Recenzja: Tekken 6 (PS3)
Ale się porobiło! Bijatyki przeżywają w tym roku prawdziwy renesans, kusząc Graczy nowymi inkarnacjami znanych serii i kilkoma udanymi debiutami. Z najbardziej smakowitych kąsków można wspomnieć o BlazBlue, Street Fighter IV czy Soul Calibur: Broken Destiny. Jednak skoro nasyciliśmy się już przystawką, daniem głównym oraz deserem, to czy starczy nam miejsca na kolejne niemałe danie, jakim jest najnowsza część Tekkena?
Najwięksi fani serii już pewnie sobie na to pytanie odpowiedzieli, jednak dla pozostałych Graczy nie musi to być do końca takie oczywiste. Sprawdźmy zatem, czy Tekken 6 warty jest odrobiny niepoprawnego łakomstwa.
Namco Bandai długo nam kazało czekać na szóstą część swojej flagowej serii, tym bardziej, że pierwszy ukończony kod nowego Tekkena ujrzał światło dzienne już dwa lata temu w japońskich salonach arcade. Od tego czasu gra przeszła kilka mniej lub bardziej istotnych zmian, by w finalnej wersji uderzyć na płytkę BD, wyładowaną po brzegi zawartością. Do dyspozycji oddano nam zawrotną ilość 40 postaci, z czego 31 to znani z piątej części fajterzy, do tego trójka dodana do składu w Tekken: Dark Ressurection, zaś pozostałe sześć to zupełnie nowe twarze (o nich za chwilę). Powraca opcja kustomizacji, w której ilość dostępnych przedmiotów przyprawia o zawrót głowy i niejednokrotnie nie do poznania zmienić może naszego ulubionego zawodnika. Chcecie ze Steve’a zrobić muszkietera, Paula pozbawić jego flagowych sterczących włosów? Nie ma sprawy! Edytor postaci pozwoli wszystkim maniakom fatałaszków bawić się godzinami.
Tradycyjnie już dla serii, nowy Tekken oferuje prawdziwe zatrzęsienie trybów, które tym razem pogrupowane są na kilka głównych kategorii. W menu Offline znajdziemy wszystkie klasyczne tryby pokroju Arcade, Ghost Battle, Versusa, Practice i innych. Menu Online daje nam dostęp do sieciowych naparzanek w meczach rankingowych i towarzyskich, oraz zgrywania i wgrywania Ghost Data. W menu Gallery obejrzymy sobie m.in. rózne wersje intra, zakończenia postaci, czy choćby powtórki z walk w sieci. Menu Profile otwiera drogę do kustomizacji postaci oraz pozwala zagłębić się w różne statystyki dotyczące naszego postępu w grze, zaś menu Options mówi samo za siebie. Swoistą wisienką na torcie i gwoździem programu w nowym Tekkenie miał być wg. zamierzeń twórców tryb Scenario Campaign, do którego jeszcze wrócimy.
Jak widać, jest co robić w grze. Bez wątpienia, nowe mordobicie Namco Bandai to całkiem smakowity i syty kąsek. Cały ten przepych, który staje się już powoli wyznacznikiem serii, nie jest jednak w stanie zatuszować kilku poważnych wad, które przynosi ze sobą T6. Dlatego, zanim zabierzecie się za upragnioną konsumpcję, najpierw popsuję wam nieco apetyt.
Dwa lata ciężkiej pracy nad konsolowym portem nie przekładają się niestety w wielu aspektach na wysoką jakość. Na pierwszy ogień weźmy sobie nowych zawodników, którzy w najbardziej oczywisty sposób dowodzą, że chłopaki z Namco przeżywają obecnie kryzys twórczy. Bob, Zafina, Miguel, Leo, Lars oraz Alisa w żaden sposób nie reprezentują tego poziomu, który niegdyś charakteryzował takich debiutantów jak Eddy Gordo, czy Steve Fox. Grubas Bob po prostu wzbudza śmiech na Sali, laseczka Zafina porusza się jakby połknęła szczotę razem z kijem, zaś Alisa to android, który potrafi rzucać swoją... głową. Wow... a myślałem że nie można wymyślić już nic głupszego niż niedźwiedź, kangur i chodzący pieniek.
Parę słów należy wspomnieć o Scenario Campaign. Jest to kolejna wersja znanego starym wyjadaczom trybu Tekken Force, czyli chodzonej mordoklepki w klimatach Tekkena. Tym razem, tryb ten wzbogacony jest o fabułę i dotyczy dwóch postaci – Larsa i Alisy. Historia trzyma się standardowego, tekkenowego poziomu, co oznacza że totalnie można sobie ją odpuścić. W „wielkiej rodzinie Mishimów” pojawia się niespodziewanie kolejny potomek, który jest dowodem na to, że Namco Bandai kocha telenowele. I tyle w tej kwestii. Sam gameplay najbardziej przypomina Tekken Force z czwartej części serii, z tą różnicą, że teraz możemy posługiwać się kilkoma rodzajami broni w trakcie gry. Wielka mapa prowadzi nas od levelu do levelu, w których odblokowujemy kolejnych zawodników i zagłębiamy się w meandry „zawiłej fabuły”. Z czasem odblokowujemy też arenę, w której możemy zagrać w klasyczny tryb story dający dostęp do zakończeń poszczególnych postaci. Cały problem z trybem SC polega na tym, że nie wyróżnia się on niczym szczególnym. Ot, zwykły beatem-up z tekkenowymi postaciami i grafiką na miarę poprzedniej generacji. Jest to szczególnie bolesne zważywszy na fakt, że Namco Bandai potraktowało go jako tryb główny. Co więcej zmuszeni jesteśmy niejako do grania w SC, bo tylko tutaj możemy zdobyć wystarczająco dużo kasy aby pozwolić sobie na niezwykle drogie przedmioty do kustomizacji.
Kolejnym bolesnym akcentem jest rozgrywka online. Częste lagi i spore opóźnienia w reakcji odstraszą graczy turniejowych i starszych wyjadaczy. Jest to istotne zwłaszcza w tak dynamicznej grze z intuicyjnym i responsywnym sterowaniem jak Tekken. Wykonanie niektórych just frame’owych ciosów (takich, które wymagają naciśnięcia przycisku w konkretnej klatce animacji) w większości sieciowych walk graniczy z cudem. Twórcy zapowiedzieli łatkę ulepszającą kod sieciowy, ale nie oszukujmy się. Takie gry jak Tekken stworzone są do zabawy przy jednym telewizorze, z kumplem siedzącym obok. W obliczu tego faktu jeszcze bardziej irytuje brak tak podstawowych opcji jak możliwość wyboru swojego profilu przez drugiego Gracza w trybie Versus (tylko jeden Gracz ma dostęp do swoich statystyk i kustomizowanych postaci), czy możliwość wybrania domyślnych strojów po przebraniu naszego zawodnika. Dziwne niedopatrzenie, zwłaszcza że w poprzednich grach Namco tego typu podstawowe opcje bywały już dostępne. Na koniec zostawimy sobie warstwę wizualną, która, mówiąc delikatnie, jest nierówna. Z jednej strony zachwycimy się pięknymi modelami postaci (świetnie animowanymi i oteksturowanymi), by za chwilę z niedowierzaniem spojrzeć na fatalnie wyglądającą powierzchnią wody (poziom PS2). Z jednej strony oczarują nas wspaniałe efekty świetlne, ale za moment na glebę sprowadzą nas rozmyte tekstury podłoża. Co więcej, gra potrafi czasem chrupnąć, i choć nie jest to częste zjawisko, niemniej jest zauważalne. Jak by nie patrzeć, jest to dwuletnia gra, i grafika zdążyła się już nieco zestarzeć. Doliczmy do tego niemiłosiernie długie loadingi i mamy już pewne pojęcie o tym, czym Tekken 6 na pewno nas nie oczaruje.
Troszkę sobie ponarzekałem, jednak wciąż cioram w Tekkena jak zwariowany (nawet w przerwach między pisaniem tego tekstu). Dlaczego? Bo magia tej gry polega na tym, że wszystkie jej wady idą w niepamięć w momencie gdy dorwiemy się do pada, najlepiej razem z drugą osobą. Najmocniejszym punktem programu jest wciąż niesamowicie miodny i głęboki system walki. Dla niewtajemniczonych, Tekken 6 może się wydawać po prostu piątą częścią podbitą do dzisiejszych standardów. Wprawne oko zauważy jednak spore różnice. Przede wszystkim walka jest jeszcze szybsza niż w Dark Ressurection. Znani fajterzy otrzymali nowe ciosy, zaś ich stare zagrania zyskały zupełnie nowe animacje i specyfikę. Nie miejsce złudzeń. W szóstkę gra się zupełnie inaczej niż w poprzednie części. Po części jest to zasługa nowych dodatków w systemie. Bound to ciosy, które sprawiają, że przeciwnik zamiast rozpłaszczyć się na glebie, odbija sie od niej, narażając się tym samym na kolejne szlagi. Bound system otwiera zupełnie nowe możliwości w kwestii juggli i jest miłym ukłonem w stronę hardkorowych graczy. Z kolei Rage mode „daje kopa” zawodnikowi w momencie, gdy jego energia życiowa zbliża się niebezpiecznie do zera. Dzięki temu mamy możliwość wielkiego come backu i nagłego zwrotu akcji. Co najważniejsze, wbrew obawom niektórych, Rage nie został przesadzony i dobrze wkomponował się w rozgrywkę. Ilość i różnorodność postaci to gwarancja tego, że każdy znajdzie coś dla siebie, niezależnie od preferencji. Obecnie nie ma chyba drugiego fightera 3D, który oferowałby liczbę 40 zawodników do wyboru. Ponadto większość z nich ma naprawdę ciekawy design i posługuje się unikalnym stylem walki. Podobnie ma się sprawa fantastycznych aren. Raz będzie to nadmorskie dojo smagane falami, a kiedy indziej środek miejskiego pola bitwy, z czołgami i śmigłowcami krążącymi nad głową. W ogóle Tekken 6 to szczyt efekciarstwa, w dobrym tego słowa znaczeniu, które swoje ukoronowanie znajduje w niezwykle dynamicznych i dramatycznych walkach.
Jeszcze parę słów o oprawie dźwiękowej, która w przeciwieństwie do wizualnej trzyma cały czas wysoki poziom. Dotyczy to zarówno muzyki jak i odgłosów walki. Mnie szczególnie ucieszył mały smaczek w postaci szelestu materiału podczas prezentowania różnych postaw przed i po walce (jeśli ktoś z was trenował sztuki walki w karategi, lub innym sportowym stroju, załapie o co mi chodzi).
Podsumowując, nie sposób oceniać Tekkena, nie biorąc pod uwagę całego dorobku serii. Z jednej strony jest ukoronowaniem wszystkiego tego, co Namco wypracowało na przestrzeni 15 lat istnienia marki na rynku. Każdy fan będzie z wywieszonym jęzorem wychwytywał nowinki w systemie i na nowo odkrywał swoje stare, ulubione postaci. Każdy nie-fan na pewno da się skusić całym tym efekciarstwem rodem z Matrixa i filmów Kung-Fu. Dlatego też szereg niedoróbek, które wymieniłem nie jest w stanie przesłonić zalet Tekkena, ugruntowanych na bazie wieloletnich doświadczeń developera. Z drugiej strony formuła prezentowana przez Namco powoli, acz nieubłaganie się wypala. Dziś jeszcze ją łykamy z entuzjazmem (choć nie bezkrytycznym). Podejrzewam jednak, że kolejna część będzie musiała wyjść poza schemat „nowe ciosy+plus nowi zawodnicy” i zaskoczyć nas czymś zgoła nowatorskim, jak np. totalne przemodelowanie sytemu walki, czy poważne przetasowania w składzie. W przeciwnym wypadku może się okazać, że Tekken stanie się dinozaurem pokroju Pro Evolution Soccer. Póki co, cieszmy się na razie z Tekkena 6, bo wart jest on apetytu na świetną grę. Polecam!
Ocena - recenzja gry Tekken 6
Atuty
- System walki
- Styl i design
- Dźwięk
- Mnogość trybów
Wady
- Nowe postaci
- Nierówna grafika
- Scenario Campaign
- Tryb online
Kontrowersyjne zmiany i nowe postaci nie przysporzą tej odsłonie fanów.
Przeczytaj również
Komentarze (22)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych