Outlast 2 - recenzja gry
W ostatnich miesiącach nie brakuje horrorów. Twórcy prześcigają się w pomysłach, starają się rozwijać koncepcje, czerpią garściami z legendarnych produkcji, ale nie każda gra może szczycić się mianem przerażającej. Red Barrels po bardzo obiecującym szpitalu psychiatrycznym, wrzuca graczy w mocniejszą miejscówkę. Studio sięga po trudny temat i choć Outlast 2 nie zrewolucjonizuje gatunku, to sprawi, że kilkukrotnie podskoczycie, a podczas poznawania historii będziecie ciężko oddychać.
Temat religii nieczęsto pojawia się w grach, bo bez wątpienia niełatwo jest przygotować sensowną historię, która w odpowiedni sposób przedstawia wiarę. Kanadyjczycy postanowili jednak zaryzykować i wrzucić gracza w piekło przepełnione fanatykami. Zanim pomodlimy się za dusze wszystkich czytelników PPE.pl, warto dokładnie zarysować wydarzenia…
„Lecz jeśli dziecię ocaleje, jeśli antychryst otworzy oczy i zobaczy światło dnia, pożre światło tego świata.”
Głównym bohaterem został Blake Langermann, którego poznajemy podczas lotu helikopterem. Jest on mężem, asystentem i zarazem kamerzystą Lynn Langermann, dziennikarki śledczej, która próbuje rozwiązać tajemniczą sprawę. Oboje starają się rozwikłać historię pewnej kobiety, ale nie mają okazji zbierać śladów, szukać poszlak czy przepytywać tubylców, bo ich romantyczna podróż zostaje przerwana przez katastrofę maszyny. Na swoje nieszczęście, protagonista przeżył i dopiero w tym momencie rozpoczyna się jego prawdziwy koszmar. Mając w ręce jedynie kamerę, nie posiadając jakiejkolwiek broni, nie znając sztuki przetrwania, wyrusza na poszukiwanie swojej ukochanej. Brzmi typowo? Twórcy nie ukrywają, że kreując opowieść korzystali z wielu znanych horrorów, a najróżniejsze motywy, które dobrze znamy z licznych filmów, często się tutaj przenikają. Nie jest to oczywiście najmniejsza zbrodnia, bo autorzy w gruncie rzeczy radzą sobie z przygodą, która choć nie jest pozbawiona totalnie idiotycznych momentów, to potrafi przykuć do ekranu na niespełna dziewięć godzin.
Historia została podzielona na sześć rozdziałów i każdy ma do zaoferowania odrobinę inną rozgrywkę. Miałem przy tym wrażenie, że nie do końca taki był pierwotny plan deweloperów, bo sam początek w formie pierwszego etapu trwa około cztery godziny… To dość sporo, a w tym czasie biegamy po bardzo podobnych miejscówkach, natrafiamy na podobnych przeciwników, by później w zasadzie przeskoczyć przez inne miejsca. Bohater dość prędko orientuje się, że wpadł w gówno po same uszy, bo zamiast miłej wioski w głębi lasu, natrafia na odizolowaną od społeczeństwa osadę, w której mieszkańcy żyją pod dyktando proroka. Wizerunek mężczyzny pojawia się na obrazach, ludzie chodząc ulicami recytują jego słowa, a następnie wypełniają każdy rozkaz. Mordują, obdzierają ze skóry, krzyżują, zakopują w ziemi, palą na stosie… Wszystko dla człowieka, który potrafi w imię swoich domniemań dopuścić się najpodlejszych czynów.
I to właśnie ten smaczek jest najmocniejszą, najgłębszą i najstraszniejszą stroną Outlast 2. W grze wpadamy do miejsca przepełnionego fanatykami, którzy są zdolni do wszystkiego. Jednak w moim przypadku nie bałem się biegających z nożami szaleńców, ale wielokrotnie łapałem się na tym, że trudniej mi się oddycha, gdy po prostu ukrywam się krzakach, a przechodzący obok facet recytuje z pamięci słowa o mordowaniu dzieci. To daje do myślenia…
„I ponownie śmierć zacznie panować, a niekończące się cierpienie będzie radością tych, którzy w cierpieniu się cieszą, a nieskończony żal będzie gnębił prawych w ich grzechu i wstydzie.”
Od pierwszej minuty naszym zadaniem jest odnalezienie Lynn, więc biegamy z lokacji do lokacji i staramy się dostać do wyznaczonego miejsca. W trakcie rozgrywki nie mamy zbyt wielkiego arsenału, bo naszą jedyną deską ratunku jest aparat, którego ekran pozwala widzieć w ciemności. Do jego działania niezbędne są oczywiście baterie, więc przechadzając się po pokojach często lepiej porozglądać się za dodatkowym źródłem zasilania. 95% historii poznałem z nosem wbitym w ten mały ekranik – tylko w taki sposób możesz dostrzec nadciągające zło… Sprzęt ma jeszcze jedną funkcję, bo jego mikrofon wychwytuje rozmowy czy kroki przyjemniaczków przechadzających się nawet za ścianą i dodatkowo magazynuje nasze najważniejsze materiały. Twórcy chcąc nadać niektórym scenom odpowiedni charakter pozwalają dokładnie przyjrzeć się i tym samym nagrać na kamerę przykładowo wiszących niewiernych czy zebrane po drodze listy. Dzięki zbiorom możemy wracać do ważnych momentów, ale mamy również dokładną informację na temat postępu w fabule.
Wspomniane wcześniej notki naprawdę warto czytać, bo autorzy za ich pomocą prezentują zdarzenia i pozwalają lepiej zrozumieć historię. Choć tak jak wspomniałem, trudno oczekiwać zawiłej przygody z wieloma zwrotami akcji, to jednak przedstawione materiały dodają pikanterii wydarzeniom. W trakcie przemierzania pomieszczeń warto również zbierać bandaże, które pozwalają zregenerować zdrowie, bo mieszkańcy nie witają Blake’a chlebem i solą, a kosą i toporem. W konsekwencji często trzeba bandażować łapy, chować się do beczek, czy też po prostu przeczekać moment, gdy oponenci przejdą w inne miejsce.
W zasadzie gameplay nie jest specjalnie odkrywczy, bo od czasu do czasu trzeba znaleźć odpowiedni przedmiot, przesunąć szafkę, ale zdecydowanie częściej biegamy. Trudno nazwać protagonistę wielkim herosem i wojownikiem, bo przez całą przygodę choć rzekomo próbujemy uratować żonę, to uciekamy przed kolejnymi przeciwnikami starając się biec w odpowiednim kierunku. Twórcy oczywiście trzymają gracza za łapę, pokazują jedyną odpowiednią ścieżkę i z tego powodu nie każdy ucieszy się na taką propozycję, choć ja dobrze się bawiłem. Było to spowodowane zróżnicowaniem etapów – po tym pierwszy, przydługim rozdziale w zasadzie systematycznie wpadamy do odrobinę innego miejsca, spotykamy kolejnych przeciwników, a nawet bossowie potrafią zaskoczyć. W tym ostatnim wypadku też nie możecie liczyć na równą walkę, bo podczas rozgrywki w zasadzie wyłącznie uciekamy przed kolejnymi tasakami, ale trudno odmówić oponentom niepowtarzalnego klimatu.
„Zatem, mówi Pan, twoja krew należy do ciebie, więc otwórz się na mnie, albowiem brzemię słowa Bożego należy do ciebie. Przeto jak Pan Bóg rozkazał, otworzyłem swe oczy i ujrzałem.”
A właśnie atmosfera jest niepowtarzalna. Graficy i dźwiękowcy odwalili kawał wybitnej pracy przygotowując obrzydliwe sceny. Wchodząc do rzeźni widzimy rozszarpane zwierzęta, idąc po domu obserwujemy rozpaćkane wnętrzności lokatorów, innym razem wpadamy do dołu pełnego trupów, patrzymy na palące się na stosie ciała lub zmiażdżonych i powyginanych ludzi… A to wszystko w akompaniamencie hektolitrów krwi. Od dawna podczas ogrywania jednej pozycji nie zrobiłem tak wielu dobrych i oddających klimat zdjęć, a też w tym ciągłym biegu potrafiłem od czasu do czasu przystanąć i zerknąć na sceny, które zapamiętam na długo. Outlast 2 wygląda i brzmi naprawdę fantastycznie, a dodatkowym smaczkiem jest spójność całego projektu.
No może z tą całą spójnością nie będę się tak zagalopowywał, bo do jednego elementu nie potrafiłem się od początku do końca przekonać. Twórcy zdecydowali się w formie retrospekcji opowiedzieć wydarzenia z dzieciństwa Blake’a, który uczył się w szkole katolickiej. Wystarczy kilka pierwszych chwil, by zrozumieć koncepcję deweloperów, ale oni systematycznie przerywają główny wątek chcąc wszystko dopowiedzieć. Często wybijało mnie to z rytmu.
Mimo to tytuł potrafi przestraszyć. Twórcy na szczęście nie męczą gracza licznymi wyskakującymi przed twarzą stworami, a budują akcję w inny, bardziej przemyślany sposób. Oczywiście, gdy biegnie za nami pięciu facetów z maczetami i nie są to kibice Wisły Kraków, to trudno mówić o wielkim strachu, ale w wielu momentach nietrudno odmówić pozycji indywidualnego, mrocznego uroku. Odnoszę nawet wrażenie, że taki był zabieg deweloperów, którzy nie chcieli przez 540 minut budować wydarzeń na tym jednym elemencie. To się sprawdza.
[ciekawostka]
„Obmyj mnie, Zbawicielu zasłuchany. Obmyj grzechu mego rany. Łagodności dodaj mi. Żebym była tak, jak ty.”
Outlast 2 potrafi przerazić. Historia ma swoje mocne, jak również słabe momenty, ale i tak najważniejszym smaczkiem przygotowanym przez deweloperów jest atmosfera. Ciemne lokacje, słyszące w oddali głosy fanatyków i to wszędobylskie szaleństwo. Deweloperzy bez wątpienia zmierzyli się z trudnym tematem, który okazał się strzałem w dziesiątkę. To jeszcze nie jest najlepszy przedstawiciel gatunku, ale Red Barrels znacząco podźwignęło poprzeczkę po pierwszej odsłonie. Fani gatunku sympatyzujący z tematem religijnym będą zachwyceni.
Ocena - recenzja gry Outlast II
Atuty
- Wyborny klimat
- Potrafi przerazić
- Dobre przedstawienie "miłej mieściny"
- Oprawa i udźwiękowienie to spójna bestia
Wady
- Ponownie tylko biegamy
- Źle rozłożony ciężar opowieści
- Niepotrzebne wspomnienia
Outlast II potrafi przerazić, ale potrzebujecie dobrego nagłośnienia, przyciemnionego pokoju i następnie można biegać, szukać i przyglądać się. Niektóre sceny zapamiętacie na długo.
Graliśmy na:
PS4
Przeczytaj również
Komentarze (85)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych