Splatoon 2 - recenzja gry
Nintendo dla niektórych to firma wydająca niemal wyłącznie kolejne przygody wąsatego hydraulika, jednak Japończycy od pewnego czasu coraz to śmielej eksperymentują. Jedną z takich produkcji jest Splatoon, który już w przypadku poprzedniej generacji potrafił pozytywnie zaskoczyć. Teraz otrzymaliśmy kontynuację i choć nadal nie jest to idealna strzelanka, a jednak świetny przykład, że Nintendo potrafi wytaczać nowe ścieżki.
Kalendarz wydawniczy jest przepełniony kolejnymi tytułami. Sezon ogórkowy zaginął w gąszczu kolejnych premier, początek roku jest przeładowany mocnymi killerami, a nawet w grudniu potrafią zadebiutować intrygujące produkcje. Jak w tym zalewie kolejnych gier można się odnaleźć i trafić do klientów? Na pewno nie można sięgać po utarte schematy, bo te już w wyborny sposób opanowały największe rekiny w akwarium, więc twórcy muszą eksperymentować. Tę formułę doskonale pojęło Nintendo, które ostatnio za każdym razem stara się zaskakiwać… I na szczęście Japończycy ponownie świetnie odnajdują się w roli „odkrywców”.
Japonia wynajduje koło. Ponownie
Dla mnie jednym z takich odkryć jest właśnie Splatoon. Pierwszą część z 2015 roku miałem okazję ograć u znajomego, ale w zasadzie od momentu zapowiedzi „nowej konsoli Nintendo” wierzyłem, że Big N nie zrezygnuje z tej marki. Tak się stało, na półkach sklepowych zawitała kontynuacja, która na dzień dobry przywitała mnie toną smacznego atramentu.
Jak na rozbudowaną, drużynową strzelankę przystało, gra Nintendo oferuje kilka trybów, jednak dla mnie najważniejszym i najciekawszym jest ten jednocześnie najbardziej kultowy zatytułowany Turf War. W nim dwa, czteroosobowe zespoły mają za zadanie zamalować za pomocą atramentu jak największą część mapy. Zabawa jest w każdym najmniejszym calu satysfakcjonująca i pełna niespodziewanych akcji, bo bohaterowie ponownie mogą „wtapiać” się w malowidła, tym samym uciekać lub w ekspresowym tempie atakować, korzystając z fantastycznych broni, a teraz mają jeszcze do dyspozycji specjalne umiejętności. Akcja w Turf War jest wyśmienita, bo starcia są szybkie, mapy zostały przygotowane z głową, a w dodatku podczas rozgrywki sieciowej nie występują jakiekolwiek problemy. Same starcia ładują się w ekspresowym tempie. Tutaj sięgając po konsolę możecie mieć pewność, że nie będziecie się nudzić, bo produkcja nie daje nawet chwili wytchnienia.
Pozostając już przy trybach sieciowych, w grze znalazły się jeszcze trzy warianty zabawy, które odblokowujemy po zdobyciu dziesiątego poziomu doświadczenia. Samo XP wpada za rozegrane mecze i oczywiście deweloperzy nagradzają nas za wykonanie wyznaczonych celów. Wracając do samych wariantów zabawy, w Splat Zones naszym zadaniem jest zamalowanie wyznaczonego miejsca na mapie, w Tower Control musimy przejąć kontrolę nad wieżą-punktem, natomiast Rainmaker zakończy się sukcesem w momencie przejęcia przedmiotu i wrzucenia go do „kosza” przeciwników. W zasadzie każdy z tych trybów przypadł mi do gustu, bo każdy oferuje przyjemną rozgrywkę. Taki tytuł określam ze znajomymi jako „typowe Nintendo”, czyli grę, którą chwytasz i grasz z bananem na ustach. Tutaj tak właśnie jest, bo przygotowana rozgrywka jest po prostu świetna.
Tak jak wspomniałem, dodatkowe warianty są odblokowane po zdobyciu dziesiątego poziomu doświadczenia, ale w tym momencie możemy delektować się wyłącznie rozgrywką rankingową. Dopiero po zdobyciu odpowiedniej rangi w jednym z trybów, otrzymujemy dostęp do lig. W prostych słowach im dłużej gramy, im więcej punktów zgarniamy, tym mamy okazję walczyć z lepszymi zawodnikami i zabawa się rozkręca. Niestety, Nintendo choć potrafi stworzyć tak nietuzinkowego shootera, to nadal nie pojęło podstaw związanych z sieciowymi przyjemnościami – chcąc odpowiednio zgrać się z zespołem niezbędna jest komunikacja, która jest ograniczona przez wykorzystywanie specjalnego headsetu z przejściówką i smartfonem… Totalny niewypał, który sprawia, że chcąc pogadać ze znajomymi podczas gry używam Skype na telefonie… Jednak taka opcja w przypadku świeżo spotkanych w sieci graczy jest niemożliwa.
Nintendo nadal nie zdecydowało się na choć krztę standardowej rozgrywki. Z tego powodu Splatoon 2 jest obładowany niepotrzebnymi ograniczeniami związanymi z rotacją trybów oraz map. Chociaż w tytule znalazło się dziesięć lokacji to i tak w przeciągu dwóch godzin mamy dostęp do wyłącznie dwóch miejscówek… Po 120 minutach odbywa się „zmiana” i możemy grać na innych. To totalnie idiotyczny pomysł, który działa tak samo źle w przypadku wariantów… Z tym, że tutaj przez 2 godziny gramy przykładowo w Rainmakera. Ograniczenia są niepotrzebne, bo nawet w momencie tworzenia prywatnych sesji dla znajomych możemy w pełni dostosowywać mecz i wybrać wszystkie niezbędne elementy.
Pewną ciekawostką jest na pewno fakt, że deweloperzy w tym wypadku zdecydowali się na losowanie map i choć zawsze mamy dostępne dwie do dyspozycji, to w trakcie jednej z sesji na dziesięć meczy, ośmiokrotnie zagrałem na jednej mapie.
Świat dla każdego. Pełen kolorów i satysfakcji
Nintendo jeszcze przed premierą szeroko reklamowało Salmon Run, który w prostych słowach jest hordą przygotowaną w realiach Splatoona. Czterech graczy trafia na małą mapę, musi eliminować kolejne fale przeciwników i wrzucać „złote jajka” do wyznaczonego miejsca. Brzmi typowo? Nintendo nawet w takim miejscu potrafiło zaszaleć, bo bardzo często na mapach pojawiają się przeróżni bossowie, na których musimy wykorzystać różne taktyki. Akcja jest świetna, dynamiczna, ciągle coś się dzieje, ale również obarczona restrykcjami. Nie potrafię totalnie zrozumieć, dlaczego od czasu do czasu tryb jest po prostu niedostępny. Nintendo zdecydowało się na „czasowe zmagania”, przez które już kilkukrotnie choć miałem ochotę postrzelać do nadciągających oponentów, to nie mogłem, bo… Nie. Tak po prostu.
Na szczęście takich ograniczeń nie ma w kampanii. Tutaj zasady zabawy nie zostają specjalnie zmienione, bo ponownie naszym zadaniem jest zamalowanie kolejnych lokacji, czy też wykonanie powierzonych celów, jednak całość została jeszcze upiększona nieprzeszkadzającą historią. Sporym atutem kolejnych lokacji jest nastawienie na zręcznościowe elementy oraz różnorodność rozgrywki – w zasadzie od początku do niemal końca są stawiane przed graczem kolejne wyzwania, bo twórcy w przemyślany sposób dysponują przygotowanymi mechanikami. Tutaj przez te niespełna jedenaście godzin zabawy wskakujemy do kolejnych hubów, dostajemy się do kolejnych poziomów i stale odkrywamy coś nowego. Choć nie ukrywam, że jest to dla mnie najmniej ciekawy element całego zestawu. Nie zrozumcie mnie źle – opowieść pozwala na przyjemną rozgrywkę, jednak w gąszczu czterech świetnych, sieciowych trybów oraz konkretnej hordy, wolę po prostu walczyć u boku z innymi graczami.
A to właśnie w ligach, rankingowych spotkaniach, czy po prostu swobodnej rozgrywce zyskujemy wspomniane punkty doświadczenia oraz gotówkę. Te drugie możemy inwestować w kolejne nakrycia głowy, koszulki oraz buty – każdy z elementów ubioru charakteryzuje się specjalnymi zdolnościami. Na starcie przedmioty posiadają jeden slot na „specjał”, ale z czasem odblokowujemy kolejne, które w różny sposób wpływają na nasze możliwości. Przygotowany system docenia się tak naprawdę dopiero po dobrych 10 godzinach z grą, gdzie mamy dostęp do tony sprzętu i możemy dobierać je pod przygotowane taktyki oraz bronie. A wspominając o orężu, to Splatoon 2 w pełni nie zawodzi – obok różnorodnych karabinów mamy również dostęp do snajperek, wyrzutni bomb, pędzli, pistoletów, czy też wiader. Poszczególne zabawki pozwalają na tworzenie innych strategii, dodatkowo posiadając dopisane dodatki w formie różnorodnych granatów oraz umiejętności. W tytule Nintendo bohaterowie mogą aktywować mocną zdolność, która przykładowo sprowadza na pole bitwy atramentowy deszcz, wrzuca na plecy gracza wyrzutnie, pozwala korzystać z granatnika dalekiego zasięgu, czy też umożliwia odpalenie super-obrony lub wrzuca w łapy gracza dodatkową broń. Z takich dobrodziejstw korzystamy wyłącznie przez wyznaczony czas, ale dobre wykorzystanie power-upów pozwala totalnie skontrować jeden z fragmentów mapy. Od pewnego momentu gracze mogą również korzystać z dodatkowych zdolności wpływających na możliwości postaci – to kolejny element sporej układanki, który przydaje się podczas pojedynków bardziej doświadczonych graczy.
Tylko po co te ograniczenia?
Tytuł działa na platformie Nintendo w sześćdziesięciu klatkach na sekundę i pozwala to na dynamiczną i zarazem kolorową sieczkę. Jest to bez wątpienia świetny atut gry, która śmiga bez najmniejszego zająknięcia, a jednocześnie wygląda naprawdę dobrze. Graficy postawili na prostą, a zarazem kolorową oprawę, do której idealnie pasują lokacje, bronie, bohaterowie – to spójny projekt, który w tym miejscu broni się w stu procentach. Podobne wrażenie zrobiła na mnie muzyka, która nie przeszkadza podczas rozgrywki, a potrafi miło zmotywować do kolejnych spotkań.
Mimo wszystko Nintendo nadal nie pojęło kilku podstaw i choć samą rotację człowiek może jeszcze przeżyć, tak już problem ze zamianą ekwipunku pomiędzy kolejnymi meczami jest po prostu frustrujący. W grze nietrudno o walutę, więc możemy bez problemu kupować nowy sprzęt, ale za każdym razem musimy wyjść z matchmakingu, nabyć przykładowo nową snajperkę, wrzucić ją do ekwipunku, a gdy po jednym pojedynku uznamy „że to jednak nie to”, to ponownie musimy wyjść do lobby, dokonać zmian i czekać na mecz. Nawet pewnie głośno nie narzekałbym na fakt braku sklepu pomiędzy meczami, ale już zablokowana możliwość zmiany broni to gruba, totalnie głupia przesada.
Mam jednak świadomość, że najwięksi fani pierwowzoru z tymi wymienionymi w tekście ograniczeniami pogodzili się już dobre dwa lata temu (teraz przynajmniej rotacja odbywa się po dwóch godzinach), ale nawet oni odnajdą w tej grze sporo dobra. Dla mnie jednym z najmocniejszych punktów propozycji jest hybrydowy charakter konsoli. Splatoon 2 smakuje świetnie na dużym telewizorze, w ogrodzie, czy też nawet podczas głębszych posiedzeń na porcelanie. Joy-Cony nie zawodzą, choć nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, że większą precyzję oferuje Pro Controller. Mimo wszystko można strzelać atramentem w każdych warunkach… W grze znalazły się nawet osobne ustawienia sterowania dla rozgrywki na telewizorze lub w wersji przenośnej – w obu wersjach zalecam nie korzystać z żyroskopu. A na pewno warto dodać, że nic nie robi tak dobrze jak wylegiwanie się na działce i zapełnianie atramentem kolejnych map w Turf War. Klasa!
Nintendo czaruje… W swoim stylu
Grając w takie tytuły jak Splatoon 2 wierzę, że Nintendo nigdy nie zrezygnuje ze swojego planu. Firma systematycznie rozwija bibliotekę produkcji z Nintendo Switcha wrzucając na platformę świeże tytuły i bez wątpienia taką perełką jest właśnie recenzowana pozycja. Nie wszystkie decyzje Japończyków są dla mnie zrozumiałe, ale przez w pełni satysfakcjonującą rozgrywkę potrafię wybaczyć wiele.
Ocena - recenzja gry Splatoon 2
Atuty
- Przyjemna i dynamiczna rozgrywka
- Ciekawe bronie
- Dobrze wymyślone tryby
- Oprawa idealnie współgra z projektem
Wady
- Brak normalnych rozmów głosowych
- Niepotrzebna rotacja
- Głupie ograniczenia
Przyjemnie, szybko, kolorowo i z ograniczeniami. Nintendo pokazuje, że od czasu do czasu można wymyślić koło na nowo i choć nie wszystko zagrało idealnie, to jest to tytuł, który powinni posiadać w swoich bibliotekach posiadacze Switchów.
Graliśmy na:
NS
Przeczytaj również
Komentarze (31)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych