Hyrule Warriors: Definitive Edition - recenzja gry. Zeldowe Musou po raz trzeci.
Nintendo sukcesywnie, tytuł po tytule przenosi bibliotekę najważniejszych gier z Wii U na Switcha. Po Bayonecie, Mario Karcie, Donkey Kongu i innych, pora na trzecie wydanie Hyrule Warriors. Czy posiadacze Switcha powinni się cieszyć? Czy gracze, którzy już mieli przyjemność w tę pozycję grać, mają tu po co wracać? Po odpowiedzi zapraszam do recenzji Hyrule Warriors: Definitive Edition.
Nintendo wypluwa port z Wii U za portem i choć można im mieć to za złe, prawdę mówiąc - ja się cieszę z tej sytuacji, nawet pomimo faktu iż Wii U posiadałem. Nie ukrywajmy, że poprzednia stacjonarna konsola Nintendo nie była szczególnie dużym sukcesem, więc portując co większe tytuły na Switcha, więcej graczy ma szansę w nie zagrać. Inna sprawa trochę jest z Hyrule Warriors, bo to nie jest zwykła reedycja gry z 2014 roku. Hyrule Warriors doczekał się w 2016 pierwszej reedycji pod postacią Hyrule Warriors: Legends wydanej na 3DSie dodającą dodatkowe postacie, mapy, misje, przedmioty… No generalnie kilkadziesiąt godzin rozgrywki więcej. Czymże więc jest Hyrule Warriors: Definitive Edition na Nintendo Switch? Podrasowaną, poprawioną pod paroma względami, scaloną wersją z Wii U i 3DSa. Fajnie? Jak najbardziej!
Zeldowe Musou
Dla przypomnienia, Hyrule Warriors to w ogromnym skrócie typowe Musou (gra w stylu Dynasty Warriors) polane Zeldowym sosem. Będziecie zabijać tysiące wrogów na kilkunastu mapach żywcem wyjętych z różnych odsłon serii, poznawać fabułę inspirowaną poprzednimi Zeldami, nabijać poziomy znanym i lubianym postaciom, wyposażać je w różnorakie bronie i ogólnie - po prostu, względnie bezmyślnie, mordować całe hordy przeciwników. Może i brzmi nudno, ale uwierzcie mi - wciąga jak diabli. Jeśli więc jesteście zarówno fanem tego typu gier oraz Zeldy - prawdopodobnie w ten tytuł już graliście kilka lat wcześniej i wiecie czego się spodziewać. Jednak jeśli wam mało Hyrule Warriors z Wii U i 3DSa, to podobnie jak świeżym graczom polecam polecieć do sklepów i kupić wersję na Switcha.
Wii U + 3DS = Switch?
Już podstawowa wersja Hyrule Warriors potrafiła dostarczyć dziesiątki, jeśli nie setki godzin rozgrywki, jeśli chcieliśmy pozycję wymasterować. Legendary Mode, czyli tryb fabularny, Adventure mode z różnymi mapami wzorowanymi na pierwszej Zeldzie do wyczyszczenia, Challenge Mode z różnymi wyzwaniami, nabicie 255 poziomu doświadczenia (po wszystkich patchach) wszystkim postaciom, zebranie wszystkich Skulltuli z map, zebranie wszystkich serduszek, mogę tak wymieniać jeszcze długo. Generalnie, sam tryb fabularny zajmie 10-15 godzin gry, a uwierzcie mi - to tylko wierzchołek góry lodowej. Hyrule Warriors: Legends dołożył do tego dodatkowe postacie (dostępne później jako DLC do wersji Wii U), kolejne misje do ukończenia, kolejne wyzwania i tak dalej, a oprócz tego dołożył kilka nowych mechanik i trybów, jak możliwość kontrolowania kilku bohaterów na raz w trakcie misji (na Wii U graliśmy tylko 1 postacią), możliwość wydawania im prostych rozkazów czy tryb My Fairy, gdzie… opiekowaliśmy się wróżkami, które nas wspomagały w walce.
Hyrule Warriors: Definitive Edition bierze w zasadzie wszystko z wersji na Wii U, wszystko czego nie było na Wii U a było na 3DS i wrzuciło do jednego, małego cartridge’a wypełnionego po brzegi zawartością do ogrania. Dodatkowo dorzuciła parę rzeczy od siebie, od takich pierdółek jak kostium Linka i Zeldy z Breath of the Wild po bardziej istotne zmiany w działaniu adventure mode i niektórych wyzwań balansując rozgrywkę. To rzeczywiście jest ostateczna wersja gry i chyba już możemy bezpiecznie czekać na sequel.
Solidne działanie
Oczywiście Koei Tecmo zadbało o to, by Hyrule Warriors sprawniej działało niż na dwóch poprzednich sprzętach. Na Wii U pozycja działała w okolicach 30 fps w 720p, na N3DS również w okolicach 30 klatek na sekundę, a na klasycznym 3DS trzymała średnio… 20 klatek przy bardzo minimalnej ilości przeciwników na ekranie, więc z radością przyjąłem informację, że Hyrule Definitive Edition w trybie handheld trzyma się w 720p i okolicach 30fps, a stacjonarnie prezentuje nam piękne Full HD w pysznych 60 klatkach na sekundę. Przenośnie gra potrafi zgubić kilka klatek tu i tam przy większych zadymach (i z nieznanego mi powodu - w cutscenkach, które nieprzyjemnie chrupią) ale w niczym to nie przeszkadza. Naturalnie nadal z głośników konsoli, słuchawek lub nagłośnienia TV dobiega fantastyczny soundtrack składający się głównie z bardziej heavy metalowych/rockowych aranżacji znanych, klasycznych motywów znanych każdemu fanowi Zeldy.
Jak więc oceniam Hyrule Warriors: Definitive Edition? Jest to tytuł zdecydowanie wart polecenia tym, którzy nigdy w omawianą pozycję nie grali. Ci co już mieli styczność z wersją Wii U/3DS powinni sprawę przemyśleć. Jeśli nie przeszkadza im robienie wszystkiego od nowa a dodatkowy content przyjmą z otwartymi ramionami - również zachęcam do sięgnięcia. Hyrule Warriors zapewni mnóstwo przyjemnie spędzonego czasu i grindu, czy to w podróży czy w domowym zaciszu. Ja, pomimo grania w obie poprzednie wersje przy tej bawiłem się tak samo, jak nie lepiej. Szkoda jedynie, że Tecmo nie pokusiło się o dodanie paru nowych misji czy dodatkowych postaci…
Ocena - recenzja gry Hyrule Warriors
Atuty
- Dziesiątki godzin gry
- Ogromny fanserwis
- Mnogość postaci, trybów gry, broni, wszystkiego
- Fantastyczny soundtrack
- 1080p@60fps na TV
- Cała zawartość z Wii U i 3DS wraz ze wszystkimi DLC
- Drobne poprawki względem poprzedniczek
Wady
- Szkoda, że nie dołożono nowych map/postaci
- Mobilnie potrafi lekko chrupnąć przy większych zadymach
Hyrule Warriors, pomimo wydania po raz trzeci, nadal się broni wciągającym gameplayem, ogromnym przywiązaniem do detali świata Zeldy, fanserwisem i fantastycznym soundtrackiem. Ale może przygotujcie w końcu pełnoprawny sequel?
Graliśmy na:
NS
Przeczytaj również
Komentarze (24)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych