Recenzja: Sniper Elite V2 (PS3)
Zdaję sobie sprawę, że od czasu premiery upłynęło już sporo czasu, jednak kiedy studia dały mi trochę wytchnienia ukończyłem ten nietuzinkowy tytuł . Pomyślałem, że grzechem byłoby nie napisać o nim paru słów, gdyż gier o snajperach jak na lekarstwo, a i II Wojna Światowa została kompletnie zaniedbana, zapomniana i kurzy się gdzieś w starej szafie.
Kierujemy poczynaniami amerykańskiego snajpera, Karla Fairburne’a, który został wysłany do zrujnowanego wojną Berlina. Mamy rok 1945, a więc III Rzesza powoli upada, jednak ma jeszcze jednego asa w rękawie – rakiety V2. Dla tych, którzy z historią są na bakier przypominam, że V2 to pierwszy rakietowy pocisk balistyczny, który przekroczył granicę dźwięku i wysokość lotu wynoszącą 100km nad ziemią, wchodząc jednocześnie w przestrzeń kosmiczną. Jednym słowem pogrom i zmora wszystkich krajów walczących z nazistami. Naszym zadaniem jest eliminacja ważnych osobistości ze świty fuhrera, naukowców lub wysokich rangą dowódców, sabotaż głęboko za linią wroga lub po prostu zwiad i zapewnienie osłony.
Większość naszego czasu spędzimy przemierzając zrujnowane ulice Berlina, z drobnymi wyjątkami, o których z racji spojlerów pisać nie będę. Misje nie są długie, większość trwa około 25-40 minut w zależności od poziomu trudności oraz sposobu gry. Na najniższym poziomie trudności, przejście gry to poranny wypad po bułki. Na wyższych poziomach, gra zmienia się w tzw. Camper-Strike’a, gdzie każde wyjście na otwartą przestrzeń kończy się błyskawiczną śmiercią. Należy wspomnieć, że oprócz regularnych oddziałów piechoty, przyjdzie nam mierzyć się z innymi snajperami, którzy czają się w zakamarkach zrujnowanych budynków, dachach starych kamienic i rusztowaniach. Często-gęsto gra wygląda więc tak, że czaimy się w ruinach i skanujemy za pomocą lornetki okoliczne ruiny budynków – centymetr po centymetrze – w poszukiwaniu wrogich snajperów. Od czasu do czasu przyjdzie nam zmierzyć się z wrogim czołgiem lub pojazdem opancerzonym, jednak wystarczy celny strzał w zbiornik paliwa i pancerny może szukać św. Piotra. Co ciekawe, gra posiada opcję kooperacji, co stwarza wiele ciekawych możliwości – jeden snajper wspina się wysoko i oznacza przeciwników, wtedy drugi widząc ich pozycje i ruchy może odpowiednio się ustawić, by prowadzić krzyżowy ogień.
Twórcy pragnęli, by Sniper Elite V2 był realistyczny, więc dodano możliwość wyboru sporej ilości broni, które można było spotkać podczas drugiej wojny światowej. Szczególną uwagę pragnę zwrócić na odwzorowanie legendarnego karabinu Mosin-Nagant, którego potęga została odpowiednio ukazana. Ten karabin to potwór, przed którym drżeli nie tylko naziści, ale również alianci, bowiem był standardowym wyposażeniem snajpera naszych wschodnich sąsiadów. Oprócz karabinów snajperskich, nasz bohater może nieść karabin maszynowy, broń podręczną, miny przeciwpiechotne, miny pułapki [dwie miny połączone drutem, przydatne do ubezpieczania wejść do budynków, z których mamy zamiar oddać strzał] lub też nieskończoną ilość kamieni do odwracania uwagi przeciwników. Nowy ekwipunek odblokowujemy wraz z postępem w grze, bowiem za praktycznie każde zabicie dostajemy punkty. Po osiągnięciu odpowiedniego pułapu, gra informuje nas po zakończeniu misji o nowym sprzęcie, gotowym do użycia od następnej misji.
Na wyższym poziome trudności gra zyskuje na znaczeniu. Przede wszystkim ogromne znaczenie na celność ma wiatr, odległość od celu, wilgotność powietrza, trzeba nawet wziąć poprawkę na obrót kuli ziemskiej w momencie od wystrzelenia kuli do momentu trafienia w cel [Efekt Coriolisa]. W pojedynku snajper vs snajper, wystawienie się choćby na dłużej niż potrzeba, kończy się natychmiastową śmiercią. Należy wyczekiwać na rozbłysk lunety wrogiego snajpera, by poznać jego pozycję, wstępnie wycelować lub dodatkowo zwolnić czas i pozbyć się problemu raz na zawsze. Trzeba przyznać, że konsultacje z wojskowymi snajperami, którymi to chwalili się twórcy, dały całkiem niezły efekt.
Grafika nie poraża. Owszem, zgliszcza Berlina wyglądają bardzo sugestywnie, jednak można odnieść wrażenie, że poruszamy się po tych samych domach/ulicach/placach. Wszechobecny brud, nędza i rozwalone budynki pozwalają wczuć się w klimat, ale nie można oczekiwać po tym tytule rewolucji w temacie grafiki. Do tego dochodzą ograniczenia techniczne typu: „widzę otwarte okno, ale w ten budynek akurat wejść nie mogę” lub „sterta gruzu, na którą nie wejdę, ale na następną już tak, bo prowadzi do celu”. Muzyka to głównie podniosłe, symfoniczne kompozycje, które przechodzą w dynamiczniejsze i głośniejsze kawałki, kiedy nasza obecność zostanie wykryta przez wroga. Z jednej strony podkręca to klimat, z drugiej przeszkadza nasłuchiwać kroków i dialogów przeciwników, którzy lubią zachodzić od flanki, głośno komentując i wygrażając naszemu bohaterowi.
Czy jest w tej grze cokolwiek, co wyróżniałoby ją spośród setek innych? Przede wszystkim ciężko ją zakwalifikować. Nie jest to typowy FPS, bowiem podczas przemieszczania się, kamera ustawiona jest za plecami bohatera, niczym w rasowej grze TPP. Przy celowaniu ze snajperki, logicznie włącza się tryb FPS, gdzie możemy, zależnie od dzierżonej w łapach broni, przybliżać widok i strzelać do złych nazistów. Grę ciężko zakwalifikować do gatunku czystych shooterów, bowiem istnieją elementy skradankowe, które pozwalają minąć spore grupki przeciwników. Prawdziwy snajper jest nie tylko katem, ale także duchem, więc zadbanie o element zaskoczenia jest tutaj podstawą przed oddaniem pierwszego, czasami najważniejszego strzału.
Twórcy inspirowali się nie tylko innymi grami, ale także filmami o tematyce drugiej wojny światowej. Jeśli chodzi o gry, nie sposób ukryć porównań do Max Payne 3. W Sniper Elite V2 znajdziemy zarówno bulletcam, jak i pseudo-bullet time. Pierwszy pojawia się nader często, szczególnie, jeśli zdejmiemy przeciwnika z bardzo dużej odległości. Takie strzały bardzo często aktywują swego rodzaju roentgen, który dosadnie obrazuje szkody, jakie wyrządził nasz pocisk. Co ciekawe, przygotowano ponad 500 animacji, a wśród nich pęknięcia kości, przebicia nerek, wątroby, tchawicy i reszty bardzo ważnych organów.
Czasami zdarza się też, że jednym nabojem zdejmiemy dwóch przeciwników, wtedy śledzimy całą trasę pocisku, poprzez śmierć pierwszego oraz drugiego osobnika. Co ciekawe, podczas ogrywania gry do recenzji, miałem sytuację, kiedy pocisk przebił nerkę ofiary, poleciał już zgnieciony dalej, po czym przebił najpierw lewe, a potem prawe kolano stojącego 2 metry dalej przeciwnika. Takie momenty cieszą i dostarczają ogromnej frajdy. Wspomnę sytuację, kiedy pod ostrzałem CKM-u wychyliłem się zza węgła, zwolniłem czas, wycelowałem na szybko w przeciwnika, pocisk trafił w magazynek karabinu przeciwnika, a ten eksplodował, zabijając biednego nazistę. Moc.
Oprócz kamery podążającej za pociskiem, możemy na chwilę wstrzymać oddech i zwolnić czas, jednocześnie wytężając wzrok i przybliżając nieznacznie widok z lunety. Bardzo przydatna opcja, szczególnie kiedy na oddanie czasu mamy dosłownie ułamek sekundy, bądź celujemy w poruszający się lub bardzo mały cel [vide zbiornik paliwa czołgu w ruchu]. Co ciekawe, jest ona uzależniona od naszego tętna, więc po intensywnym sprincie lub pod ostrzałem wroga opcja może być zablokowana, bądź też odnawiać się wolniej.
Wspomniałem o inspiracji filmem – tej także nie brakuje. Do głowy przychodzą mi dwa tytuły, z czego twórcy przyznają się do czerpania pomysłów z drugiego filmu. Pierwszym jest seria filmów o bardzo wymownym tytule „Snajper” z dobrą rolą Toma Berengera, a drugim jest „Wróg u bram”. Co konkretnie zapożyczono? Przede wszystkim motyw, który dawał mi sporo radości. Podczas przechodzenia paru misji dziwiła mnie ikonka głośnika w prawym górnym rogu ekranu. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że ikonka pojawia się, że w momencie, kiedy w tle bije dzwon lub rozbrzmiewa głośny komunikat płynący przez głośniki. Wtedy dotarło do mnie, że nawet najgłośniejszy wystrzał będzie miał przytłumiony dźwięk i będzie się wtapiał w resztę hałasu. We wspomnianym już „Wrogu u bram” Jude Law czekał na wystrzały dział, by oddać strzał bez alarmowania stojących dosłownie parę metrów dalej kolegów postrzelonego. Niezmiernie rajcował mnie ten motyw i pozwalał czuć się jak prawdziwy Bóg, decydujący o życiu lub śmierci nieświadomej ofiary.
Nietuzinkowy to chyba jedyny epitet opisujący ten tytuł jaki przychodzi mi do głowy, kiedy patrzę wstecz na czas spędzonym jako snajper. Z jednej strony mechanika i gameplay dają sporo frajdy, a nic tak nie cieszy jak strzał w oko naziście, ale z drugiej strony tytuł nie powala animacją postaci, jest powtarzalny i wtórny. Po ograniu paru misji wkrada się nuda, bowiem zauważamy, że kolejne lokacje to po prostu wielkie killroomy, gdzie czeka na nas kolejna fala przeciwników.
Jest to kolejny tytuł, który po ograniu trafi na półkę i już z niej nie zejdzie. Nie mierzi, ale też nie będzie jednym z tych, o których będzie się mówiło latami. Z samej ciekawości można zakupić gdzieś w promocji poniżej 100 zł, żeby zobaczyć o co ten cały szum. Szczególnie, że w DLC dostajemy możliwość zastrzelenia samego Adolfa Hitlera.
Ocena - recenzja gry Sniper Elite V2
Atuty
- Bulletcam, x-ray, bullet time.
- Duży wybór różnorodnych karabinów snajperskich
- Co-op wprowadza świeżość
- Motywy z hałasem i wybuchające magazynki
- Wysoki poziom trudności pokazuje prawdziwą naturę snajpera
- Realizm z efektem Coriolisa na czele
- Strzelamy do nazistów, czego chcieć więcej? :)
Wady
- Pod koniec wkrada się nuda
- Oprawa audio-wizualna nie powala
- Miałka fabuła, będąca tylko pretekstem do zmiany otoczenia
- Występujące przekłamania animacji oraz techniczne niedoróbki
Zabawy w snajpera ciąg dalszy. Beż łagodzenia, bez udziwnienia. Tylko my, karabin snajperski i nasz wróg.
Przeczytaj również
Komentarze (15)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych