Recenzja: Merida Waleczna (PS3)
Nie wiem dlaczego, ale bez żadnych oporów przyjmują każdy tytuł do recenzji, który kierowany jest ku młodszym graczom. Może głównie dlatego, że spodziewam się luźno powiązanych z animacjami gier, które będą stanowić miłą odskocznię od wszystkich dorosłych tytułów, które nacechowane się negatywnymi emocjami.
Sielankowa rozgrywka jednak nierzadko trwa bardzo krótko i ulatnia się z konsoli jak dzieciństwo z każdego z nas. Nie wiem czy rudowłosa bohaterka o imieniu Merida was skusi, ale jedno mogę już teraz powiedzieć – stara się to zrobić bardzo dobrze.
Na wstępie jednak muszę zaznaczyć najważniejszą sprawę – grę oceniam jako osobny byt, nie odnosząc się do filmu, którego nie widziałem i nie mam zamiaru zobaczyć gdyż animacje Pixara kompletnie mi nie leżą. Dlatego grając w Meridę Waleczną nie odczuwałem żadnego dyskomfortu w stosunku do tego, że coś nie zgadza się z tym, co jest na srebrnym ekranie i co mogą zobaczyć dzieciaki. I tak naprawdę to musiałem być bardzo wyrozumiały, gdyż gra kierowana jest wybitnie do młodszego gracza i osoby starsze, wprawione w grach kompletnie inaczej odbiorą ten tytuł. I gdybym nie miał na uwadze targetu tej gry, to musiałbym się po niej konkretnie przejechać. Ale tego nie zrobię.
Jak już wspomniałem, gra Merida Waleczna powstała w oparciu o animację studia Pixar – Merida Waleczna (znana też pod tytułem Brave). Opowiada ona o rudowłosej księżniczce, o której rękę starają się mężni inaczej rycerze. Problem w tym, że nasza księżniczka raczej nie jest melepetą i strzela z łuku najlepiej w całym królestwie, a w bitce nie ustępuje nikomu. To tyle odnośnie filmu. Jak jest w grze? Kompletnie inaczej. Ekipa odpowiedzialna za ten tytuł postanowiła oddzielić się od tego i prezentuje nam raczej naiwną historyjkę o klątwie, która spadła na królewską rodzinę, czego efektem jest zamienienie królowej w ogromną niedźwiedzicę, a młodszych braci Meridy w trójkę niedźwiadków. Jedynym ratunkiem jaki przedstawia nam wiedźma jest pokonanie złego niedźwiedzia o cofnięcie klątwy. I tak o to nasza bohaterka wyrusza w podróż po kilku krainach w których musi niszczyć przeklęte posągi. Tyle w kwestii fabularnej, która jak mówiłem pośladów nie urywa, ale młodzież powinna być usatysfakcjonowana.
Sama rozgrywka jednak jest już gorsza. Schemat gry jest bardzo prosty: wybranie planszy, dojście do miejsca z przeklętym posągiem, walka z przeciwnikami, później jakaś zagadka przy użyciu 3 niedźwiadków, potem znowu walka, walka końcowa i następna plansza. Na dłuższą metę robi się to bardzo monotonne i pojedynek traktujemy jako wymuszone wydłużenie gry. Na szczęście co jakiś czas przyjdzie nam pokierować matką Meridy i w skórze niedźwiedzia zaprowadzać porządek „na dzielni”. Tylko, że i te momenty opierają się na tym samym schemacie i wszystko wygląda jakby twórcom kompletnie zabrakło pomysłów na urozmaicenie rozgrywki. Owszem, szukamy "znajdziek" w postaci nowych mieczy, łuków, strojów lub fragmentów gobelinów, które zwiększają nam statystyki ale ich odkrycie to kompletna łatwizna, nawet dla młodego gracza, gdyż gra wszystko podsuwa nam pod nos. Pokazuje gdzie mamy iść, co mamy robić i w jaki sposób, mimo że gra jest kompletnie liniowa. Mimo wszystko jednak, ikonka nad przeciwnikami, który element jest ich słabą stroną to miła sprawa dla młodszego gracza, który niekoniecznie będzie od razu w stanie zrozumieć o co chodzi.
Walka jest łatwa, przyjemna i powtarzalna, ale to bolączka całości aspektu. Urozmaiceniem są runy, które oddają nam we władanie 4 żywioły – wody, ognia, ziemi i powietrza. Jak można się domyśleć, każdy przeciwnik ma swoje słabości, dzięki którym można go zabić bardzo szybko. Elementy działają zarówno na miecz, jak i łuk, dzięki któremu możemy wykonywać ataki specjalne, adekwatne do danego elementu. Nie rozumiem jednak, dlaczego nie możemy atakować w trakcie skoku i uniku, ale jak widać, zaimplementowanie takiego ruchu przerosło ekipę programującą. Jednak na początku i tak gramy postacią, która de facto nie potrafi nic i każdą umiejętność musimy wykupić za monety, które zbieramy w trakcie gry. Zarówno dla Meridy, jak i partnera w postaci niebieskich duszków, które pojawiają się gdy bez zgonu zabijamy przeciwników. Tych niestety jest bardzo mało, bo spotykamy raptem 5 gatunków.
Nie dość, że mało przeciwników, to gra jest mało wymagająca nawet na najtrudniejszym poziomie trudności, który został wrzucony dla osób, które chcą się trochę zmęczyć w grze. Jednak bez różnicy to jest jeśli chodzi o czas potrzebny na ukończenie gry. Na normalnym poziomie, Merida wystarczyła mi na 3 godziny, na najwyższym zeszło mi pół godziny więcej. Dla mnie – to skandal, ale młodsza osoba, nieobyta w grach spokojnie będzie bawić się dużo dłużej. Małym wydłużeniem jest osobna gierka pod PS Move, w której kontrolera używamy jak łuku i strzelamy sobie na strzelnicy by otrzymać dodatkowo monety w grze.
I to wszystko co można zrobić w tym tytule. Meridę można podsumować bardzo krótko. Jeśli jesteś obyty z grami, to nie warto zaprzątać sobie głowę tym tytułem, gdyż nie jest on warty pełnej ceny. Jeśli jednak planujesz kupić grę młodszej osobie, to będzie to całkiem dobry pomysł, bo właśnie dla nich stworzono ten tytuł. I o tym trzeba pamiętać.
Ocena - recenzja gry Brave
Atuty
- Kolorowy design gry
- Przystępność
- Angielskie głosy
- Polska wersja językowa
Wady
- Bardzo krótka
- Monotonna walka
- Bardzo łatwa
Całkiem przyjemna gra dla fanów filmowej Meridy. Najmłodsi gracze powinni być wniebowzięci. Pozostali zrażą się zerowym poziomem trudności.
Przeczytaj również
Komentarze (7)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych