South Park: The Fractured But Whole - recenzja gry
Od dwóch lat niczym grzyby po deszczu pojawiają się kolejne seriale z superbohaterami. Ubisoft postanowił wykorzystać okazję i zaprasza graczy na kolejne perypetie ekipy Szopa.
Daredevil, Jessica Jones, Luka Cage, Iron Fist, Punisher i może Szop, Profesor Chaos, Mysterion? Dzieciaki z South Park mają wielkie marzenia stworzenia superbohaterskiego uniwersum na platformie Netflix i właśnie ich starania są głównym wątkiem nowej produkcji przygotowanej przez Ubisoft. Jednocześnie przed premierą gry został wyemitowany 4 odcinek 21 sezonu South Park, który zapowiedział wydarzenia – w „Franchise Prequel” (tutaj do zobaczenia) ekipa Cartmana już prawie podpisuje umowę ze stacją, jednak przez pewne wydarzenia tracą kontrakt i muszą rozpocząć starania o wielką sławę na własną rękę. Okazuje się, że w miasteczku dochodzi do serii tajemniczych porwań kotów, a za jednego wyznaczono nagrodę 100 dolarów. Słownie "sto dolarów" to wielka szansa dla wszystkich bohaterów z miasteczka, którzy postanawiają znaleźć zwierzaka, oddać go właścicielowi, a za zarobioną gotówkę stworzyć uniwersum… W końcu całe 100 dolarów to dobry budżet na stworzenie wielkiego serialu? Iron Fist potwierdza, że to akurat idealna kwota.
Tak w prostych słowach można streścić główny wątek opowieści z South Park: The Fractured But Whole, jednak nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, że to dopiero początek… W porwania kotów są zamieszane szychy z miasteczka, bohaterowie mają problem z rodzicami, muszą walczyć z szóstoklasistami, rywalizują z rodzynkami, staruszkami. policjantami i bezdomnymi. Twórcy wyśmienicie łączą znane postacie, wdrażają je do świata gry, dzięki czemu przygoda jest obładowana toną najznakomitszych smaczków. Dla fanów uniwersum jest to błoga przyjemność, bo przez oprawę mamy ponownie wrażenie, że bierzemy udział w kolejnym odcinku serialu – tylko zamiast 21 minutowej przyjemności, trwa ona ponad 20 godzin. Twórcom nie udało się okiełznać każdej minuty z przygody, dlatego odnoszę wrażenie, że pierwsza część opowieści jest słabsza od drugiej.
Mimo to trudno tutaj o nudę, ponieważ deweloperom udało się wszystko dobrze połączyć. Podczas opowieści odwiedzamy szkołę, komisariat, domy poszczególnych bohaterów, specjalne bazy, restauracje, czy też inne miejsca, które są żywcem wyjęte ze znanych przygód. Dodatkowo ponownie mamy do czynienia ze znanymi postaciami – pojawia się Dyrektor podstawówki, Randy, ojciec Maxi, sierżant Harrison, czy też Pan Ręcznik. Oczywiście pierwsze skrzypce odgrywają Eric (Szop), Kyle (Człowiek Latawiec), Craig (Super-Craig), Clyde (Komar), Scott (Kapitan Cukrzyca), Wendy (Dziewczyna na Telefon), Kenny (Mysterion), Butters (Profesor Chaos), Stan (Narzędnik), Token (Tupperware), Tweek (Super-Tweek), oraz Jimmy (Błyskawica) – zestaw w zasadzie idealny do siania terroru, czy też ratowania miasteczka.
Tak powstaje wielki bohater
Gracz ponownie wciela się w „Nowego”, który po wydarzeniach z Kijka Prawdy ma już niby ugruntowaną pozycję wśród dzieciaków, jednak wciąż musi udowadniać swoją wartość wśród pozostałych członków zabawy. Na początku Cartman nie chce nas dopuścić do gry, jednak dość prędko okazuje się, że to właśnie my stajemy się jedną z najważniejszych postaci całej przygody. Autorzy bardzo frywolnie traktują wygląd herosa, który choć wybieramy na początku, to później bez problemu zmieniamy fryzurę, makijaż, czy też poszczególne części ubrania. W trakcie przygody zbieramy kolejne elementy pozwalające zmienić wygląd i początkowo dość mocno nie pasował mi fakt, że strój nie ma tak naprawdę jakiegokolwiek odwzorowania w statystykach – niezależnie jakie wdzianko założymy, to wpływa ono wyłącznie na prezentację bohatera.
Twórcy zdecydowali się na dość nietypową koncepcję w gatunku, bo bohaterowie nie korzystają z kolejnych broni, więc podczas przeszukiwania pomieszczeń nie znajdujemy nowych mieczy, czy też kolejnych pancerzy wpływających na defensywę. Dlatego większą rolę odgrywają klasy – już na początku wybieramy spośród Pędziwiatra, Brutala lub Blastera, a wybór wpływa na dostępne zdolności. Autorzy jednak nie trzymają się sztywno ram, więc po chwili możemy dobrać do zestawu umiejętności przykładowo Mistrza Sztuk Walki, Telepatę, Gadżeciarza lub Roślinomantę. To właśnie między innymi z tego powodu początek historii jest słabszy, bo mamy dostęp do mniejszego zestawu ciosów.
Sytuację w pewien sposób ratują dodatkowi bohaterowie. W każdej walce pomagają nam maksymalnie trzy postacie, które charakteryzują się przeróżnymi umiejętnościami i w sumie nietrudno wybrać do zespołu typowego tanka, postać wspomagającą, czy też standardowego wojaka zadającego obrażenia. Tak jak wspomniałem, twórcy nie wykorzystują coraz to silniejszych broni, ale zdecydowali się wprowadzić artefakty. Bohater zdobywając punkty doświadczenia może awansować na kolejny poziom, który odblokuje nowy slot na przedmiot wpływający na statystyki (mięśnie, mózg, zdrowie, ikra, ruch) oraz premie dla drużyny (obrażenia od uderzenia krytycznego, regeneracja supermocy, regeneracja zdrowia, dodatkowe zdrowie dla sojuszników, obrażenia od kombosa z odrzuceniem, obrażenia od efektów statusu, obrażenia od uderzenia krytycznego). Kolejne gadżety pozwalają zwiększyć potęgę herosa, a co się z tym wiąże siłę jego zdolności. Drugim dodatkiem wpływającym na nasze możliwości jest DNA – kombinując w jednej z wiązek możemy ponownie wpłynąć na zdolności bohatera.
Wielkie zmiany w walce
Na początku historii dość mocno brakowało mi w grze standardowych przedmiotów, czy też większej swobody w tworzeniu postaci, ale to wszystko zmienia się z czasem. Od pewnej chwili mamy coraz to więcej możliwości, bo wszystkich klas w grze jest dziesięć, a w dodatku korzystamy z dwunastu współtowarzyszy, więc wybór jest naprawdę spory. Jest to istotne, ponieważ druga najważniejsza zmiana względem Kijka Prawdy pojawia się teraz w przypadku walki.
Starcia nadal opierają się na turach, jednak tym razem gracz może kontrolować poszczególne postacie, chodzi nimi po mapie, a ataki mają różne zasięgi. Czasami możemy zaatakować trzy pola do przodu, innym razem tylko jedno, ale za to w każdą stronę, a niektóre ciosy pozwalają uderzyć rywala stojącego kilka pół dalej. Dochodzą do tego liczne efekty, bo niektóre ataki spowalniają, zamrażają, czy sprawiają, że rywal krwawi, jest nami zauroczony, zmieszany lub po prostu wkurzony. W konsekwencji walka jest znacznie ciekawsza od tej z poprzedniej „zabawy”, a należy jeszcze dbać o naładowanie specjalnego paska odpowiedzialnego za super-atak. Za każdym razem ciosy lub obrona wymagają od nas wciśnięcia wyznaczonych klawiszy – małe QTE znacznie ożywia pojedynki. Twórcy odrobili zadanie domowe i podczas walki musimy faktycznie kombinować, mądrze dobierać zdolności oraz wykorzystywać wszystkie atuty bohaterów – poziom trudności nie jest specjalnie wygórowany podczas standardowych pojedynków, jednak już bossowie wymagają sporego kombinowania. Dużą zasługą jest fakt, że autorzy nie bawią się we wrzucenie na arenę większego i tylko silniejszego rywala, a bawią się formą i narzucają w starciach inne przyjemności – czasami musimy uciekać, unikać wyznaczonych miejsc, czy też spełniać inne wymogi.
Poziom trudności odpowiednio rośnie w drugiej połowie - wtedy otrzymujemy większy dostęp do specjalnych mocy, ale też musimy lepiej korzystać z taktyk, szukać odpowiedniego rozwiązania bitew, czy też nawet bawiąc się formą, szukać najlepszych zestawów superbohaterów. Małym dodatkiem do pojedynków są jeszcze możliwości związane z pierdzeniem, czy też przywoływaniem wsparcia i właśnie takie elementy znacznie ubarwiają rywalizację sprawiając, że nawet przez wspomniane braki, South Park nie nudzi. W grze ponownie istotnym elementem jest eksploracja. Bohater może biegać po sporym wycinku miasta, po drodze zbierając gotówkę, czy też części, z których następnie tworzy się artefakty, stroje, czy też przedmioty użytkowe pokroju jedzenia odpowiadające za leczenie. Podczas przechadzania się po mieście natrafiamy również na miejsca, które na początku nie są dostępne – twórcy ponownie wykorzystują moc pierdów, by za jej pomocą pozbyć się „lawy” z klocków LEGO, wskakiwać na podwyższenia lub usuwać zabezpieczenia – zagadki nigdy nie są specjalnie wymagające, ponownie za każdym razem widzimy przykładowo pękniętą ścianę lub skrzynkę z kablami, a te miejsca są dla nas niczym drogowskazy.
Znacznie lepiej został zaprezentowany interfejs. Deweloperzy korzystają z ekranu smartfona, gdzie możemy zmieniać artefakty/DNA, sprawdzać możliwości kompanów, decydować o swoich mocach, czy też wpływać na wygląd. Dodatkowo tworzymy przedmioty, sprawdzamy wyposażenie oraz progres postaci, korzystamy z mapy i zerkamy na SzopStargram. Ten ostatni element to mała ciekawostka, ponieważ w grze możemy bez problemy strzelać sobie selfie z napotkanymi mieszkańcami – na początku mało kto chce być wśród znajomych „Świeżaka”, ale wystarczy kilka udanych misji, by zebrać już sporo kumpli. A wspominając o misjach, nie mogę zapomnieć o małych, dodatkowych wyzwaniach, które są świetnym uzupełnieniem wydarzeń – to często typowe „idź, zbierz, przynieś”, ale autorzy nawet takie atrakcje potrafili dobrze włożyć w ramy świata. Mocnym punktem wydarzeń, o którym na pewno warto wspomnieć, jest również fakt, że tak naprawdę przez całą grę jesteśmy świadkami narodzin naszej postaci. „Nowy” nie wskakuje w buty herosa i miażdży wszystkich przeciwników jednym pierdem, ale z biegiem czasu ustalamy jego rasę, pochodzenie etniczne, przynależność, religię, czy też kryptonit.
Twórcy w ciekawy sposób balansują nad granicą dobrego smaku. Gra może i nie jest wyjątkowo zaskakująca – Kijek Prawdy przygotował nas na wiele – ale nawet najwięksi fani South Parku docenią niektóre żarty. Kilkukrotnie autorzy są blisko przekroczenia tej cienkiej granicy, jednak nie zobaczycie tutaj nic, czego nie widzieliście już w serialu. Jeśli nie mieliście większej styczności z opowieściami ekipy Cartmana, to szykujcie zwieracze na kilka mocnych żartów. Rasizm? Jest. Wulgaryzmy? Są. Pedofilia? Jest. Napastowanie? Jest. Dragi? Są. Alkoholizm? Jest. Mordercze Ninja? Oj, tak! Sporym plusem całej przygody jest dodatkowy wątek związany z rodzicami „Nowego”, ale losy związane z mamą i tatą niech pozostaną przyjemnością, którą odkryjecie z kontrolerami w łapach.
[ciekawostka]
Netflix, widzisz to? Działaj!
Szczerze mówiąc bardzo obawiałem się o jakość South Park: The Fractured But Whole. Gra zaliczyła kilka opóźnień, ale bez wątpienia tym razem się udało. Podczas całej przygody nie wpadłem na najmniejszy błąd, wielokrotnie się uśmiałem, a poznawanie przygody sprawiło mi sporą radość. Mógłbym ponarzekać na niemrawy początek i niektóre decyzje związane z rozwojem bohatera, ale Francuzi nie zawiedli, bo produkcja to bez wątpienia największy skarb, na jaki mogli liczyć fani South Parku.
Ocena - recenzja gry South Park: The Fractured But Whole
Atuty
- Świetny humor
- Dobra walka
- Kilka MOCNYCH scen
- Przyjemne zagadki
- Długość rozgrywki
Wady
- Skromne zmiany w rozwoju postaci
- Słabszy początek
South Park: The Fractured But Whole nie zawodzi. To właśnie na taką grę czekali fani uniwersum. Sporo śmiechu, dobra walka i genialne umiejscowienie w znanym świecie.
Graliśmy na:
PS4
Przeczytaj również
Komentarze (48)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych