Recenzja: Pro Evolution Soccer 2013 (PS3)
Pro Evolution Soccer jest jedną z niewielu marek growych, o których mogę powiedzieć, że stanowią istotną część mojego życia. Kolejne odsłony PESa lądowały w czytnikach moich konsol od 2003 roku. Każdej z nich poświęciłem dziesiątki, jeśli nie setki godzin, grając w pojedynkę i z kumplami. Zdarzało mi się oczywiście przez te 10 lat grać w inne gry piłkarskie, nie mogłem w końcu nie zauważyć skoku jakościowego jaki od edycji 09 poczyniła FIFA.
Co roku wracałem jednak do PESa. Początek przygody z konsolami obecnej generacji nie był dla japońskiego symulatora piłki nożnej specjalnie udany, ale 2 ostatnie edycje zwiastowały zmiany w dobrym kierunku. Fakt, iż w projekt pod nazwą PES 2013 nie był zaangażowany twórca i wieloletnia „twarz” serii Shinji 'Seabass' Takatsuka, sprawił jednak, że można było obawiać się o jakość produktu. Podtrzymaniu pozytywnego nastroju nie służyły także dwie wersje demonstracyjne wypuszczone zgodnie z tradycją w wakacje. Wielu fanów uznało, że demo1 było znacznie lepsze od późniejszego demo2, a przecież w teorii powinno być odwrotnie.
Jak wypada PES 2013 po kilku dniach intensywnego ogrywania? Otóż trzeba powiedzieć, że ten tytuł ma wiele wad. Pierwszą z nich są kwestie licencyjne, na które narzekamy co roku. Co z tego, że gra chwali się na pudełku, iż jest oficjalnym produktem Ligi Mistrzów, Ligi Europy, Copa Libertadores i reprezentacji Anglii, skoro brakuje zespołów z europejskiej czołówki. Rozumiem, że Konami nie jest tak bogatą korporacją jak EA i nie jest w stanie opłacić praw do umieszczenia w grze 20 lig, ale sposób w jaki skrzywdzono dwie w mojej opinii najciekawsze ligi świata – angielską i niemiecką jest niewybaczalny. W przypadku tej pierwszej mamy tylko jeden zespół z prawdziwą nazwą, strojami i stadionem, a jest to Manchester United. Reszta teamów Premiership to standardowo North London czy Merseyside Red. Jeszcze gorzej potraktowano fanów Bundesligi. W grze mamy tylko dwa niemieckie zespoły, Bayern oraz Schalke. Tego, że Borussia zdobyła dwa razy z rzędu mistrzostwo kraju nikt w Konami nie zauważył. Podobnie tego, że Wisła nie jest obecnie najsilniejszym reprezentantem polskiego futbolu klubowego (a wciąż na mocy podpisanej zapewne lata temu umowy jest obecna w grze). Bogaty edytor umożliwia oczywiście „naprawienie” gry i jak co roku w sieci pojawią się fanowskie patche, ale czy nie przyjemniej byłoby kupić od razu pełnoprawny produkt? Po raz kolejny twórcy podjęli także niezrozumiałe decyzje min. o braku możliwości zagania sparingu zespołem z Copa Libertadores z klubami z Europy czy o wyrzuceniu całkowicie z gry ligi japońskiej, która jest nie tylko dostępna w Winning Eleven, ale jeszcze w 100% licencjonowana. Jeśli już mowa o reprezentacjach, to tutaj muszę pochwalić ludzi z Konami, bo drużyn narodowych do wyboru jest całe mnóstwo, więcej niż u konkurencji.
Kolejnym elementem, który musi zostać naprawiony w niedługim czasie jest tryb online. Testy PES 2013 rozpocząłem we wtorek, a więc 2 dni przed premierą. Fakt, iż wtedy nie działały serwery nie zmartwił mnie, ale to, że od czwartku do soboty nie udało mi się rozegrać żadnego meczu mimo wielu prób jest już martwiący. Za każdym razem wyglądało to tak samo – konsola dobierała mi przeciwnika, wybieraliśmy zespoły, ustawialiśmy taktyki, ładował się widok stadionu i… po kilku chwilach gra wyrzucała nas obu do menu informując o zerwanej łączności z serwerem. Co ważne wielokrotnie powtarzane testy połączenia pokazały, że problem nie leży po stronie mojego łącza, routera czy konsoli. Gdyby tego było mało, po otwarciu pudełka z grą moim oczom ukazał się online pass. Konami dołączyło więc do klubu wielkich tej branży próbujących dodatkowo zarobić na używkach. Byłbym w stanie to wybaczyć, gdyby tryb online działał jak należy od pierwszego dnia. Jednakże skoro wygląda to tak jak wygląda uznaję fakt posiadania przepustki przez PES 2013 za wadę. (godzinę po napisaniu tej recenzji odpaliłem konsolę i po włączeniu PESa przywitały mnie przeprosiny od Konami za „niezbędne prace konserwacyjne”, które musiały być wykonane w poprzednich dniach, a mogły wpłynąć na jakość doświadczenia z gry wieloosobowej – przypis red.)
Na programistów z Konami zadziałała też magia znajdującego się na okładce gry CR7, bo inaczej nie da się chyba wytłumaczyć zrobienia z niego piłkarza idealnego (overall 99!). W ogóle można mieć wątpliwości co do poziomu umiejętności, jakie japońscy spece przyporządkowali poszczególnym zawodnikom. Dla przykładu Sébastien Squillaci , który nigdy nie był wirtuozem, a od 2 lat praktycznie nie wstaje z ławki Arsenalu ma identyczny overall jak grający na tej samej pozycji Laurent Koscielny, który ma za sobą sezon życia i w ciągu wspomnianych dwóch lat zaliczył ponad 50 ligowych spotkań w Premiership. Nie wspominając już o rozwoju wielu młodych piłkarzy, którego tradycyjne Konami nie zauważyło. Z drugiej jednak strony należy złożyć pokłony Japończykom za to, jak przygotowali twarze zawodników. Są zdecydowanie lepsze niż u konkurencji, bardziej naturalne, no i przede wszystkim znacznie szersze grono piłkarzy przypomina swoje realne odpowiedniki. Nawet nasi reprezentanci mają solidnie przygotowane twarze, a niektórzy, np. Adrian Mierzejewski, wyglądają jak lustrzane odbicia. Niestety kapitanem polskiego zespołu jest dalej znany i lubiany Braszczykowski.
Pozostałe wady, które udało mi się wytropić w trakcie testów, to rzeczy drobne. Po pierwsze składy zespołów są aktualne mniej więcej na 1 sierpnia, a więc wszystkie transakcje dokonane później nie zostały uwzględnione. Konami zapowiedziało już jednak patch aktualizujący ten element. Po drugie wprowadzono obowiązkowy autozapis w turniejach po rozegraniu meczu. Hardkorowcy uznają to za zaletę, ale osoby, które przegrały np. finał Ligi Mistrzów w ostatniej minucie mogą nie być do końca zadowolone z konieczności zagrania ponownie 13 meczów. Po trzecie w grze nie zmieścił się obecny w wielu poprzednich edycjach sklepik. Jego sens zmniejszył się wtedy, gdy pojawiły się osiągnięcia/pucharki, ale zawsze miło było sobie wykupić za punkty np. wielkie głowy dla piłkarzy czy zespoły gwiazd. Po czwarte w grze nie pojawiły się żadne nowe tryby, a te znane i lubiane niewiele się zmieniły. Szkoda, że ludzie z Konami nie wpadli na pomysł zabawy, która stanowiłaby odpowiedź na świetne Ultimate Team z FIFY. Po piąte wreszcie komentatorzy cały czas próbują uśpić gracza swoją angielską flegmą. Co prawda da się usłyszeć trochę nowych tekstów, ale i tak po kilkunastu meczach ma się wrażenie, że ich wypowiedzi co chwilę się powtarzają.
Napisałem ponad 4.000 znaków na temat wad nowego PESa. Czy to oznacza, że gra mi się nie podobała? Otóż wręcz odwrotnie! Chciałem w ten sposób jedynie pokazać, że nie jestem zaślepionym fanatykiem i potrafię wypunktować elementy, które sprawiają, że nie jest to tytuł idealny. Gdy mamy to już za sobą mogę z nieukrywaną przyjemnością napisać, że jest to w mojej opinii najlepszy PES od czasów kultowej szóstki! Magikom z Konami udało się naprawić większość elementów, które irytowały mnie w edycjach 2011 i 2012. Co najważniejsze, syndrom „jeszcze jednego meczu” kończący się graniem do trzeciej/czwartej w nocy powrócił i to z taką siłą, jakbym znowu z kumplami z liceum PS2 katował.
Pierwszą zmianą na plus w edycji 2013 jest płynność rozgrywania akcji. Gra nie jest może szybsza od poprzedniczek, ale wszystko to co dzieje się na boisku wydaje się bardziej realistycznie, mniej rzucają się w oczy przejścia między poszczególnymi animacjami, a sterowanie jest czułe i precyzyjne. Niezwykle rzadko odnosiłem wrażenie (silne na przykład w poprzedniej grze z serii), że piłkarz wpadł w stan bezwładności i co bym nie robił, to i tak nie wykona mojego polecenia. Teraz wszystko odbywa się sprawnie, zwody wchodzą jak złoto, a podania dzięki trybowi manualnemu uruchamianemu przez wciśnięcie L2 mogą być dokładne co do milimetra.
Zawodnicy w PES 2013 nie tylko zdecydowanie rzadziej ignorują przelatującą obok nich piłkę, ale dzięki systemowi ProActive AI sami starają się inicjować wyjścia do przodu, ustawiają się na dogodnych pozycjach, a nawet machają rękami, gdy wydaje im się, że ignorujesz ich starania. W tym aspekcie wreszcie PES nie odstaje od konkurencji z EA. Praca bramkarzy od kilku lat była zmorą PESa. Teraz zawodnicy bardzo rzadko popełniają idiotyczne błędy. Jeśli nie są w stanie złapać piłki, to starają się ją sparować mocno na bok a nie wprost przed siebie. W trakcie kilkudziesięciu rozegranych spotkań tylko raz byłem świadkiem sytuacji, gdy Casillas lekką wrzutkę z boku boiska odbił prosto na głowę kolegi, a ta po słupku i jego plecach wpadła do bramki. Można jednak powiedzieć, że i w rzeczywistości raz na kilka lat taki klops przydarza się każdemu wybitnemu golkiperowi.
Bardzo spodobało mi się też półautomatyczne celowanie przy stałych fragmentach gry za pomocą prawej gałki analogowej. Oczywiście w kanapowych pojedynkach z kumplem się ono nie przyda, ale w meczach z konsolą czy (prawdopodobnie) online już bardzo. Strzały są idealne, nie są tak słabe jak w ostatnich FIFAch ani tak mocne i przesadzone jak w niektórych PESach. Można trafić petardą w okienko z 25 metrów, ale z 35 jest to już niezwykle trudne. Nawet, gdy steruje się Ronaldo albo Messim. Jeśli już o największych gwiazdach mowa, to ich poruszanie się po boisku zostało dopracowane i ruchy kilkunastu wybitnych piłkarzy bardzo przypominają to, czym co tydzień czarują nas w telewizji.
Gra w obronie jest teraz trudniejsza, trochę podobna do tego, co EA rok temu wprowadziło w swojej serii. Cały czas trzeba się pilnować, a maniakalne wciskanie X może co najwyżej sprawić, że przeciwnik nam odskoczy i pobiegnie sam z piłką na bramkę. Trening jest co prawda wkurzający, bo niektóre ćwiczenia wymagają wielokrotnego powtarzania zanim uda się nam je zaliczyć, ale pozwala nauczyć się większości ruchów przydatnych później w trakcie meczu. Przygrywająca nam w menu muzyka ponownie jest niezła, dobrze wpada w ucho, ale naprawdę fajnych kawałków jest za mało.
PES 2013 nie jest grą idealną, nie jest też być może najlepszą grą piłkarską jaka kiedykolwiek wyszła. Ale na 100% jest najlepszym PESem od wielu lat i tytułem, na który wierni fani czekali. No cóż, doczekali się! Jeśli w kolejnej edycji, nad którą od kilku miesięcy pracuje wraz ze swoimi ludźmi Seabass, faktycznie za grafikę będzie odpowiadał Fox Engine, a choć część z wymienionych przeze mnie błędów technicznych zostanie naprawiona, to można się spodziewać dziesiątek w recenzjach. Teraz natomiast zachęcam do spędzenia wielu udanych godzin z PES 2013 i cieszenia się z tego, że Konami wreszcie stanęło na wysokości zadania.
Ocena - recenzja gry Pro Evolution Soccer 2013
Atuty
- Płynność rozgrywania akcji
- Precyzyjne sterowanie
- SI piłkarzy
- Twarze i animacje ruchu zawodników
- Manualne podania
- Problem z oderwaniem się od konsoli ;-)
Wady
- Braki w licencjach
- Online niesprawny na premierę
- Nierealistyczny poziom umiejętności części zawodników
- Drobne, acz wkurzające niedoróbki
PES 2013 jest najlepszą odsłoną piłki kopanej od Konami na obecnej generacji konsol. Twórcy wreszcie wzięli się do roboty i usprawnili większość kulejących elementów. Przyszłość walki z EA wygląda interesująco.
Przeczytaj również
Komentarze (104)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych