Recenzja: The Unfinished Swan (PS3/PSN)
Prawdopodobnie każdy z nas, gdy był małym brzdącem bazgrał czym tylko się dało po kartkach czy kolorowankach. Jednak najwięcej frajdy dawało malowanie i pisanie po ścianach i meblach, co może dziwić dorosłych i zapewne dziwi. Niektórzy z biegiem czasu zatracali talent rysowniczy i skupiali się na innych dziedzinach rozwoju. Ale każdy z nas uwielbiał bajki o rycerzach, księżniczce, królu i królowej.
Odpalając The Unfinished Swan poczułem się ponownie jak mały szkrab, któremu oddano puste, białe ściany i pozwolono malować. Co się chce i jak się chce. I ten mały chłopiec wewnątrz mnie bardzo się ucieszył, złapał PS Move i pobiegł chlapać farbą niezbadane tereny opowieści.
Co zobaczy osoba nie mająca pojęcia czym jest produkcja Giant Sparrow? Ogromną pustkę, niepokojącą biel i gdzieniegdzie złote elementy, które w taki sposób zaznaczają, że do czegoś mogą być potrzebne. I tyle. Cała reszta zależy już od nas. Przyznam, że nie wiedziałem czego spodziewać się po tym tytule. Sony postanowiło mono korzystać z pomysłów niezależnych studio i oferować im kontrakty, dając fundusze i zostawiając wolną rękę, dzięki czemu możemy właśnie cieszyć się takimi tytułami. The Unfinished Swan bliżej do typowej gry niż Podróży z racji tego, że mamy tutaj nakreśloną historię, którą poznajemy poprzez odkrywanie kart z księgi baśni. Cała opowieść dotyczy króla, który w swojej krainie przemierzanej przez nas stawiał sobie różne cele związane z tworzeniem i malowaniem. Dlatego też my, malując, odkrywamy dalszy ciąg bajki, która rozpoczyna się przedstawianiem naszego bohatera. Jest to mały chłopiec, którego matka rysowała mnóstwo obrazów. Był z nimi zawsze jeden problem – nigdy ich nie kończyła. Po jej śmierci, chłopiec trafił do domu dziecka, gdzie zabrał z sobą ulubiony obraz ukochanej mamy – niedokończonego łabędzia. I właśnie bohater tego obrazu pewnej nocy znika z ramy, ujawniając tajemnicze drzwi do świata fantazji i sztuki. W taki sposób poznajemy całość.
Przemierzamy kolejne cztery rozdziały, gdzie każdy z nich jest podzielone na osobne sekwencje w których poznajemy całe królestwo. Sterować możemy zarówno Dual Shockiem, jak i PlayStation Move z tym, że bez wahania polecam kontroler ruchowy, który sprawdza się idealnie w tej produkcji. Poruszamy się z widokiem z oczy bohatera, kierując kontrolerem, ruszamy naszym pędzlem, którym „plujemy” kulkami z farbą. Poruszamy się przed siebie dusząc triggera, a cofamy się używając „kółka”. Skaczemy na „iksie” i tylko tyle jest nam potrzebne do szczęścia.
Największych i chyba jednym z nielicznych minusów tej produkcji jest fakt, że całość można skończyć w niecałe 3 godziny, co dla wielu może być barierą nie do przeskoczenia za cenę premierową, ale z drugiej strony wiele słyszy się, że gracze są znudzeni ciągłym strzelaniem i brakuje im tworzonych na modłę klasycznych przygodówek gier. Bo właśnie najbliżej do tego typu gier tej produkcji i kolejny raz powtórzę – PS Move jest idealny do tego typu gier, a klasyczne point n' click w takim jak The Unfinished Swan byłoby strzałem w dziesiątkę. Ale zostawmy to i skupmy się na wrażeniach płynące z tej magicznej i niesamowitej podróży. Bo te bez wątpienia są warte zakupu tego tytułu. Ja nie żałuję ani chwili spędzonej na malowaniu, odkrywaniu nowych przejść i balonów, które zbieramy by wymieniać je na bonusowe zabawki pozwalające nam wykupić dostęp do rzeczy pomagających nam w grze. Jednak jeśli ktoś liczy, że ktokolwiek będzie prowadził nas za rączkę – nie tutaj. Musimy radzić sobie sami sugerując się odkrywanymi kartkami bajki i działając razem z naszą logiką, która się tutaj przydaje tak samo, jak dobra orientacja w terenie.
Świetnie wypada ascetyczny design gry, bo jak będzie wyglądała plansza na przykładzie pierwszego rozdziały zależne jest tylko od tego co i jak pomalujemy. Więc de facto sami częściowo odpowiadamy za wygląd gry. Fizyka rozbryzgiwanej farby wypada znakomicie i nie zauważyłem, by kleksy miały rozkładać się nienaturalnie. Oczywiście nie malujemy całą grę wszystkiego na czarno, ale nie mogę zdradzić wam czegokolwiek, bo zepsułbym bez wątpienia ogromną przyjemność własnego odkrywania historii chłopca z sierocińca. I mimo że nie jest to aż tak wzruszająca wędrówka jak ta Pielgrzyma z Podróży, to ma w sobie ogromny ładunek emocji, które przedstawione są w trochę inny sposób. I gdyby nie fakt, że czasami gra nie wiadomo czemu lubi zgubić parę klatek animacji, to uznałbym, że mamy kolejne dzieło idealne. A tak mamy „tylko” bardzo dobrą grę, która staje się kolejną perełką w bibliotece Sony.
I może masowy rynek nie zostanie podbity przez tę produkcję, to jednak świadomy wybór Sony o wspieraniu takich produkcji i pokazywaniu światu, że gry to nie tylko głupie strzelanie, mnie kupuje momentalnie i jestem otwarty na kolejne tego typu produkcje. I jeśli nie przeliczacie ceny w stosunku do czasu gry, to możecie od razu kupić The Unfinished Swan. Jeśli 3 godziny za 47 złotych to trochę za dużo, dajcie się skusić gdy tylko cena spadnie, bo nie pożałujecie pod żadnym pozorem.
Ocena - recenzja gry The Unfinished Swan
Atuty
- Fantastyczny design
- Klimat, sterowanie PS Move
- Sposób narracji
- Bardzo dobra lokalizacja
Wady
- Mimo wszystko za krótka
- Losowe spadki animacji
Idealny przykład,że gra nie musi mieć fantastycznej grafiki by bawić. Wspaniała historia, oryginalna rozgrywka i dobre wykorzystanie PS Move. Na plus - niesamowita polonizacja.
Przeczytaj również
Komentarze (19)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych