Recenzja: LittleBigPlanet (PSP)
Wyobraźnia – to słowo klucz w świecie Little Big Planet. Gra zadebiutowała rok temu i oczarowała wówczas niejednego posiadacza PlayStation 3 swoim sposobem na wykorzystanie tejże wyobraźni. Rozgrywka nastawiona na społeczność Graczy pozwalała na tworzenie, publikowanie, wspólne zwiedzanie i ocenianie własnych poziomów. Gdy cała ta machina została puszczona w ruch, zaowocowała niesamowitymi dziełami, które z Graczy czyniły również twórców. Teraz Little Big Planet ląduje na PSP i ma okazję udowodnić czy czas nie odcisnął swego piętna na świecie wymyślonym przez Media Molecule.
Zacznijmy od tego, że za stworzenie kieszonkowej wersji Little Big Planet odpowiedzialny jest inny zespół – Studio Cambridge. Na pierwszy rzut oka Mała Duża Planeta wygląda jednak równie pięknie. Wita nas podobne, magiczne intro, a malutki Sackboy ma w sobie tyle samo uroku co jego większy kolega z PS3. Oczywiście sama oprawa doznała stosownych cięć, tak aby udźwignąć ją mogła moc kieszonsolki, niemniej jednak charakterystyczny klimat gry został bardzo dokładnie odwzorowany. Każdy kto grał w LBP przed telewizorem, po kilku minutach spędzonych z wersją PSP poczuje się jak w domu. Co więcej nowe przygody szmacianki zostały całkowicie spolszczone. Pamiętacie świetny głos narratora z oryginału (który podkładał Steven Fry)? Zapomnijcie o nim, bowiem w rolę polskiego przewodnika po Małej Dużej Planecie wcielił się Paweł Szczęsny. Ten facet jest prawdziwym specem od dubbingu w kreskówkach i dał czadu m.in. w takim klasyku jak Jam Łasica (tak, tak, to właśnie on odgrywał Łasicę). Duży plus dla SCEP za dobrze przygotowaną polską wersję gry.
Kieszonkowe Little Big Planet to ok. 30 nowych poziomów w trybie opowieści, nowe ubranka dla szmacianki i nowe elementy do edytora – wszystko to oparte o nowe krainy takie jak Australia czy Chiny. A co poza tym? W sumie niewiele. Poziomy, które przygotowały chłopaki z Cambridge nie prezentują nic, czego nie doświadczyliśmy w wersji na PS3. Czasem znajdą się ciekawsze momenty, takie jak np. ucieczka przed wielkim smokiem, pogoń za małpą, która skradła lampę z dżinem, czy spotkanie z King Kongiem. Większość wieje jednak nudą i opiera się na utartym schemacie w stylu „skocz tam, przesuń wajchę tutaj, a potem rozwiąż jakąś prostą zagadkę”. Mechanika LBP obnaża w tej wersji wszystkie swoje wady. Okazuje się bowiem, że przyklejanie naklejek na różne obiekty nie jest już ani odrobinę zabawne, podobnie jak zabawa z problematyczną niekiedy fizyką. Powraca irytująca czasem kwestia przechodzenia szmacianki z jednego planu na drugi. Niewtajemniczonym należy się słowo wyjaśnienia. Little Big Planet korzysta z dobrodziejstwa grafiki 2,5D, dlatego nasz bohater porusza się nie tylko w dwóch wymiarach, ale potrafi również zawędrować w głąb ekranu. Niestety czasem trudno trafić w odpowiedni plan, a gra, mimo iż automatycznie naprowadza Sackboya, nie zawsze robi to zgodnie z naszą intencją. Niektóre sekcje gry są mocno frustrujące (jak np. przelot latającym dywanem) i sprawiają, że największe wyzwanie dla Gracza nie stanowi sam design poziomów, tylko raczej niezamierzone problemy związane mechaniką i fizyką rozgrywki.
Oczywiście moc produkcji nadal kryje się w megamiodnym edytorze, który znalazł się również na PSP. Nie obeszło się bez kilku kompromisów natury technicznej, choć związane one są przede wszystkim z obłożeniem przycisków na PSP. Z czasem można jednak przeskoczyć tę drobną niedogodność i ponownie tworzyć, publikować i ściągać sobie poziomy innych użytkowników. Zajmują stosunkowo niewiele miejsca na karcie pamięci, więc nie ma problemu z ich składowaniem. Warunek oczywisty – dostęp do sieci bezprzewodowej. Inaczej skazani jesteśmy na średniawy tryb opowieści... i własną wyobraźnię. W tym właśnie tkwi problem. Wszechstronność edytora może i jest główną zaletą gry, ale nie usprawiedliwia miernego przygotowania poziomów podstawowych. W końcu nie każdy lubi dłubać godzinami przy własnym levelu, zamiast relaksować się przy gotowym produkcie.
Najważniejszy jest jednak fakt, że Sackboy na kieszonsolkę zawędrował samotnie. Nie zdawałem sobie sprawy jak ważny był multiplayer w Little Big Planet dopóki nie odczułem jego braku w wersji na PSP. Nagle okazuje się, że cały ten pic z ubieraniem naszej szmacianki i okazywaniem przeróżnych emocji staje się w zasadzie bezużyteczny. Bez multiplayera jest to bardziej „sztuka dla sztuki”, którą cieszyć się będą tylko najbardziej zagorzali fani. Wspólne odkrywanie poziomów, zabawna i zwariowana rywalizacja na szalonych tworach wymyślanych przez Graczy stanowiły kwintesencję całej tej społecznościowej zawieruchy, jaką swego czasu wywołało LBP. Dla mnie osobiście było to ważniejsze nawet niż sam edytor, bo niemal zawsze oferowało natychmiastową zabawę, w którą można było wskoczyć bez większych przygotowań. Brak tego elementu dotkliwie daje o sobie znać podczas obcowania z LBP na PSP.
Nie ukrywam, że jestem nieco rozczarowany zminiaturyzowaną wersją LBP. Spodziewałem się, że w rok po premierze gry na PS3 otrzymamy produkt, który nie tylko naśladować będzie pierwowzór, ale również zaprezentuje jakieś nowe elementy mechaniki (oczywiście w ramach możliwości jakie daje nam PSP). Niestety nic z tego. No to może chociaż dostaniemy już na starcie pistolet, który był dodatkiem w wersji na PS3? Gdzie tam! Od tego będzie pewnie stosowne DLC. Gameplay to krok w tył, zważywszy na fakt, jak wielką rolę odegrał patent z pistoletem w wersji na dużą konsolę. Wspomniane powyżej braki, oraz nieco nudnawe poziomy podstawowe sprawiają, że Gracz dobrze obeznany ze światem LBP może szybko poczuć znużenie tą pozycją. Okazuje się, że czas jaki oddziela obie wersje gry niezbyt łaskawie obszedł się z modelem rozgrywki zaproponowanym przez Media Molecule.
Nie zrozumcie mnie źle. Little Big Planet to nadal całkiem niezła platformówka, zaś edytor mimo wszystko w znaczący sposób wpływa na wydłużenie żywotności tego tytułu. Jednak w wersji kieszonkowej zabrakło kilku ważnych elementów znanych z pierwowzoru, a w zamian nie dano nam w zasadzie nic nowego. Ponadto zastanawia mnie co zostałoby z Małej Wielkiej Planety, gdybyśmy usunęli z niej edytor i zostawili samego Sackboya... zapewne niezbyt wiele. To sprawia że ocena jaką widzicie poniżej jest taka a nie inna. Ot, porządna gra, ale już nie tak magiczna jak przed rokiem.
Ocena - recenzja gry LittleBigPlanet
Atuty
- Polska wersja
- Klimat
- Rozgrywka
- Edytor na małej konsolce
Wady
- Poziomy opowieści
- Brak multiplayera
- Niekiedy problemy z fizyką
Porządna gra, ale nie tak miodna jak wersja na dużą konsolę. Zdecydowanie brakuje większych nowości by uniknąć znużenia.
Przeczytaj również
Komentarze (5)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych