Recenzja: Syndicate (PS3)

Recenzja: Syndicate (PS3)

VergilDH | 29.02.2012, 17:15

Jeśli w tym miejscu przeczytalibyście, że na Syndicate mimo wszystko się zawiodłem, po czym rzucilibyście okiem na podsumowanie i zobaczylibyście, jaka widnieje tam ocena, prawdopodobnie obrzucilibyście mnie skórkami od bananów, czy innymi jajkami. Fakt jest jednak taki, że moje niezadowolenie z poziomu jaki prezentuje niniejszy tytuł jest wprost proporcjonalne do poziomu moich przedpremierowych oczekiwań.

 Nie wiem jak Wy, ale ja uwierzyłem, że Syndicate będzie rewelacyjną produkcją, na którą warto byłoby złożyć zamówienie przedpremierowe. Teraz już wiem, że mimo iż gra jest naprawdę dobra, z jej zakupem warto poczekać do momentu, w którym jej cena spadnie do „znośnego” poziomu (czyt. poniżej stu złotych).Niemal pod każdym materiałem promującym Syndicate, gracze wytykali podobieństwa do Deus Ex: Bunt Ludzkości. Fakt, tytuły te mają ze sobą naprawdę wiele wspólnego, jednak musicie mi wierzyć, że już pierwsze uruchomienie dzieła Starbreeze udowadnia, że to zupełnie inna bajka. Podczas gdy Deus Ex stawiał raczej na powolne i dokładne przeczesywanie nieliniowych lokacji, tak Syndicate prowadzi nas dosłownie po sznurku. Żeby nie było – bynajmniej nie twierdzę, że to źle. Ba, akurat tę cechę przywitałem z otwartymi rękoma, bowiem długo czekałem na wypełniony po brzegi rozmaitymi efektami specjalnymi tytuł, utrzymany w cyberpunkowych klimatach. Gra jest mroczna, a w trakcie zabawy ciągle chodzi nam po głowie myśl, że coś tu jest nie tak i ludzie, z którymi mamy do czynienia bynajmniej nie są tacy, na jakich starają się wyglądać.

Dalsza część tekstu pod wideo

Mamy więc rok 2069. Jak zapewne się domyślacie, ludzkość po raz kolejny stanęła na progu prawdziwej rewolucji – wszczepy zastępujące, bądź ulepszające poszczególne organy zastąpił tu jeden, niewielki chip, ochrzczony mianem Dart, który znajduje się w mózgu szczęśliwca, jaki mógł sobie na niego pozwolić. Czy na pewno „szczęśliwca”? Otóż... nie. Stałe podłączenie do sieci Dart, które miało niebagatelny wpływ na pozyskiwanie informacji i komunikację, zamieniło ludzi w chodzące komputery. A jak wszyscy dobrze wiemy, komputerami bardzo łatwo można manipulować. Warto przy tym nadmienić, że „czyści” ludzie zostali zepchnięci na margines społeczeństwa, walcząc o przetrwanie w tym mocno niegościnnym dla nich świecie. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, światem zaczęły rządzić korporacje, które zatrudniają specjalnie wyszkolonych agentów, jakich zadaniem jest brutalne pozyskiwanie dla nich nowych stref wpływów i walka z konkurencją. Jednym z nich jest główny bohater gry – Miles Kilo – pracujący dla Eurocorpu, którego wyposażono w bojową wersję chipy Dart oznaczoną numerem 6, która okazuje się być przede wszystkim wspaniałym narzędziem mordu. Gra rozpoczyna się więc od ataku na laboratorium konkurencyjnej korporacji, która z pomocą zdrajczyni – Lilly Drawl – weszła w posiadanie ściśle tajnych informacji na temat badań prowadzonych przez naszą korporację. Tak, dobrze myślicie – fabuła kręci się więc wokół jej wątku, a naszym zadaniem jest odnalezienie tej osoby. Niestety, następujące po sobie wydarzenia są przewidywalne do bólu, więc przez dziewięć godzin jakie spędzimy z padem w ręku, by doprowadzić sprawę do końca, gra nie jest w stanie zaskoczyć nas niczym ciekawym.

Tego typu braki Syndicate nadrabia na szczęście wartką i efektowną akcją, która sprawia, że na nudę nie będziemy narzekać ani przez moment. W trakcie zabawy nie raz i nie dwa skorzystamy z systemu regeneracji zdrowia (działającego identycznie jak w innych FPS-ach), bowiem przeciwnicy są nie tylko twardzi, ale i diabelnie celni. Ba, czasami zdarza im się nawet dostrzec nas przez ściany i otworzyć do nas ogień, a co ciekawe niektóre kule są w stanie nas dosięgnąć nawet przez kilkumetrową warstwę betonu... W trakcie zabawy wielokrotnie narzekałem również na trwające zdecydowanie zbyt długo animacje rodem z Mirror's Edge, w trakcie których tracimy kontrolę nad naszym podopiecznym, który pozostaje podatny na kule wroga. Wszystko to nie oznacza jednak, że są inteligentni. O nie, nader często stali jak kołki, nie robiąc sobie absolutnie nic z tego, że Miles właśnie zastanawia się, którego z nich ustrzelić jako pierwszego.

Niemniej, Kilo nie pozostaje im dłużny i także posiada potężnego asa w rękawie. Jak już mówiłem, Dart 6 to naprawdę groźne narzędzie. Jedna z jego funkcji 0 Overlay pozwala na obserwowanie zauważonych wcześniej przeciwników przez ściany, zwiększa refleks bohatera, odporność na obrażenia oraz siłę rażenia. Niestety, korzystanie z niego ograniczono do krótkich momentów, toteż jeśli już zdecydujemy się na odpalenie tego trybu, musimy naprawdę się sprężyć, by należycie go wykorzystać. Dart 6 pozwala także hakować zabezpieczenia zarówno systemów komputerowych (choćby po to, by wykraść jakieś dane), jak i samych przeciwników, pozwalając na chwilowe przejęcie nad nimi kontroli. Dzięki Persuade możemy zmusić ich do stanięcia po naszej stronie barykady, przez co otworzą ogień do swoich sprzymierzeńców, natomiast Suicide spowoduje, że delikwent wyciągnie granat i doprowadzi do jego wybuchu, często raniąc przy tym stojących nieopodal towarzyszy, bądź pistolet i „palnie sobie w łeb”. Jest jeszcze Backfire, które sprawia, że trzymana przez oponenta broń wypala wprost w jego twarz. Korzystanie z tych zdolności wymaga nieustannej obecności adrenaliny we krwi, którą „produkuje” walka z wrogiem przy użyciu standardowych narzędzi mordu. Standardowych dlatego, że oprócz karabinów maszynowych, strzelb, czy wyrzutni rakiet, nie znajdziemy tu nic nowatorskiego. No, może poza bronią działającą identycznie jak „Bullseye” w Resistance, potrafiącą strzelać do zaznaczonego wcześniej przeciwnika nawet wtedy, kiedy nie mamy go na muszce.

Po ukończeniu kampanii warto choćby na moment zainteresować się Trybem Współpracy. Swoją drogą, ostatnio odnoszę wrażenie, że deweloperzy zaczęli popadać w skrajności. W Binary Domain narzekałem na to, że twórcy zdecydowali się na zaimplementowanie wyłącznie wariantów rozgrywki umożliwiających rywalizację (przyznacie sami, że horda to w zasadzie żaden coop), natomiast w przypadku Syndicate muszę wspomnieć, iż poza trybem Cooperative nie znajdziemy tutaj żadnych innych form multiplayera. Cóż, 9 misji wzorowanych na zadaniach, z jakimi gracze mieli do czynienia w Syndicate'ach od Bullfrog to całkiem sporo, jednakże bieganie w kółko po tych samych mapach może się w końcu znudzić. Warto nadmienić, iż jest to zupełnie oddzielna kampania, w której udział biorą czterej agenci Wulf Western, a cała zabawa polega tu na przebiegnięciu przez upstrzoną wrogami mapę, zdobywając po drodze kolejne punkty kontrolne. Zginąć można tu niezmiernie łatwo, a bez zgranej ekipy gra się naprawdę kiepsko – niesamowicie denerwowali mnie ludzie, którzy nie znając zasad gry biegli przed siebie niczym „Rambo” i ginęli za pierwszym zakrętem... Co ciekawe, do dyspozycji graczy oddano system kustomizacji arsenału oraz prowadzenia badań nad jego ulepszeniami, toteż jako tako na brak motywacji do zabawy nie można narzekać. Narzekać można natomiast na oprawę graficzną, która w Trybie Współpracy prezentuje się naprawdę kiepsko, wyraźnie odstając od tego, do czego może przyzwyczaić nas kampania dla pojedynczego gracza. Niemniej, nawet jeśli zdecydujemy się wyłącznie na samotną zabawę, nie powinniśmy liczyć na graficznego killera – mamy tu do czynienia wyłącznie z rzemieślniczą, dobrze wykonaną robotą. Zupełnie nie rozumiem natomiast zarzutów dotyczących nieczytelnego HUD-a, na którym rzekomo miało znaleźć się zbyt wiele informacji. Według mnie wszystko jest tutaj na swoim miejscu i bynajmniej nie widzę powodów, dla których jakikolwiek jego element miałby zostać usunięty.

Syndicate jest dobrą i dosyć ładną produkcją, której przydałoby się jeszcze kilka miesięcy szlifów. Być może wtedy otrzymalibyśmy tytuł naprawdę śliczny, w którym gracze musieliby walczyć z mądrymi przeciwnikami, nie uciekającymi się do oszustw. I przede wszystkim – być może moglibyśmy stanąć wtedy naprzeciw siebie, by przekonać się, komu udało się zbudować najbardziej skutecznego w boju Agenta. Warto zagrać, jednakże z zakupem polecam wstrzymać się do momentu, w którym opadnie premierowy kurz. 

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Syndicate (2012)

Atuty

  • Oprawa graficzna w trybie dla pojedynczego gracza
  • Rozbudowane możliwości chipu Dart6
  • Wartka i efektowna akcja

Wady

  • Brzydka grafika w Trybie Współpracy
  • Sztuczna Inteligencja mogłaby być o wiele lepsza
  • Przewidywalna fabuła

Klasyk powraca, niestety w kompletnie innym wydaniu porzucając wszystko co wiązało się ze strategią. Walimy przed siebie, strzelamy jak opętani i po paru godzinach - kończymy.

VergilDH Strona autora
cropper