Baja: Edge of Control HD - recenzja gry

Baja: Edge of Control HD - recenzja gry

Roger Żochowski | 28.09.2017, 20:00

Obecną generację konsol za kilka lat będzie można opisać słowami "era remasterów". Kolejnym tytułem, który możemy wrzucić do tego wora jest Baja: Edge of Control HD. Nasuwa się tylko pytanie - po jakie licho?

Remaster gry sprzed 10 lat, która już na PS3 i X360 wąchała spaliny swoich konkurentów, to dość niezrozumiała decyzja. Zwłaszcza, że gra wychodzi w okresie, w którym na rynek trafiają takie produkcje jak Forza Motorsport 7, Project Cars 2, Gran Turismo Sport czy nawet WRC 7. Baja w wielu elementach jest po prostu archaiczna i przypomina tytuły z ery PSXa, kiedy to gry nabywało się na giełdzie od panów o ormiańskiej urodzie i po ograniu hitów można było sięgnąć z braku laku po średniaki a nawet crapy (oczyma wyobraźni widzę tu grę Virus - kto pamięta?) i czerpać z nich umiarkowaną radość. Baja idealnie pasuje do tej układanki.  

Dalsza część tekstu pod wideo

Głównym trybem zabawy w Baja jest standardowa do bólu kariera, w której zaliczamy kolejne ligi, zbieramy kasę i kupujemy fury (tych jest naprawdę sporo) z coraz wyższej kategorii. Zaczynamy od Baja Bug, czyli dość wolnych autek, by z czasem przesiąść się do mocniejszych terenówek. Droga na szczyt jest jednak strasznie mozolna, bo im lepsza klasa aut tym więcej musimy mamony nazbierać na auto. Wpadają wprawdzie czasami propozycje sponsorskie, dzięki którym po oklejeniu auta stosownym logiem zarabiamy więcej, ale to i tak niewiele daje. A weźcie pod uwagę, że w zremasterowanej wersji gry pieniądze i tak zarabia się szybciej. Niby mamy dwa modele jazdy, arcade’owy i symulacyjny, ale żaden z nich symulacji nawet nie powąchał. W przypadku trudniejszego wariantu musimy po prostu częściej używać hamulca i ręcznego, oraz uważać na nierówności i koleiny na trasie, mogące wyrzucić auto z toru jazdy. Gdybym miał jakoś bardziej dosadnie określić model jazdy, to porównałbym go do Motorstorma dla ubogich. Nie ma tu niestety pazura, niby zawieszenie fajnie się buja, ale nie czuć ani poślizgów ani bezwładności auta. I o ile fizyka jeszcze jakoś ujdzie, bo szybowanie autem po wybiciu z licznych gór i hoper sprawia frajdę, tak zderzenia z rywalami o inteligencji zdechłej rozgwiazdy, nie wzbudzają większych emocji. Coś tam się gniecie, odpada, ale o kraksach rodem z Burnouta nie ma co marzyć.

Plusem na pewno jest to, że w czasie wyścigów auto może ulec mechanicznemu uszkodzeniu, co zaowocuje wyświetleniem się wskaźnika stanu silnika, oleju, hamulców czy opon. W krytycznych momentach odpaść może koło, zadymić się silnik, a żeby naprawić usterkę, trzeba szukać ciężarówek z pitstopami bądź... wezwać helikopter, jeśli nie ma ich w pobliżu. Bardzo fajny patent, zwłaszcza, że pilot śmigłowca może oznajmić przez radio, że nie ma jak wylądować i musimy jeszcze kawałek podjechać. Ma to znaczenie w rajdach, które trwają po kilka godzin o czym za chwilę. Zadziwiająco dużo opcji oferuje też tuning aut. I to nie tylko w kwestii ustawień parametrów, ale dokupowania nowych części ulepszających silnik, zawieszenie, amortyzatory, skrzynie biegów i inne podzespoły poprawiające osiągi aut. Ale tu znowu - potrzebna jest mamona, którą zbiera się dość mozolnie. 

Rozdzielczość względem pierwowzoru została pobita (full HD), wszystko śmiga też w płynnych 60 klatkach, a efekty świetlne (słońce i te sprawy), mogą się podobać, ale wszechobecna pustka, nawet pomimo dodania drzewek i zwierzątek biegających po trasie, zdradza, że deweloper specjalnie się nie spocił odrestaurowując tego złomka. Cieszy, że na trasach można spotkać niedzielnych kierowców, w tle przejedzie pociąg czy kolejka górska, ale to jedyne elementy, na których warto zatrzymać wzrok. Nie ma niestety kamery ukazującej kokpity (jest jedynie ta znad maski), za to gałką możemy w każdej chwili dowolnie zmienić ustawienie i kąt kamery, zatwierdzać w locie zmiany. Auta wyglądają jednak przeciętne, a liczne bugi graficzne nie dodają grze uroku.  A szkoda, bo same trasy rozsiane po różnych zakątkach świata są bardzo rozległe i obfitują w wiele niespodzianek. Zresztą to nawet nie trasy - to duże obszary, na terenach których tworzone są potem warianty zabawy.

Oprócz klasycznych wyścigów na zapętlonych trasach, mamy też rajdy, gdzie liczy się czas uzyskany na kolejnych odcinkach, wspinaczkę autem na strome wzgórza, pościgi, w których zaczynamy na końcu i musimy dogonić rywali, lub na odwrót - będąc pierwszym spróbować nie dać się dopaść aż do mety. Jest też tryb Free Ride, który pozwala swobodnie jeździć po pseudosandboksowych obszarach i odkrywać różne miasteczka i lokacje. Samo odkrywanie miejsc to sztuka dla sztuki, ale można tu przetestować spokojnie różne auta i ustawienia. Wisienką na torcie (tudzież truskawką jak mawia Tomasz Hajto), są wyścigi długodystansowe trwające nawet 3 godziny. Baja 1000, bo tak zwie się ten tryb, to zawody offroadowe znane z rzeczywiści, w Polsce raczej mało popularne. Gra z pewnością tego nie zmieni, bo na samą myśl o 3-godzinnych rajdach w Baja mam zaparcie. 

Tytuł nabiera nieco rumieńców w formule splitscreena dla czterech graczy, co daje namiastkę zadymy, jaka mogła panować na trasach, gdyby SI rywali nie była taka biedna. Z kolei łącząc się przez sieć prędzej skiśniesz niż doczekasz się kompletu graczy. Czasami udało się połączyć z 2-3 osobami, ale chyba nie o to chodziło twórcom. Baja to tytuł do znudzenia przeciętny i niemalże w każdym aspekcie odstający od dzisiejszych standardów. Gra nie jest w żadnym wypadku crapem, ale aby dobrze się bawić należy smakować ją w ograniczanych dawkach z przerwami na tytuły z wyższej półki. 

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Baja: Edge of Control HD

Atuty

  • Sporo pojazdów
  • Opcja tuningu i ulepszeń
  • Rozległe trasy
  • Wzywanie helikoptera

Wady

  • Cholernie nudna kariera
  • SI przeciwników
  • Budżetowa oprawa
  • Model jazdy bez pazura

Tylko dla zagorzałych fanów gatunku, a że jesień obrodziła w dobre wyścigi, nie widzę sensu by w tym momencie inwestować w Baja.
Graliśmy na: PS4

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper