Recenzja: Jak & Daxter: Zaginiona Granica (PSP)
Jest rok 2001. Naughty Dog wypuszcza pierwsze przygody Jaka i Daxtera z miejsca udowadniając kto tu teraz rządzi. A ja odpalam grę i przez cały wieczór zbieram szczękę z podłogi, momentami nie mogąc uwierzyć w to co widzę na ekranie. Magia tytułu nie maskuje dosyć krótkiego czasu gry, co z nawiązką rekompensują kolejne genialne części. Mijają lata, marka trafia w inne ręce, a historia dwójki przyjaciół i ich barwnego świata zyskuje szansę na godną kontynuację.
Mając w pamięci poprzednie odsłony serii, odpalam Zaginioną Granicę pełen nadziei na kolejne wspaniałe chwile z lubianymi postaciami. I niestety bardzo szybko zostaję sprowadzony na ziemię. A przynajmniej powoli opadam w jej kierunku. To znaczy, bohaterowie nadal dają się lubić, zaś chwile spokojnie można zaklasyfikować jako te przyjemniejsze. Ale jak na dłoni widać brak bożej iskry, jakiej swojego czasu dostarczyli twórcy oryginalnej trylogii. Nie zabrakło za to solidnej rzemieślniczej roboty, a to w końcu dobra wiadomość.
Jak i Daxter wraz z przyjaciółką Keirą ruszają ratować świat cierpiący na śmiercionośny niedobór energii Eko. Zanim uda im się ta sztuka, napotkają na swej drodze pokłady mrocznego Eko, ekipę piratów, szalonego staruszka - wynalazcę, a nawet energetyczne mutanty - cokolwiek to oznacza. Akcja gna do przodu, nie pozwalając ani na moment zapaść w letarg, co poczytuję za ogromną zaletę tytułu, pomimo faktu, że nie grzeszy on zbytnią długością. Zapewniam, że od pierwszej lotniczej katastrofy (które to będziemy zaliczać dosyć często) do końcowych napisów nie odetchniecie nawet na moment - zrezygnowano z wszelkich związanych ze swobodną eksploracją dłużyzn na rzecz rwącego strumienia wydarzeń i szybkiego zaliczania kolejnych celów misji. Pomocny okaże się imponujący zestaw umiejętności, nabywanych za zdobywaną energię Eko (swoiste "dopałki") bądź aktywowanych wraz z postępami w grze. Może to być przykładowo możliwość zbudowania w określonym miejscu konstrukcji z kryształu, lub spowolnienie czasu - potencjalne sposoby wykorzystania same się nasuwają. Tyle jeśli chodzi o Jaka. Daxter natomiast za sprawą nieszczęśliwego zrządzenia losu zwiedzi dedykowane sobie etapy, choć wystąpi w nich w nieco innym niż oczekiwaliśmy charakterze. Szczegółów nie zdradzę, lecz ze smutkiem donoszę, że fragmenty te należą do słabszych aspektów gry, głównie za sprawą chaotycznej natury, kiepskiego sterowania i zbyt blisko umieszczonej kamery.
Nasz wiecznie pakujący się (i nas) w kłopoty kompan objął również rolę mechanika na samolocie, który stanowi główny środek transportu, oraz największą nowość w serii. Do naszej dyspozycji z czasem zostanie oddanych kilka maszyn, które będziemy mogli rozbudować o zdobyczne moduły, lepszy pancerz i nowe uzbrojenie. Pojazdy różnią się ilością dostępnych slotów na rozszerzenia, czeka nas więc trochę kombinowania z dopasowaniem konfiguracji do własnych preferencji. Model lotu zrealizowano bardzo przyjemnie, dzięki czemu zarówno walka w przestworzach, jak i manewrowanie skalnymi korytarzami nie należy do uciążliwych. W sprzyjających okolicznościach możemy wystrzelić Daxtera na obcy samolot, gdzie przyjemniaczek w serii QTE (sekwencja przycisków na padzie) podprowadzi biedakowi jakiś przydatny moduł, który następnie wmontujemy do naszej maszyny. Zdecydowanie jest to mocny punkt gry.
Wizualnie nie mamy do czynienia z majstersztykiem, ale tak naprawdę niewiele można grze zarzucić, może poza niewielką szczegółowością otoczenia i napotykanych przeciwników. Podczas podniebnych wojaży widok mamy zaiste rozległy, animacja zaś nie zwalnia ani na moment - jest płynniutko. Design etapów zdecydowanie raduje oko, a to za sprawą plastycznych lokacji, często kolorowych i o bajkowym rodowodzie. I choć nie szokuje realizacją to podobać się może. Straszne rzuca się w oczy i szarpie nerwy fatalna kamera. Z jednej strony potrafi przez dłuższą chwilę pracować bez zarzutu, z drugiej zaś ustawiać się tak pokracznie, że nie pozostaje nic innego jak rzucić się w przepaść w celu zresetowania widoku. Gra została w pełni zlokalizowana (dubbing oraz opcjonalnie napisy), co cieszy niezmiernie bo ma szansę przekonać do siebie większe grono osób - tych mniej zaawansowanych językowo lub młodszych. Jest więcej niż poprawnie, choć nie uniknięto typowych dla naszego raczkującego w tej kwestii rynku niedomagań - Jak brzmi mało przekonująco i nijako, choć ma też lepsze momenty. Genialnie wypadł za to Cezary Pazura w roli, a jakże - Daxtera. Charakterystyczna maniera Pazury pasuje do "wiewióra" jak ulał, a rzucane przez niego teksty potrafią ściąć z nóg. Pozytywnie.
Pierwsze wrażenia nie nastrajały może optymistycznie, ale przyznaję, że gra sporo zyskuje przy bliższym i dłuższym poznaniu, oferując sporo frajdy, choć rozciągniętej w stosunkowo niewielkim okresie czasu. Charyzmatyczny duet z rozbrajającym Daxterem na czele potrafią przykuć do ekraniku na kilka bardzo sympatycznych godzin.
Ocena - recenzja gry Jak and Daxter: Zaginiona granica
Atuty
- Wartka akcja
- Niezła historia
- Zakręcona postać Daxtera
- System umiejętności
- Latające maszyny
- Minigry
Wady
- Praca kamery
- Krótka
Nie jest to tytuł na miarę swych wielkich poprzedników, ale solidna produkcja nie przynosząca ujmy zasłużonym bohaterom. Mogło być lepiej? Pewnie, że mogło. Ale ja cieszę się, że nie było gorzej.
Przeczytaj również
Komentarze (1)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych