Serial Cleaner - recenzja gry

Serial Cleaner - recenzja gry

Igor Chrzanowski | 26.07.2017, 08:00

Krakowskie studio iFun4all kilka lat temu zapragnęło wkroczyć do pierwszej ligi polskiego gamedevu, dla którego biletem wstępu do tego ekskluzywnego grona ma być najnowsze dzieło zatytułowane Serial Cleaner. Jak to wyszło w praniu?

Jeśli ktoś powie przy nas słowo „seryjny”, to zapewne pierwszym naszym skojarzeniem będzie „morderca”, nieprawdaż? Dużo się mówi o tym, że ktoś zabił tego kolesia albo tamtą kobietę, a na domiar złego, że nabałaganił przy tym jak skończona fleja. Jednak nikt już nie zastanawia się nad tym, kto to wszystko musi posprzątać. Tutaj z pomocą przychodzą nam deweloperzy z Krakowa i prezentują nam, jak potencjalnie mogło wyglądać życie takiego czyściciela w latach 70-tych!

Dalsza część tekstu pod wideo

Wcielamy się tu w niejakiego Boba C. Leanera, który to na zlecenie najróżniejszych mafiozów i morderców chodzi na miejsca zbrodni i dokładnie sprząta to, co oni narobili. Fabuła w grze iFun nie jest najważniejsza i zdecydowanie tego nie ukrywa, albowiem jej skrawki poznajemy jedynie pomiędzy realizowanymi zleceniami i robimy to wyłącznie za pomocą prostych interakcji z otoczeniem.

Bob mieszka z kochaną mamą, z która codziennie rozmawia – czasem o życiu, a kiedy indziej o jej grze w brydża i innych pierdołach. Dalej możemy poczytać nagłówki gazet, posłuchać radia, zobaczyć co leci w telewizji oraz odebrać telefon od zleceniodawcy. Następnie wyruszamy na miejsce akcji. A tych jest w podstawowym pakiecie aż 20, co uzupełnia kolejne 10 scen inspirowane ikonami popkultury – takimi jak chociażby seria Obcy. Aż do końca gry rozkręca się pewna zagadkowa intryga, która może się podobać, ale rozsądnie trzyma się swojej konwencji i nie próbuje być jak to czasem bywa – zbyt odkrywcza.

Najważniejsza jest tu rozgrywka! A muszę przyznać, że jest to najlepiej przemyślana i skonstruowana niezależna produkcja, jaką widziałem od czasów Hotline Miami czy też OlliOlli. Nie dość, że prezentuje nam zupełnie świeży koncept, którego jeszcze wcześniej nikt nie pokazał, to robi to fantastycznie!

Zasady zabawy są proste. Przybywamy na miejsce zbrodni i musimy posprzątać jej efekty tak, aby krążąca wokół straż nas nie wykryła, a klient był zadowolony. Każda mapka ma inne cele, które musimy bezwzględnie wypełnić, ponieważ bez tego nie mamy nawet po co wracać do domu. Podczas swojej przygody będziemy musieli zatem zetrzeć sporo krwi, pozbyć się ciał wszystkich ofiar, a także zebrać pozostawione dowody zbrodni, które dodajemy następnie jako trofea do swojej kolekcji na domowej półce chwały.

Aby tego dokonać będziemy zmuszeni do bardzo rozsądnego i umiejętnego korzystania z praktycznie wszystkich elementów otoczenia. Każdy strażnik ma swoje pole widzenia i bardzo często trasę poruszania się, którą można mu nieco modyfikować i skorzystać z chwili jego rozproszenia. Dodatkowo na planszach są umieszczane specjalne przejścia, zastawniki tras, a także punkty generująca przyciągający uwagę hałas. Ponadto nawet jeśli kilku policjantów ma zazębiające się ścieżki, zawsze mamy malutki ślepy punkt, w którym możemy stanąć i poczekać na okazję. Wszystko to składa się na bardzo wciągające i stosunkowo trudne zagadki logiczne, w których cenione są cierpliwość i planowanie.

Aby tego było mało, mamy tu pewne dodatkowe aspekty, takie jak słyszalność naszych kroków, inne tempo poruszania się z obciążeniem, a nawet ślizganie się na krwi. Jedyne do czego niektórzy mogliby się doczepić (bo nierealistyczne), to fakt że jeśli goni nas jakiś glina i na jego oczach się ukryjemy, ten gubi nas i po chwili nerwowych poszukiwań wraca do swoich obowiązków.

Wynika to z tego, iż nasz bohater, Bob, jest zwykłym, przeciętnym kolesiem, który jest wolniejszy od wysportowanych policjantów, więc takie rozwiązanie musi być, aby dało się w to grać jakoś sensownie. Ja bym może jedynie dodał na przykład opcję przeskoku przez niskie okienko, płotek czy tego typu pierdoły, aby zgubić pogoń. Na szczęście w przypadku przegranej, wzorem Hotline Miami, natychmiastowo rozpoczynamy misję od nowa. A no i prawie bym zapomniał - za każdym razem układ ciał, dowodów i schowków zmienia się, więc cwaniaczku, nie podejrzysz sobie na "jutubie" jak przejść dany poziom.

Autorów bardzo mocno trzeba pochwalić za design lokacji. Wspomniałem już o tym technicznym, pora więc na stylistyczny. Każdy z ogrywanych poziomów ma swój unikalny motyw oraz klimat dzięki czemu nigdy nie traficie na jakieś powtarzające się miejscówki. Ponadto każdy z nich nawiązuje w mniejszym lub większym stopniu do popkultury, dzięki czemu trafiając na przykład do redakcji Deadly Telegraph, czy Klubu 45, stacja kosmiczna z Obcego, od razu skojarzycie do czego on nawiązuje – jeśli oczywiście jesteście choć trochę zaznajomieni z tymi tematami. Na kilku z nich autorzy ukryli kilka easter eggów, które zrozumieją tylko nieliczni – jak na przykład ksywka „Mielu” na jednym z murów.

Kolejne brawa należą się za muzykę. Współpraca z aż 5 różnymi kompozytorami sprawiła, że w Serial Cleaner otrzymaliśmy mnóstwo fantastycznych, klimatycznych i różnorodnych utworów, których można słuchać nawet po zakończeniu samej gry. Każda z nich idealnie oddaje ducha danej miejscówki, lat 70-tych i takiej nieco „amerykańskości”. Co idealnie współgra z obrazem widocznym na ekranie.

Styl graficzny obrany przez iFun jest bardzo nietypowy, ale przez to bardzo wyróżnia się na tle innych, trzyma wysoki poziom i będzie wyglądał świetnie nawet za trylion lat. Może to dziwnie zabrzmi, ale nawet animacje ruchów postaci fajnie współgrają z muzyczką i bardzo przyjemnie się na nie patrzy.

Dla tych, którzy kochają wyzwania, Krakowianie przygotowali szereg wymagających zadań dodatkowych inspirowanych filmowymi klasykami, o czym już wspominałem, a także mnóstwo specjalnych „warunków”, które urozmaicą i utrudnią ich wykonywanie. Zaliczają się do tego filtry kolorystyczne, wyłączone wspomagacze, a nawet tryb „pijacki”, gdzie obraz faluje z każdym kolejnym krokiem. Same trofea i osiągnięcia również sprawią wam wiele frajdy, gdyż nie są przesadnie trudne, ale też nie są łatwe.

Reasumując Serial Cleaner to jedna z najlepszych gier niezależnych nastawionych na rozgrywkę, jakie dane było mi ujrzeć w przeciągu kilku ostatnich lat. Idealnie wyważona i bardzo przemyślana rozgrywka, odpowiednio napisana do niej historyjka, a przede wszystkim genialna muzyka, sprawiają, że dzieło iFun4all jest godne polecenia każdemu graczowi, który kocha dobrą, aczkolwiek wymagającą myślenia rozrywkę.

PS(X) – Mielu, błagam... dogadajcie się z producentem Hotline Miami i zróbcie wspólnego crossa – Hotline Miami Cleaner czy coś takiego. Najpierw mordujesz, potem sprzątasz. To by była najlepsza gra wszechświata!  

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Serial Cleaner

Atuty

  • Bardzo dobra rozgrywka
  • Świeży temat przewodni gry
  • Fantastyczna muzyka
  • Liczne poziomy i wyzwania dodatkowe
  • Masa smaczków i kostiumów do odkrycia
  • Styl graficzny

Wady

  • Trochę brakuje dodatkowych opcji ucieczek
  • Historia mogłaby być nieco lepsza - choć to tylko czepialstwo
  • Brak wersji na konsole przenośne typu Switch/Vita

Serial Cleaner to zdecydowanie jedna z najlepszych niezależnych gier ostatnich lat - a już na pewno najlepsza polska gra tego roku! Jeśli coś nabroiłeś i przy tym nabrudziłeś, zadzwoń do Boba C. Leanera - on to wszystko posprząta na tip top!
Graliśmy na: PS4

Igor Chrzanowski Strona autora
Z grami związany jest praktycznie od czwartego roku życia, a jego sercem władają głównie konsole. Na PPE od listopada 2013 roku, a obecnie pracuje również jako game designer.
cropper