Little Nightmares - recenzja gry

Little Nightmares - recenzja gry

Michał Włodarczyk | 24.04.2017, 12:41

Przyjęło się mówić, iż nowe odsłony znanych gier od największych wydawców to zrealizowane bez serca wyciągacze kasy, bardziej przypominające duże rozszerzenia niż pełnoprawne kontynuacje. Ciekawe, że mało kto formułuje podobne zarzuty pod adresem mniejszych studiów, które bezczelnie "jadą" na pomysłach innych deweloperów.

Little Nightmares przykuło moją uwagę już podczas pierwszej zapowiedzi w maju 2014 roku, gdy funkcjonowało jeszcze pod tytułem Hunger. Intrygujący koncept, solidny deweloper mający na koncie udane LittleBigPlanet na PS Vita, a także konsola stacjonarna (PS4) jako główna platforma docelowa dawały nadzieję na co najmniej dobry tytuł. Stosunkowo długi czas produkcji oraz wydawca ujawniony na pół roku przed premierą nie zwiastowały najlepiej, mimo wszystko podchodziłem do dzieła Tarsier Studios - jak do każdej recenzowanej gry - z pozytywnym nastawieniem. Niespełna cztery godziny później było dla mnie jasne, iż do miana "nowego Limbo" jest szwedzkiej produkcji bardzo daleko.

Dalsza część tekstu pod wideo

Deja vu

Naszym awatarem jest mała dziewczynka w żółtym sztormiaku, która budzi się wewnątrz dziwnej podwodnej instalacji. Nie wiemy, jak nazywa się dziecko, ile ma lat, ani dlaczego znalazło się w pomieszczeniu przypominającym więzienie. Jedyne, co wiemy na pewno, to to, iż trzeba jak najszybciej się stamtąd wydostać. W drodze do wyjścia przemierzamy pięć zróżnicowanych poziomów, wyjętych jakby z dziecięcego koszmaru. Stylistyka jest niezwykle mroczna, a na bohaterkę polują m.in. oślizgłe pijawki, żyjący w morzu dziewczęcych bucików potwór, przerażający starzec, agresywni kucharze czy zdeformowani, otyli ludzie. Niemal wszystko, co spotyka dziewczynka, próbuje ją udusić lub zjeść. Gęsty, pokręcony klimat to najmocniejszy punkt Little Nightmares, zwłaszcza że "wentyl bezpieczeństwa" nie pojawia się praktycznie aż do finałowej sceny. Szkoda, że pomimo usilnych starań, nie udało mi się jednoznacznie ustalić, co autor scenariusza miał na myśli. Alegoryczną opowieść można odczytywać na co najmniej dwóch płaszczyznach, lecz zarówno motyw głodu, jak i tytułowych koszmarków ma tutaj więcej niż jedno znaczenie. "Uwaga, robimy artystyczną grę!" - można wyczytać między linijkami kodu, jednak w tym konkretnym przypadku mamy do czynienia z przerostem formy nad treścią. Cóż, perełki pokroju Inside uchodzą za takie dlatego, iż nie trafiają się co roku.

Wspomniałem wcześniej dwa tytuły autorstwa Playdead ApS nie bez przyczyny, ponieważ już po kilkunastu minutach obcowania ze szpilem Szwedów staje się jasne, iż Little Nightmares to kolejna "artystyczna platformówka" powstała na fali sukcesu słynnego Limbo. Tutaj można się poruszać nie tylko w dwóch wymiarach, ale także w głąb ekranu, lecz nie ma to większego wpływu na charakter zabawy, która polega na rozwiązywaniu bardzo prostych zagadek i omijaniu zagrożenia. Łamigłówki sprowadzają się najczęściej do przesunięcia właściwego przedmiotu pod konkretny obiekt lub odnalezienia klucza. Poza jednym, irytującym momentem w przedostatnim etapie gry, system skoku postaci działa poprawnie, niestety brak "twardego" lądowania i konieczność chwytania się większości obiektów przy wykonywaniu tej czynności nie czynią tego elementu rozgrywki tak przyjemnym, jak być powinien. Pewnym wyróżnikiem tej pozycji jest motyw niepokonanego prześladowcy, który pojawia się na czterech z pięciu poziomów. Można w dodatku rozróżnić dwa rodzaje takich "konfrontacji" - przez większość czasu bawimy się z olbrzymem w kotka i myszkę, chowając się w cieniu i unikając wzroku adwersarza, by ostatecznie wziąć udział w oskryptowanej ucieczce w stylu Crasha Bandicoota. Pomysł świetny, lecz wykonanie tylko nieźłe, gdyż często okazuje się, że zamiast ostrożnego stawiania kroków zdecydowanie bardziej opłaca się przebiec "na pałę".

Małe może być piękne

Wykreowany klimat nie byłby aż tak gęsty, gdyby nie fantastyczna oprawa graficzna. Zaryzykuję stwierdzenie, że zarówno pod względem technicznym, jak i przywiązania do detali, to jedna z najefektowniejszych małych gier, jakie można podziwiać na ekranie telewizora. Otoczenie zbudowano z niezwykłym pietyzmem, tekstury są ostre niczym żyletki, zachwyca faktura materiałów, dynamiczne oświetlenie, zgniła kolorystyka, jak również specyficzny, rozmyty filtr. Patrzy się na to z przyjemnością, jednak prawdziwym mistrzostwem są obiekty, w interakcję z którymi wchodzi bohaterka. Krople wody spadające z sufitu gaszą płomień zapalniczki, którą trzyma dziewczynka, rzucony w brudną kałużę papier toaletowy realistycznie pokrywa się brudem, a fragmenty szkła naturalnie pękają pod ciężarem dziecka. Na najwyższą ocenę zasługuje również praca speców od animacji - momenty, kiedy bohaterka przedziera się przez stos butów czy rozgląda się po pomieszczeniu, to tylko pierwsze z brzegu przykłady świetnej roboty programistów. W parze z wizualnym przepychem idzie oprawa dźwiękowa, budując odpowiedni nastrój. Zabrakło mi tylko wyrazistych utworów muzycznych, lecz ograniczenie występowania muzyki do minimum wydaje się celowym zabiegiem twórców. Grę zlokalizowano, ale postaci nie mówią po polsku - bo raz, że dialogów nie ma tutaj w ogóle, a dwa - to lokalizacja kinowa.

Ukończenie Little Nightmares nie powinno nikomu zająć więcej niż cztery godziny, choć dla osób lubiących wyciskać z gier wszystkie soki czeka garść znajdziek, tj. przytulanie stworków zwanych Nomami oraz rozbijanie statuetek (można wybierać poszczególne rozdziały z poziomu menu po zakończeniu przygody) - nagrodą za to, oprócz trofeów/osiągnięć, jest kilka grafik koncepcyjnych.

[ciekawostka]

Ładnie i wtórnie

Inspiracje autorów Little Nightmares są oczywiste, precyzyjnie określony jest również docelowy odbiorca. Produkcja Tarsier Studios kierowana jest to fanów krótkich, "artystycznych" platformówek, dorzucających w pakiecie garść zagadek, gęsty klimat i śliczną oprawę. Atmosfera, art-style i wykonanie to bardzo mocne punkty tej gry, szkoda tylko, iż należycie nie dopracowano warstwy użytkowej, całość sprawia wrażenie przerostu formy nad treścią, a grającemu nieustannie towarzyszy uczucie deja vu.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Little Nightmares

Atuty

  • Świetnie wykreowany klimat
  • Fantastyczna oprawa
  • Art-style
  • Niektóre zagadki

Wady

  • Prosta i krótka
  • Przerost formy nad treścią
  • Tanie zgony i irytujące momenty
  • Ale to już było

Jest forma, zabrakło treści. Mały, "artystyczny" platformer z garścią prostych zagadek, raczej tylko dla fanów tego typu produkcji.
Graliśmy na: PS4

Michał Włodarczyk Strona autora
cropper