Recenzja: Blur (PS3)
Najnowszy tytuł Bizzare Creations, twórców niezapomnianego Project Gotham Racing z Xboxa 360, stanowi przemyślane połączenie najlepszych cech serii Need for Speed, Mario Kart oraz... Modern Warfare 2. Wiem jak abstrakcyjnie to brzmi, ale to prawda. Po "potrzebującym prędkości" tatusiu Blur odziedziczyło design lokacji oraz samochodów, po mamusi kochającej grzybki sterujące gokartami system zbierania i odpalania przeróżnych przeszkadzajek.
O ile Split/Second: Velocity to zabawa w rozwalanie otoczenia lub anihilowanie za jego pomocą tarzających się pod kołami przeciwników, tak Blur podchodzi już do tematu nieco bardziej klasycznie. Jest tytułem stawiającym na bezpośredni kontakt z oponentem, jednocześnie wzbogaconym o możliwość kolekcjonowania i odpalania niszczycielskich umiejętności specjalnych. Niestety, pierwsze wrażenie obcowania z Blur nie napawa optymizmem. Po odpaleniu dziewiczego wyścigu i przejechaniu kilkuset metrów czujemy się niczym w stareńkim Need for Speed: Underground, biorąc pod uwagę fakt zarówno model jazdy, jak i design lokacji oraz samochodów. Dopiero po pierwszym okrążeniu i zebraniu pewnej ilości power-upów zabawa momentalnie nabiera krwistych rumieńców. Bo nie dość, że na torze notorycznie trwa totalna przepychanka w walce o wspomniane dopałki, to na dodatek chaos wywołany efektami ich użycia zdecydowanie udynamicznia całą zabawę i momentalnie wrzuca na twarz grającego szeroki niczym barki Pudzianowskiego uśmiech.
Możliwości jest naprawdę wiele. Agresywny styl jazdy promują możliwości wyrzucenia przeciwnika w powietrze i huknięcia nim o podłoże z całych sił. Jest też umiejętność ostrzelania jego samochodu ze specjalnego działka lub wywołanie fali energetycznej, spychającej wszystkich we wskazane przez gracza miejsce. Dodatkowo, jeśli któryś z oponentów prowadzi na torze walkę partyzancką i bezustannie przemyka bocznymi uliczkami czając się w cieniu, możemy kilkaset metrów przed nim spuścić na jezdnię deszcz min naziemnych, które skutecznie uniemożliwią mu kontynuowanie wyścigu. Nie myślcie jednak, że Blur to tylko zabawa w jazdę na najwyższych obrotach i nieustanne nawalanie w przeciwników różnokolorowymi kuleczkami. Znalazło się też miejsce dla zagrań defensywnych, które przy odpowiednim przygotowaniu i umiejętności przewidzenia biegu wydarzeń potrafią być równie skuteczne. Jest turbo, którego znaczenia tłumaczyć chyba nie muszę. Jest tarcza energetyczna chroniąca nas przed pociskami z dział przeciwników, wydająca się być nieodzowną podczas obrony zajętych pozycji. Możemy w taktycznych miejscach rozkładać na planszy miny, które skutecznie spowalniają lub całkowicie dewastują nieostrożnych kierowców. Jak więc widać na załączonym obrazku, w Blur "się dzieje". Jednak co w momencie, gdy wachlarz zagrań specjalnych świeci pustkami, a oponenci perfekcyjną jazdą chwilowo uniemożliwiają zebranie kolejnych? Cóż, w takich momentach zawsze można próbować ominąć ataki przeciwnika ostrym skrętem w lewo lub prawo, choć przyznam szczerze, że wymaga to małpiej zręczności i nadzwyczajnej znajomości trasy.
Wbrew pozorom, power-upy w Blur to skomplikowana mechanika niejednokrotnie wymagająca od gracza umiejętności taktycznego planowania. Na początku wydaje się, jakby całością rządził niemożliwy do ogarnięcia chaos, ale nie dajcie się zwieść owej mistyfikacji. Paradoksalnie, jest to największą wadą Blur. W trybie gry jednoosobowej sztuczna inteligencja przeciwników pozostawia bowiem wiele do życzenia i zdarza jej się nie odpalić w odpowiednim momencie pasującego do cyklu wydarzeń ataku specjalnego. Na nic zdaje się pierwszorzędna jazda, skoro konsola oszukuje i w najtrudniejsze do czystego wejścia zakręty wchodzi lepiej niż idealnie. W większości wyścigów udział bierze aż 20 kierowców, także możecie sobie w tym miejscu wyobrazić jak nienaturalny sajgon w momencie ich zderzenia robi się na torze. Szczególnie w momencie, gdy o rzadką umiejętność specjalną walczy połowa stawki. W Blur gracz non-stop musi mieć oczy dookoła głowy, bo niejednokrotnie zdarza się, że na ostatniej prostej przeciwnicy odpalają specjalny power-up, który z najwyższego miejsca na podium zrzuca nas w tereny lokaty 5 czy 6. Od początku do końca jest więc mega-nerwowo, co niewątpliwie należy zaliczyć jako plus produkcji Bizzare Creations. Musicie być jednocześnie świadomi, że gra nie jest symulatorem. To znaczy samochody w zależności od wielkości, wagi czy modelu zachowują się różnorodnie, jedne mają większy poślizg, inne zdecydowanie mocniejszą przyczepność, ale o czymś pokroju Gran Turismo czy Forzy Motorsport możecie oczywiście zapomnieć. W zakręty wchodzimy zazwyczaj na hamulcu ręcznym szorując kołami po podłożu i zderzając się z czym tylko popadnie, co nie tylko podbija dynamikę zabawy, ale na dodatek jest zdecydowanie bardziej skuteczne niż kontrolowanie przycisku gazu na zakrętach.
Wysoki poziom trudności gry jednym będzie przeszkadzał, innym z kolei od razu przypadnie do gustu. Radzę jednak rozpocząć swoją przygodę z Blur od tego najniższego, ot tak, żeby się sprawdzić. Nie chciałbym bowiem widzieć miny gracza uważającego się za "całkiem dobrego" po przegraniu pierwszego odpalonego w grze poziomu. Zbieranie fanów to chleb powszedni Blur. Aby budzić większy respekt na dzielnicy, musimy stale powiększać grupę swoich zwolenników. Jak? Dzięki efektownej jeździe, odpowiednim wykorzystywaniu umiejętności specjalnych w miejscach do tego przeznaczonych oraz odpalanym podczas wyścigu zadaniom specjalnym. Opierają się one na zachciankach kibiców danej sekcji, które niejednokrotnie przysporzą nam więcej kłopotów niż ostatecznej satysfakcji. Jest przejeżdżanie przez specjalne kolorowe obręcze, wyprzedzanie przeciwników na ustalonych przez fanów warunkach lub rozwalenie samochodu podczas wykonywania konkretnej akcji, przykładowo poślizgu. Wszystko po to, by w ostateczności zdobyć prawo do zmierzenia się z bossem danej sekcji. Gdy zwyciężamy, przechodzimy do kolejnej. Pomiędzy wyścigami dopakowujemy swoje auto w specjalne mody niczym w Modern Warfare 2, które pozwalają odpowiednio dopasować je do preferowanego przez nas stylu jazdy. Ułatwiają one również zbieranie dodatkowych bonusów, które w ostateczności wznoszą nas na wyższy poziom zaawansowania, odblokowują kolejne znajdźki i zachęcają do tego, by spędzić z grą jeszcze więcej czasu. I tak kręci się cała zabawa. Niestety - do czasu, bowiem po kilku godzinach wypełniania stawianych przede mną wyzwań rozgrywka najzwyczajniej w świecie zaczęła nudzić, choć za Chiny Ludowe nie wiem dlaczego.
W rozgrywce sieciowej Blur rozpościera skrzydła. Jeszcze bardziej uwidaczniają się tu bowiem korzyści płynące ze strategicznego planowania swoich posunięć. Wiadomo, że ludzki mózg jest narządem bardziej nieprzewidywalnym niż wirtualna sztuczna inteligencja. Tak więc o ile zachowania konsolowego przeciwnika jesteśmy w pewnym procencie w stanie przewidzieć, tak kumpel siedzący obok nas (jest split-screen dla czterech graczy) lub nieznany gracz z drugiego końca świata stanowi dla nas nie lada wyzwanie. O oczywistym podniesieniu przyjemności płynącej z rozgrywki nie wspominając.
Cieszy fakt, że interfejs trybu gry wieloosobowej jest niezwykle przyjaźnie zaprojektowany. Po przejechaniu kilku wyścigów w jednej drużynie nie musimy przebijać się przez tony tabelek i okien. Następuje zwykłe głosowanie na rodzaj kolejnego wyścigu, gracze wykonują po jednym, góra dwa kliknięcia i już po kilkunastu sekundach zabawa znowu rozkręca się w najlepsze. Dzięki kolorowym ikonkom nad samochodami nieustannie jesteśmy świadomi jakie power-upy w swojej kolekcji posiadają nasi przeciwnicy i czym ewentualnie mogliby nas zdmuchnąć. Dzięki temu z sekundy na sekundę rewidujemy swoją pozycję oraz nastawienie na torze. Widząc, że jeden z oponentów ma w swoim repertuarze mocarną umiejętność specjalną działającą jednak w jednym tylko kierunku, staramy się nieustannie go wymijać, manewrować, zająć dogodną pozycję i uderzyć lub też umiejętnie bronić się, czekając aż popełni błąd. I tak, jeżeli single w Blur nazwałbym po prostu dobrym i nie wykorzystującym pełni możliwości oferowanych przez tę produkcję trybem, tak multi to spełnienie marzeń każdego fana wirtualnego siania rozpierduchy. Jednak tylko w momencie rozsądnego i logicznego rozporządzenia ról między poszczególnymi graczami. W przeciwnym razie zabawa staje się nieprzewidywalna w negatywnym tego słowa znaczeniu. Coś w stylu historii o nadnaturalnie szczęśliwym żółtodziobie, który w Tekkenie pokonał gracza z wieloletnim stażem powtarzając jeden i ten sam cios.
Niestety, w opozycji do wysokiej jakości większości elementów tytułu Bizzare Creations stoi zwyczajnie słaba oprawa graficzna. Dość powiedzieć, że momentami mamy wrażenie, że pocinamy w tytuł z mającej już ponad 10 lat na karku PlayStation 2! Jeżeli dołożymy do tego fakt, iż na wspomnianym wcześniej split-screenie gra wygląda jeszcze gorzej, to w rezultacie otrzymamy przykry i zupełnie niespodziewany rezultat. Modele samochodów wyglądają tylko trochę lepiej niż te w Grand Theft Auto IV - produkcji sandboxowej, w której nie poświęca się im zbyt wiele uwagi. Lokacje nie powalają ilością ruchomych szczegółów, a tekstury ją okalające niejednokrotnie rażą niedopracowaniem i nadmiernym rozmyciem. Niby jest klimatycznie, ale całość w technicznym aspekcie skutecznie zniechęca do podziwiania co ładniejszych połaci tras. Niestety, nawet umiejętnościom specjalnym brak jakichś bardziej spektakularnych efektów, które są z kolei chlebem powszednim w konkurencyjnym Split/Second: Velocity. Naprawdę, nie pojmuję jak można było tak skopać graficzny element tej gry biorąc pod uwagę to, że Project Gotham Racing, tytuł z kilkuletnim stażem, do dziś prezentuje się zwyczajnie lepiej. Nie ufajcie publikowanym gdziekolwiek screenom, gdyż gra wygląda na nich dużo lepiej niż w rzeczywistości.
Nie ufajcie też wersji demonstracyjnej Blur, bowiem nie obrazuje ona nawet w połowie tego, czym tytuł Bizzare Creations tak naprawdę jest. Sam byłem przed premierą gry dość sceptycznie wobec niej nastawiony. Gdy jednak przejechałem pierwsze okrążenie i użyłem swojej pierwszej umiejętności specjalnej, zrozumiałem że panowie z Bizzare to odpowiedni ludzie na odpowiednim miejscu. Blur cechuje się dopracowaną mechaniką rozgrywki, nieustanną akcją urywającą łeb przy samym kręgosłupie oraz bardzo bogatym multiplayerem. Brak mu widowiskowości Split/Second głównie dlatego, że stawia na zupełnie inny rodzaj rozgrywki. Jeżeli zaakceptujecie warunki stawiane przez producenta gry, jeżeli spodoba się Wam jego wizja ulicznych wyścigów z domieszką morza umiejętności specjalnych, to zarówno w singlu jak i w multi Blur pożrę niejedną godzinę Waszego życia. Nawiązując do pytania zadanego w nagłówku, oba tytuły warte są Waszych ciężko zarobionych pieniędzy. SS:V króluje w singlu oraz jest tytułem zdecydowanie ładniejszym niż Blur. Króluje też nad produkcją Bizzare Creations w aspekcie widowiskowości. Jednak szybciej się kończy i nie oferuje tak głębokiego trybu gry wieloosobowej. Blur to "tylko" a może i "aż" bardzo dobra produkcja. I gdyby oprawa graficzna nie stała na zatrważająco niskim poziomie, ocena na pewno poszybowałaby o pół oczka w górę.
Ocena - recenzja gry Blur
Atuty
- Dynamika jazdy
- Taktyczne podejście
- Umiejętności specjalne
- Bogate w opcje i fascynujące multi
Wady
- Skopana oprawa graficzna
- Momentami sztuczna inteligencja
- Po czasie nużąca
Bardziej klasyczne podejście do wyścigów mające jednak swoje atuty w postaci dopalaczów. W konkurencji ze Split/Second wypada ciut bardziej pozytywnie.
Przeczytaj również
Komentarze (11)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych