H1Z1: Battle Royale - recenzja gry. Dynamicznie i efektownie
Daybreak Game Company długo nie potrafiło znaleźć recepty na H1Z1, jednak w końcu postawiło na typowe Battle Royale, które choć nadal potrzebuje wielu szlifów, to potrafi zachęcić do spędzenia nocki przy konsoli. Z tej gry może kiedyś wyrosnąć kawał przyjemnej produkcji.
Moda na Battle Royale trwa w najlepsze, jednak tylko nieliczne produkcje zostają zauważone przez szerokie grono odbiorców. Daybreak Game Company umiejętnie wykorzystało okazję i choć zaoferowało niedopracowany kod, to jednak potrafiło wypełnić lukę. Gdy posiadacze PlayStation 4 wzdychali do kolejnych fragmentów rozgrywki z Playerunknown's Battlegrounds w wersji na Xboksa One, dość niespodziewanie pojawiło się niedopieszczone H1Z1, które nawet w takiej sytuacji potrafiło trafić w serca graczy.
Tak, to jest kolejny Battle Royale
Daybreak Game Company nie wymyśla koła na nowo. 100 graczy trafia na sporej wielkości mapę, na początku nie posiadając żadnego sprzętu, szukają kolejnych broni, jednocześnie zwracając uwagę na zmniejszającą się lokację. Mapa jest coraz mniejsza, więc zawodnicy mają okazję do bliskich spotkań. W trakcie rozgrywki natrafiamy na najróżniejszy sprzęt, ale najlepsze bronie są dostępne wyłącznie w ukrytych skrzynkach, na które możemy natrafić dzięki specjalnemu dźwiękowi lub korzystając ze zrzutów dostarczających mocny oręż. Brzmi znajomo? Dokładnie, bo nie zdecydowano się na większe odświeżenie zasad, jednak deweloperzy w naprawdę dobry sposób dostosowali zmagania do PlayStation 4. Zebrany oręż jest automatycznie przeładowany, jeden przycisk pozwala na zmianę broni, bez problemu korzystamy z koła wyboru, a wszystkie decyzje zostały ułożone na kontrolerze w taki sposób, by gracz nie musiał się nawet wysilać – zmagania w H1Z1 są niezwykle intuicyjne i jest to bez wątpienia jeden z dużych atutów gry.
Rywalizacja z największymi przedstawicielami rynku jest pewnie nierealna, więc deweloperzy wpadli na ciekawy pomysł – postanowili przygotować niezwykle dynamiczne pojedynki. Bez najmniejszego problemu w przeciągu godziny możecie rozegrać nawet trzy pełne mecze w H1Z1, a jeśli macie mniej szczęścia lub w kluczowym momencie zabraknie umiejętności, to w przeciągu 60 minut nawet sześciokrotnie wpadniecie na mapę. Twórcy w tym miejscu odrobinę oszukują, bo w tytule nie pojawia się typowe zeskakiwanie z samolotu, a po prostu na początku spotkania lecimy na odpowiedni teren – w rezultacie wszyscy gracze są „w kole” i arena może się szybciej zmniejszać. Ma to swoje plusy, bo w H1Z1 nie ma miejsca na oddech. Każdy mecz od samego początku to intensywna akcja, w której nie można nawet pomarzyć o odpoczynku czy też spokojnym plądrowaniu kolejnych domów. Świetnie działa taki prosty element jak przycisk odpowiedzialny za ponowne wyszukanie meczu po porażce – podczas rozgrywki solo nie musicie wchodzić do menu, a po prostu z automatu szukacie kolejnych ofiar.
Tak, także ta gra potrzebuje aktualizacji
W H1Z1 nie można narzekać na nudę, ale za to można na pewne niedoróbki. Problemy pojawiają się już na samym starcie, bo lądowanie na ziemię nie tylko wygląda koszmarnie, ale nawet mechanika nie pozwala nam wylądować na odpowiednim miejscu. W trakcie gry nie natrafiłem na większe błędy uniemożliwiające rozgrywkę, ale jednocześnie trudno rozkoszować się oprawą, ponieważ w sumie każdy z elementów, począwszy od budynków, wygląda biednie. Większość lokacji to typowe kopiuj-wklej, który nawet w takiej formie nie prezentuje odpowiedniej jakości. Na szczęście deweloperom udało się już dopracować optymalizację i od początku bety produkcja działa znacznie lepiej.
Twórcy oferują typowe solo dla 100 graczy, duo dla podwójnych zespołów lub pięcioosobowe zmagania w teamie. Dla każdego coś dobrego i niezależnie od wybranego trybu w H1Z1 można naprawdę dobrze się bawić. Zadbano o takie drobne detale jak możliwość zaznaczania miejsca na mapie, odpowiednio prezentują współtowarzysze czy też nawet w prosty sposób pozwalają dzielić się bandażami lub apteczkami – tutaj wszystko odbywa się na d-padzie i to kolejny atut dobrego wdrożenia akcji na kontrolerze.
Dobrą wiadomością jest na pewno system dystrybucji, ponieważ H1Z1 może wypróbować każdy za darmo. Twórcy zdecydowali się na zdrowy free-2-play, który nie jest skażony męczącymi mikrotransakcjami, ponieważ w tytule pojawia się Battle Pass z trzema ścieżkami rozwoju – darmowym, Premium oraz PlayStation Plus. Mimo to podczas zmagań nie możecie kupić sobie mocniejszej broni czy też porządniejszego pancerza, ponieważ autorzy zdecydowali się wyłącznie na elementy personalizujące wygląd. Jednocześnie gra systematycznie otrzymuje nowe bronie (wyrzutnia RPG i nowa snajperka na premierę) lub też kolejne pojazdy (ARV dla pięcioosobowej ekipy), a cała zawartość jest dostępna dla wszystkich za darmo. Gracze oczywiście mogą rzucić portfelami w deweloperów, jednak za każdym razem zainteresowani zdobywają wyłącznie kolejne skórki dla broni czy też ciuszki dla żołnierzy.
Wydawanie gotówki na poszczególne skiny nie ma głębszego sensu i choć pewnie znajdą się gracze, którzy skorzystają z takiej opcji, to jednak trzy drzewka rozwoju wystarczą, by dobrze się bawić. Właśnie trwa pierwszy sezon i bez problemu każdy zainteresowany zdobędzie nowe ubrania, kolejne maski, czy też pomalowane bronie. Żaden z elementów nie pozwoli zdobyć przewagi, więc nie musicie się martwić o kupowanie zwycięstw. Niektórzy mogą aktualnie ponarzekać na liczbę broni (dziewięć sztuk), ale ich zróżnicowanie jest wystarczające – tutaj i tak nie ma czasu na rozkoszowanie się nowym orężem, bo wystarczy chwila rozkojarzenia i trzeba rozpoczynać grę od nowa. Studio w jednej z pierwszych łatek na pewno musi zająć się pojazdami, które nadal prowadzi się bardzo niepewnie przez niedopracowaną detekcję zniszczeń, a jednocześnie nie można rozjeżdżać przeciwników – moja ulubiona czynność z PUBG-a.
Pozytywnie w tym całym szaleństwie dynamicznych starć sprawdza się także patent ze zrzutami oraz skrzyniami – biegając po lokacjach znajdujemy podstawowe wersje przykładowo shotguna, jednak jego mocniejsza edycja oznaczona jednym z kolorów trafia wyłącznie do boxów ukrytych w niektórych budynkach lub zrzucanych z samolotów. W tym pierwszym przypadku mocniejszą broń możemy jeszcze znaleźć za pomocą specjalnego dźwięku, który naprowadza zainteresowanego do miejsca.
Tak, w to się naprawdę przyjemnie gra
H1Z1 jeszcze podczas bety świętowało kolejne sukcesy na PlayStation 4 i nie jestem tym specjalnie zaskoczony. Twórcy wstrzelili się ze swoją produkcją w idealny moment, a jednocześnie potrafili zainteresować szerokie grono odbiorców bardzo dynamicznymi pojedynkami. Tutaj nie ma czasu na zastanawianie się nad taktyką, bo na każdym kroku wpadamy na kolejnych graczy, których trzeba obdzielić kulami, a jednocześnie nie możemy zapomnieć o zwracaniu uwagi na swoje cztery litery. Akcja, akcja, akcja i mam szczerą nadzieję, że Daybreak Game Company nie straci zapału do rozwoju produkcji. Jest to oczywiście związane z gotówką, którą gracze zdecydują się przeznaczyć na cyfrowe ludki, ale jeśli zainteresowani wciąż wydają gotówkę w Fortnite, które nie każdemu przypadło do gustu, to pewnie znajdą się fani, którzy zdecydują się zainwestować w H1Z1. Czy warto? Przekonajcie się, że to nie boli, a możecie znaleźć ciekawy tytuł na wieczorne sesje.
Ocena - recenzja gry H1Z1: Battle Royale
Atuty
- Dynamiczna akcja
- Dobre dostosowanie do kontrolera
- Przyjemne strzelanie
- Prawdziwe free-2-play
Wady
- Sekcja spadochronów do poprawy
- Pojazdy potrzebują kilku szlifów
- Grafika może odstraszyć
W ten tytuł po prostu dobrze się gra. Jest szybko, efektownie i z przyjemnym strzelaniem. Wygląda źle, potrzebne są kolejne łatki, ale szczerze? Za darmo naprawdę warto sprawdzić.
Graliśmy na:
PS4
Przeczytaj również
Komentarze (13)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych