Recenzja: Gravity Crash (PS3)
Moda na retro w grach wideo rozszalała się na dobre. To dobrze, bo czasem zdarzy się, że dawno zapomniany, stary patent w nowym, current-genowym wydaniu staje się istnym huraganem świeżości. Czasem jest to tylko zwykła podręcznikowa reanimacja staruszka, która owszem, przysporzy trochę rozrywki, ale tylko wąskiej grupie odbiorców, którym na dźwięk słowa hardkor pocą się oczy. Gravity Crash to właśnie taki reanimowany hardkor w czystej formie. Z wszystkimi swoimi zaletami i wadami.
Już sama oprawa nie pozostawia złudzeń, z czym mamy do czynienia. Jeśli nie są wam obce klimaty gier z lat 70 i 80 to poczujecie się w Gravity Crash jak w domu. Wektorowa, dwuwymiarowa grafika przywodzi na myśl szpile rodem z Atari i obecnie pojawiła się już w niejednej retro-popierdółce jak np. Geometry Wars, czy Shatter. Podobnie muzyka, która męczy nas kilkoma elektronicznymi rzępoleniami na okrągło. Problem z oprawą (zarówno audio jak i wideo) jest taki, że twórcy misję odwzorowania historii wzięli sobie zbyt poważnie do serca, przez co grafika, owszem poprawna i podbita do HD, nie wyróżnia się niczym szczególnym – nie bawi się po prostu ze swoją konwencją. Jeszcze gorzej z muzyką. Elektroniczne bity zostały chyba zmiksowane po to, by męczyć ucho, zamiast wydobyć z muzyki poprzednich generacji coś odkrywczego (jak to zrobiło z powodzeniem Shatter).
Formuła rozgrywki jest prosta jak drut. Dostajesz do dyspozycji statek kosmiczny, za pomocą którego musisz pokonać dany poziom (co wiąże się zazwyczaj ze zniszczeniem bądź zebraniem danej liczby obiektów). Twój wehikuł, a właściwie mały, niesforny skurczybyk poddany jest działaniu grawitacji, i jedyną przed nią obroną jest siła i kierunek ciągu Twojego silnika odrzutowego. Zbyt duży odrzut może wprowadzić statek w bezwładny lot siłą rozpędu, trzeba więc nieustanne manewrować ciągiem, tak aby kontrolować ruch pojazdu. Do tego dochodzi jeszcze kilka wpływających na rozgrywkę elementów takich jak poziom paliwa, czy woda, która odwraca grawitację i wypycha statek do góry. Doliczmy do tego przeszkadzajki w postaci wieżyczek i latającego badziewia oraz wąskich korytarzy, których ściany są dla nas zabójcze, a okazuje się że zabawa w Gravity Crash to nie przelewki. O ile początkowe poziomy są w miarę znośne to z czasem trafimy do prawdziwych kompleksów, w których trzeba ostrzeliwać się na wszystkie strony, manewrując jednocześnie statkiem w wąskim przesmyku (a kontakt ze ścianą jest zabójczy). I to jest główna zaleta tej gry, bowiem całkiem ciekawie zaprojektowane poziomy pozwalają wciągnąć, pod warunkiem że nie zniechęci nas frustracja związana z trudnym pilotażem. Jest też dostępny edytor oraz tryb multiplayer. Fajnie też, że przed startem możemy sami wybrać sposób kontroli pojazdu, zasady na jakich włączana jest osłona, oraz broń specjalną. Wpływa to znacznie na stopień trudności podczas gry.
Satysfakcja z obcowania z Gravity Crash będzie wprost proporcjonalna do Twojego poziomu melancholii i gotowości do przyjęcia hardkoru w jego czystej, surowej formie. Ja osobiście wolę inne retro-shootery, które są dostępne na rynku.
Ocena - recenzja gry Gravity Crash
Atuty
- Design poziomów
Wady
- Męcząca muzyka
- Czasem frustrująca
- Nie wyróżnia się niczym szczególnym
Wybuchy, elektro i lasery. Mimo lekko męczącej muzyki i braku dotyku bożego, Gravity Crash to kawał interesującej produkcji z ciekawym designem.
Przeczytaj również
Komentarze (16)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych