Recenzja: 007 Legends
007 Legends od samego początku nie zapowiadało się na szczególnie imponującą produkcję. Mimo wszystko miałem jednak nadzieję, że choć nie będzie to gra dla każdego, przynajmniej fani Jamesa Bonda będą czuli się usatysfakcjonowani. Niestety dzieło ekipy Eurocom Entertainment Software to (zgodnie z przewidywaniami większości graczy) typowa zapchajdziura, której jedynym zadaniem jest wybicie się na premierze filmu Skyfall i zarobienie łatwych pieniędzy... kosztem graczy oczywiście.
Po uruchomieniu gry wita nas klimatyczne intro, przywodzące na myśl filmy o Agencie Jej Królewskiej Mości. Czeka na nas tutaj pięć misji wzorowanych na tych, które 007 wykonywał w takich filmach jak Goldfinger, W Tajnej Służbie Jej Królewskiej Mości, Moonraker, Licencja na Zabijanie i Śmierć Nadejdzie Jutro. Ponadto do naszej dyspozycji oddano również zestaw zadań specjalnych – tak zwanych MI6 Missions, które stanowią doskonały sprawdzian naszych umiejętności. Na deser pozostawiono tryb multiplayer, jakiego we współczesnej strzelaninie FPP zabraknąć oczywiście nie mogło. Warto nadmienić, że misje wchodzące w skład głównej kampanii dla pojedynczego gracza zostały uwspółcześnione. Efekt ten uzyskano nie tylko poprzez obsadzenie Daniela Craiga w roli głównej i wyposażenie go w najnowsze zdobycze techniki, lecz również poprzez przeniesienie czasu akcji do dnia dzisiejszego. Zabieg ten można uznać za całkiem udany, gdyż twórcy utrzymali charakterystyczny klimat oryginałów.
W trakcie rozgrywki odwiedzimy więc pamiętną siedzibę Goldfingera i Fort Knox, alpejską bazę Piz Gloria (gdzie rezyduje Blofeld), Venini Glass czy choćby fabrykę narkotyków należącą do Franza Sancheza. Niestety, o ile miejscówki te oddano dosyć dobrze, o tyle opowiedziane w poszczególnych misjach wątki, które czerpią całymi garściami z dorobku filmowej serii, zostały spłycone do granic możliwości. Najwyraźniej deweloperzy wyszli z założenia, że wszystkie osoby, które sięgną po 007 Legends, będą miały za sobą filmowe oryginały, wobec czego nawet nie silili się na próbę wytłumaczenia nam o co w tym wszystkim chodzi. W rezultacie narracja została poprowadzona w iście fatalny sposób, a gracz, który nie obejrzał choćby jednej z wyżej wymienionych produkcji, za nic w świecie nie będzie w stanie wczuć się w powierzoną mu rolę. Koniec końców ten aspekt omawianej produkcji trzeba zaliczyć na plus, bo jest to jej najlepszy element. Naprawdę... 007 Legends to produkcja prosta aż do bólu. Gra nie daje nam nawet cienia wolności, prowadząc nas za rączkę po kolejnych, korytarzowych lokacjach, które po brzegi wypełniono tępymi przeciwnikami. Ci są tak głupi, że często nawet nie potrafią kryć się za osłoną, stojąc na otwartej przestrzeni i czekając na przysłowiową kulkę w łeb. Czasami zdarza im się pomyśleć i zajść nas od tyłu, ale są to sporadyczne sytuacje.
By temu zaradzić, deweloperzy postanowili wyrzucać ich na nas w ilościach hurtowych, a miejscami ich narodzin uczynić wszystkie boczne pomieszczenia, będące teoretycznie ślepymi uliczkami. Same skrypty, od których roi się w tej grze, także zostały „epicko” skaszanione – bardzo często musimy dobiec do konkretnego miejsca, by zakończyć respawnowanie się wrogów za następnym zakrętem, którzy potrafią rodzić się w nieskończoność. Czarę goryczy przelewa fakt, iż omawiana produkcja z powodzeniem mogłaby nazywać się 007: Atak Głupich Klonów – ilość modeli przeciwników można policzyć na palcach jednej ręki. Dobrze, że przynajmniej akcje w jakich uczestniczymy są zróżnicowane - pomiędzy eliminowaniem kolejnych fal przeciwników, od czasu do czasu zdarzy nam się także uczestniczyć w pościgach lub prowadzić ostrzał z pokładu helikoptera.
Co ciekawe, twórcom udało się nawet upchnąć tutaj elementy skradankowe! Choć stanowią one miłe urozmaicenie, również zostały skopane do granic możliwości. Wyobraźcie sobie bowiem sytuację, w której puszczacie z dymem pokaźną część militarnego kompleksu. Przy akompaniamencie wybuchów i wystrzałów wpadacie do jeszcze niezniszczonego pomieszczenia, by zauważyć, że patrolujący ten obszar oponenci nie odnotowali niczego podejrzanego. Co w takiej sytuacji robicie? Rozsądek nakazuje założenie tłumika na broń, z której aktualnie korzystamy i eliminowanie wrogów po cichu. Z drugiej strony jednak takie działanie nie ma sensu, bo gra w żaden sposób go nie punktuje. Dlatego też, zamiast zadawać sobie zbędny trud, najlepiej jest po prostu wyrżnąć wszystkich w pień, nie patrząc na ewentualne konsekwencje, których... po prostu nie ma. Od czasu do czasu przyjdzie nam także uczestniczyć w bezpośrednich starciach, które zrealizowano w formie Quick Time Events. Te charakteryzują się skandalicznym wykonaniem – przeciwnik stoi naprzeciw nas i czeka na moment, w którym zdecydujemy się go uderzyć (wychylając jedną z gałek w konkretnym kierunku). Co prawda do naszej dyspozycji oddano dwa uniki, ale w praktyce znacznie skuteczniejsze jest po prostu „zaklikanie” oponenta na śmierć.
W zamian za konkretne aktywności, takie jak zabijanie przeciwników czy wykonywanie stawianych przed nami bzdurnych zadań pobocznych, otrzymujemy punkty doświadczenia, które możemy wydać na ulepszenia naszego ekwipunku. Przyznam szczerze, że początkowo podszedłem do tego aspektu z umiarkowanym entuzjazmem i zabrałem się za „chomikowanie” tej „waluty”, by potem zrobić porządne zakupy. Bardzo długo czekałem na moment, w którym zdecyduję się na skorzystanie z tego rozwiązania, ale... ta chwila nie nadeszła. Jak widać deweloperzy mieli jakiś pomysł, ale nie przyłożyli się do jego wykonania, czyniąc ten element rozgrywki zupełnie bezużytecznym. Czym byłby jednak James Bond bez swoich gadżetów? Ano właśnie. Do naszej dyspozycji zostaje oddany smartfon Sony Xperia(!), z którego skorzystamy w trakcie hakowania rozmaitych urządzeń. W ten sposób możemy natknąć się na najróżniejsze znajdźki, dzięki którym powiększymy ilość punktów doświadczenia dostępnych na naszym koncie. Muszę przyznać, że towarzysząca temu minigierka zrobiła na mnie dobre wrażenie – nie jest zbyt skomplikowana, ale stanowi bardzo miłą odskocznię od ciągłego biegania i strzelania. Szkoda tylko, że mamy tak mało okazji, by z niej skorzystać. Oprócz tego nie raz i nie dwa będziemy także bawić się specjalnym aparatem cyfrowym, który jest w stanie nie tylko robić zdjęcia, lecz również skanować odciski palców czy choćby wyszukiwać ukryte przełączniki. Na koniec zostawiłem sobie zegarek, który dzięki wbudowanemu laserowi potrafi smażyć kamery, jakimi upstrzone są odwiedzane przez nas lokacje.
W 007 Legends kuleje również oprawa. Grafika nie jest może najbrzydsza, a niektóre jej elementy mogą się nawet podobać. Cóż jednak z tego, skoro animacje ruchów postaci są po prostu katastrofalne (wszyscy poruszają się tak, jakby połknęli kije), a kiepski lip-sync sprawia, że w trakcie przerywników filmowych robimy wszystko, byle tylko nie spoglądać na usta manekinów, które muszą udawać poszczególnych bohaterów. Dobrze, że gra działa bardzo płynnie i nie ma tendencji do klatkowania... Myślicie, że przynajmniej warstwa dźwiękowa zaprezentuje jako taki poziom? Cóż, do muzyki na pewno nie można się przyczepić, gdyż w trakcie zabawy przygrywają nam kawałki znane z filmów. Również aktorzy całkiem nieźle wywiązali się z powierzonych im ról. Efekt psują jednak dźwięki broni, które ze swoimi prawdziwymi odpowiednikami nie mają zbyt wiele wspólnego. Najbardziej wpadł mi w ucho shotgun, który brzmi niczym pistolet na kapiszony, jaki można kupić na pierwszym lepszym bazarze...
Kiedy już uporacie się z trybami dla pojedynczego gracza, możecie również rzucić okiem na multiplayer. Bawić się można zarówno przy jednej konsoli (rozgrywka na podzielonym ekranie zawsze jest mile widziana), jak i w Sieci. Nie będę Was jednak oszukiwał – serwery świecą pustkami, nawet pomimo tego, że zróżnicowanych trybów rozgrywki jest tutaj całkiem sporo. Mimo wszystko mapy zostały przygotowane z myślą o ośmiu-dwunastu graczach, a skompletowanie takiej ilości osób chętnych do współpracy graniczy z cudem. A jak chyba wszyscy wiemy, bieganie po pustych lokacjach i szukanie przeciwników to nie najlepszy sposób na spędzenie czasu przed konsolą. Ostatecznie otrzymaliśmy więc wariant rozgrywki, z którego praktycznie w ogóle nie skorzystamy. 007: Legends to bardzo kiepska produkcja, której nie są w stanie uratować ani dosyć ciekawe rozwiązania zaimplementowane do rozgrywki, ani odwołania do filmów. Dopóki tytuł ten nie stanieje do jakiejś symbolicznej kwoty, dopóty nawet nie myślcie o jego zakupie. Niezależnie od tego jak wielkimi fanami marki jesteście i tak się srodze zawiedziecie.
Ocena - recenzja gry 007 Legends
Atuty
- Odwołania do filmów
- Zróżnicowane lokacje i akcje w jakich uczestniczymy
- MI6 Missions
- Ciekawe minigry
- Soundtrack
- Multiplayer na podzielonym ekranie
Wady
- Nudna i prostacka
- SI przeciwników kuleje na całej linii
- Fatalnie poprowadzona narracja
- Bardzo spłycone wątki fabularne
- Bardzo kiepskie animacje ruchów postaci
- Skandaliczne dźwięki broni
007 Legends to kolejny przykład, że tworzenie gier na podstawie licencji filmowych nie powinno mieć racji bytu. Tak słabej produkcji od dawna nie widziano. Nie tykać nawet kijem.
Przeczytaj również
Komentarze (14)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych