mi się też wstawki, w których Cor rozmawia z Gladio. A szczególnie te przy ogniskach. Nie chcę Wam zdradzać szczegółów, ale dowiecie się kilku ciekawych rzeczy o ojcu Iris i naszego siłacza oraz kilka smaczków o Corze. Ale to odkryjcie sami, bo pisząc dalej mogę Wam popsuć przyjemność z gry.

Rozgrywka opiera się na trochę zmienionym schemacie aniżeli w podstawce. Gladio nie potrafi się teleportować za pomocą swojej broni, tak jak to robił Noct. Posiada zdecydowanie inny wachlarz umiejętności. Pod kółkiem mamy standardowy atak, a pod kwadratem znajduje się blok (tarcza). Dodatkowo dochodzą do tego dwa wskaźniki. Pierwszym jest Valor (trójkąt), który pozwala odpalić nam specjalne ataki – coś na wzór limitów z Final Fantasy 7. Wskaźnik wzrasta wraz z obrażeniami zadawanymi przeciwnikom. Drugim jest Rage, dzięki któremu, poprzez zadawane obrażenia oraz te otrzymywane, zwiększa się nasza siła ataku. Wspomniałem też na samym wstępie, że Amicitiemu towarzyszy Cor, który pomaga nam w starciach z wrogami. I w tym miejscu muszę pochwalić twórców, bo ataki łączone (Link) są tutaj płynniejsze i Ci dwaj panowie lepiej ze sobą współpracują, czego nie mogę powiedzieć o współpracy w głównej grze. Walki mogą też Wam się kojarzyć z taką „VERY EASY wersją Dark Soulsa” od From Softwaru.

Czas, który potrzebny jest na ukończenie tego DLC pęka w około 70 minut, na każdym poziomie trudności. Można go wydłużyć do max 4h poprzez dwa dodatkowe tryby w grze. Score Attack, który jest niczym innym jak tą samą wędrówką co podstawowa oś fabularna w tym dodatku – wzbogacona jest o wskaźnik nabijania punktów oraz jak najszybszy czas przejścia. Natomiast Final Trial jest pojedynkiem między Corem a kompanem Noctisa. W tym wypadku osoby, które twierdziły, że trzynasty rozdział głównej gry jest za trudny, będą wysyłały petycje, że to wyzwanie jest ponad ich siły.

Pochwalić należy też muzykę, za którą odpowiada Keiichi Okabe, którego możecie kojarzyć z arcymistrzowskiego soundtracku do pierwszego Niera oraz Automaty. W niczym nie ustępuje cudownej pani Yoko Shimomury, która stworzyła muzykę do pełnej gry.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Final Fantasy XV: Episode Gladiolus

Atuty

  • Cena
  • Design Tempering Grounds
  • Nowy image Gilgamesha
  • System walk
  • Final Trial
  • Ciekawa fabuła ze smaczkami dla fanów podstawki

Wady

  • Za krótka
  • Niewykorzystany potencjał
  • Mało wyraziści bossowie
  • Beznadziejne osiągnięcia

Reasumując - Final Fantasy XV: Episode Gladiolus nie jest złym dodatkiem, ale niestety krótkim, co jest jego najgorszym minusem, a tym bardziej, że FFXV było cudowną piaskownicą. Jedyne, co rekompensuje jego zawartość, to cena.
Graliśmy na: PS4

cropper