Recenzja: Tomb Raider (PS3)
Tomb Raider to ponad piętnastoletnia seria, niezwykle zasłużona zarówno dla rozwoju rynku gier PC, jak i tych konsolowych (ze szczególnym uwzględnieniem pierwszego PlayStation). To także bardzo znana marka wśród osób, które z elektroniczną rozrywką nie mają nic wspólnego, m.in. dzięki dwóm filmom z Angeliną Jolie w roli głównej czy wykorzystaniu animowanej postaci Lary Croft w czasie jednej z tras zespołu U2.
Odpalenie niedawno TR: Underworld z 2008 roku uświadomiło mi jednak, że zabieg ten był nieunikniony. Rynek nie zaakceptowałby dziś gry z tak drewnianymi animacjami, średnio responsywnym sterowaniem czy brzydką, pełną bugów i uproszczeń grafiką. Spece z Crystal Dynamics otrzymali więc od szefostwa zadanie przywrócenia serii dawnego blasku. Czy im się to udało? Myślę, że po kilkunastu godzinach spędzonych na nieznanej wyspie niedaleko wybrzeża Japonii mogę Wam kompetentnie na to pytanie odpowiedzieć.
Jak już zapewne wiecie, nowy odcinek serii Tomb Raider, zatytułowany… po prostu Tomb Raider, od nowa opowiada historię Lary Croft. Nasza bohaterka niezmiennie jest szlachcianką, córką słynnego badacza i podróżnika Richarda Crofta, ale teraz to młoda, niedoświadczona dziewczyna, która dopiero wyrusza na swoją pierwszą poważną wyprawę. Czyni to wraz z zespołem znanych podróżników-archeologów i ekipą telewizyjną, której pracodawcy sfinansowali częściowo ekspedycję. Celem tej grupy jest odnalezienie śladów starej japońskiej cywilizacji, której pierwsza królową – Himiko, czczona była także jako bogini słońca, a dodatkowo przypisywano jej moc kształtowania pogody. Lara przekonuje ekipę, aby popłynąć do smoczego trójkąta, gdzie według zgromadzonych przez nią informacji może znajdować się zaginiona wyspa. Część bardziej doświadczonych badaczy jest niechętna temu pomysłowi, ale ostatecznie Panna Croft przekonuje kapitana i statek zostaje skierowany na te niebezpieczne wody. Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach w grach/filmach akcji okręt tonie, a załoga zostaje wyrzucona na brzeg. Chwilę później Lara dostaje cios obuchem w głowę, a następnie budzi się w jaskini, gdzie ktoś dokonuje rytualnych mordów.
Na razie opisałem jedynie rzeczy, które mogliście zobaczyć na trailerach lub usłyszeć w dziennikach twórców. Nie będę pisał żadnych szczegółów, powiem natomiast, że dalsza część opowieści jest niezwykle ciekawa. Po pierwsze bardzo długo nie wiemy co się na tej tajemniczej wyspie w ogóle dzieje. Po drugie klimat grobowców czy starożytnych ruin jest mroczniejszy i bardziej sugestywny niż większość lokacji w ostatnich odsłonach Resident Evil (a to one podobno są/były horrorami!). Po trzecie bohaterowie, zarówno przyjaciele Lary, główni wrogowie, jak i sługusi tych drugich są ciekawi, twórcy poświęcili sporo czasu i energii, aby pokazać ich motywacje, wcześniejsze biografie czy to, w jaki sposób reagują na sytuacje ekstremalne. Po czwarte wreszcie historia w grze pokazana jest filmowo, ale tempo nie jest zbyt wysokie, jak to czasem zdarza się np. w kolejnych odsłonach Call of Duty. Po piąte wreszcie - punkt to może najważniejszy - metamorfoza głównej bohaterki. To, w jaki sposób Lara z niedoświadczonej, zziębniętej osóbki powoli zmienia się w mistrzynię survivalu pokazane jest w sposób wiarygodny. W początkowych scenach opór przed eliminowaniem dybiących na jej życie zbirów wygląda bardzo realistycznie, podobnie jest z pierwszymi wspinaczkami czy wizytami w zatęchłych grobowcach. Zapoznanie się z Tomb Raiderem powinno być rekomendowane wszystkim developerom, którzy tworzą gry z rozbudowaną fabułą. Wówczas mielibyśmy rzadziej do czynienia z sytuacjami, jak w (genialnym skądinąd) Far Cry 3, gdzie w ciągu niecałej godziny Jason zmieniał się z płaczącego gówniarza w maszynę do zabijania piratów. Gdybym natomiast miał się przyczepić do czegoś związanego z opowieścią, to powiedziałbym, że kilka scen aż prosiło się o możliwość dokonania przez gracza wyboru dalszego biegu wydarzeń. Z drugiej jednak strony zdaję sobie sprawę ile dodatkowej pracy by to wymagało…
Nawet najlepsza historia nie uratuje gry, jeśli mechanika będzie skopana. Na szczęście w Tomb Raider stoi ona na równie wysokim poziomie. Animacje bohaterki są bardzo płynne, skoki naturalne, a walka nie ustępuje w niczym tej z serii Uncharted. Co ciekawe autorzy nie próbują małpować serii stworzonej przez Naughty Dog, ale próbują własnych rozwiązań. Postanowili się odróżniać do tego stopnia, że w Tomb Raider nie uświadczymy typowego cover systemu! Jako że wszystkie walki z ludźmi są skryptowane, to Lara na widok pierwszego wroga przyjmuje bojową pozycję, tzn. ugina nogi w kolanach i pochyla się. Dzięki temu trudniej nas trafić, a przeszkody terenowe zasłaniają większą część powierzchni ciała, ale nie da się przykleić do nich na stałe. Na początku bardzo mnie to zdziwiło, ale po 1-2 walkach przyzwyczaiłem się i rozwiązanie to stało się dla mnie naturalne. Odnoszę wrażenie, że na dłuższą metę jest to nawet wygodniejsze od „tradycyjnego” cover systemu, bo nie trzeba tracić czasu na odklejanie się, gdy chcemy wykonać szybki manewr. Same starcia sprawiają sporą przyjemność, przeciwników nie ma zwykle wielu, ale są dość twardzi, co skłania do stosowania w miarę możliwości cichych metod eliminacji. Wówczas też nie natrafimy na mały, lecz niezwykle wkurzający błąd. Objawia się on tym, że czasem w trakcie długiego starcia z liczną grupą przeciwników, taką w trakcie którego następuje kilka skryptów, ciała części zabitych wcześniej wrogów potrafią zniknąć. Oznacza to, że nie zabierzemy z nich cennych surowców, o których wykorzystaniu więcej piszę w dalszej części tekstu.
Wspomnianej powyżej walki nie jest w TR na szczęście tak dużo, jak chociażby w Uncharted 3. Zgodnie z tradycją serii przeważają motywy eksploracyjne. Najciekawsze jest to, że choć główny wątek jest liniowy i jesteśmy prowadzeni od lokacji do lokacji zgodnie z zamysłem twórców scenariusza, to większość z tych leveli oferuje masę ścieżek pobocznych, przedmiotów do odnalezienia czy miniquestów do wykonania. System ognisk, służących m.in. jako system szybkiej podróży sprawia ponadto, że w każdej chwili możemy wrócić do dowolnego zaliczonego już etapu i spokojnie poszukać na nim pominiętych znajdziek. W tym pomaga bardzo czytelna mapa i możliwość oznaczenia niebieskim snopem światła reliktu, dokumentu czy skrzynki, której aktualnie poszukujemy. Najbardziej atrakcyjny aspekt eksploracji świata gry stanowią jednak tytułowe grobowce. Są one całkowicie opcjonalne, ale warto splądrować je wszystkie z co najmniej dwóch powodów – nie dość, że znajdziemy tam przedmioty, które pomogą nam w dalszej części rozgrywki, to jeszcze dowiemy się więcej ciekawych rzeczy na temat historii Himiko i czczącego ją kultu. W mojej opinii te sekwencje polegające na przeczesywaniu ciemnych jaskiń i rozwiązywaniu świetnie zaprojektowanych zagadek (wymagających wykorzystywania wagi przedmiotów, różnych żywiołów, a także naszej zręczności) to wręcz najlepsze fragmenty nowego Tomb Raidera
Pisałem już o rozwoju postaci Lary w ujęciu narracyjnym. W tej odsłonie, po raz pierwszy w historii serii, mamy też do czynienia z rozwojem umiejętności bohaterki oraz używanych przez nią sprzętów, przygotowanym na eRPeGową modłę. Wykonując kolejne zadania w ramach głównej osi scenariusza, a także eksplorując świat gry oraz polując na okazjonalnie pojawiające się zwierzęta Panna Croft otrzymuje punkty doświadczenia, a one przekładają się co jakiś czas na możliwość wykupienia nowej umiejętności survivalowych, łowieckich lub bojowych w czasie odpoczynku przy ognisku. Podobnie wygląda to w przypadku broni i narzędzi wykorzystywanych przez bohaterkę – z różnego rodzaju rozsianych po lokacjach pojemników oraz z ciał zabitych wrogów podnosimy składniki, z których później możemy skonstruować ulepszenia. Dobrze rozwiązano także rozszerzanie zakresu możliwości głównej bohaterki. Nowe przedmioty, które umożliwiają nam dotarcie do wcześniej niedostępnych miejsc czy wykonywanie nieznanych dotychczas manewrów pojawiają się na tyle rzadko, aby każdy zdołał się w nich połapać, ale zarazem na tyle często, aby do rozgrywki nie wkradła się nuda.
Zastanawiacie się pewnie dlaczego w śródtytule pojawiło się słowo deszcz. Otóż odwzorowanie warunków pogodowych, w tym wiatru, deszczu i śniegu stanowi kolejny mocny punkt tej gry. Niewiele jest na rynku pozycji, w których człowiekowi robiłoby się zimno po usłyszeniu dźwięków zbliżającej się burzy czy huraganu. Tutaj dokładnie tak jest. Graficznie efekty te też są ukazane pierwszoligowo, ale to udźwiękowienie stanowi o sile immersji. Skoro już o oprawie graficznej mowa, to świat gry jest bardzo atrakcyjny wizualnie. Część lokacji powala pięknymi widokami, szczególnie sceny, w których stoimy w jakimś wysokim punkcie i mamy możliwość spoglądać w dół na żyjący las czy płonącą japońską wioskę. Inne są tak obrzydliwe, ale nie w sensie jakości oprawy, tylko ukazanych na nich pozostałości rytualnych mordów czy tortur. Wszystkie jednak bez wyjątku zostały dopracowane w najmniejszych szczegółach i za to deweloperom należą się brawa. Niestety, od tego przepychu graficznego ostro odcinają się twarze postaci, w tym także Lary. Ich wykonanie nie umywa się nie tylko do mistrzowskiego w tym aspekcie LA Noire ale choćby innych topowych pozycji z gatunku przygodowych gier akcji. Co gorsza są one też bardzo przeciętnie animowane. Podobny problem zaobserwowałem niedawno grając w Hitman: Rozgrzeszenie. Może ktoś w Square Enix powinien zabrać się za analizę tego problemu?
W grze został zaimplementowany także tryb dla wielu graczy. Zacznę od zalet. Po pierwsze nie wymaga on online passa, więc bawić można się nawet na używanej kopii. Po drugie zawiera on wszystkie elementy, bez których nie może się obyć nowoczesne multi – nowe postaci/umiejętności/bronie do odblokowania wraz ze zdobywaniem kolejnych poziomów, różnorodne mapy (choć w liczbie jedynie pięciu) czy tryby zabawy zarówno drużynowej, jak i każdy na każdego. Wadą multiplayera w Tomb Raider jest natomiast przede wszystkim to, że razu widać, iż stanowi od jedynie dodatek do dania głównego. Zastosowane w nim rozwiązania są „bezpieczne”, ale brak jakichkolwiek innowacji czy wyróżników na tle konkurencji sprawi zapewne, że nawet najwięksi fani marki pobawią się kilka dni, a następnie powrócą do nabijania kolejnych poziomów w Uncharted czy Call of Duty. Poza tym brakuje tu jakiejkolwiek formy zabawy kooperacyjnej, czy to lokalnie czy przez PlayStation Network. Szkoda, bo takie dodatkowe miniscenariusze stanowiłyby wartość dodaną dla osób nie czujących się na siłach, aby stawać do rywalizacji z resztą świata (tak było m.in. w przypadku Far Cry 3 czy dwóch ostatnich częściach Uncharted).
Krótko i na temat - Tomb Raider to najlepsza gra, w jaką przyszło mi grać od wielu miesięcy. Myślałem, że będzie to pozycja znacznie bardziej podobna do mojego ukochanego Uncharted, czyli z fajną historią, ciekawymi bohaterami, dobrze zrealizowaną mechaniką walki i eksploracji, ale osadzona w rynnie, w ramach której nie da się poruszać w innym niż do przodu kierunku. Tymczasem dostałem wszystko to, ale wzbogacone o elementy typowe dla gier RPG z otwartym światem oraz tytułowe grobowce, które, choć relatywnie krótkie, to jakością wykonania przebijają moim zdaniem podobne misje z innych topowych tytułów TPP. Do przebogatego i wystarczającego na kilkanaście, a może nawet w przypadku „lizania ścian” na ponad 20 godzin, doświadczenia dla samotnego gracza, dochodzi darmowe multi oraz zawsze ważna możliwość wyboru oryginalnego udźwiękowienia lub polskiej lokalizacji. Niestety tej drugiej nie mogłem przetestować, bo udostępniona przez dystrybutora wersja recenzencka była tylko po angielsku (oraz po francusku, niemiecku, włosku itd.). Tomb Raider stanowi książkowy przykład skutecznego rebootu znanej marki. Nie przeszkadza mi nawet to, że zakończenie trochę rozczarowuje i sugeruje zarazem kontynuację. W końcu, kto nie chciałby widzieć na rynku kolejnych takich pozycji, które gwarantują zabawę na najwyższym możliwym poziomie? Jeśli ta gra nie sprzeda się na świecie w milionach egzemplarzy i nie przyczyni się do poprawienia sytuacji koncernu Square Enix, to chyba nic już mu nie pomoże.
Ocena - recenzja gry Tomb Raider
Atuty
- Sprawnie poprowadzona opowieść
- Klimat survivalu
- B. dobra grafika i realistyczne udźwiękowienie
- Brak cover systemu
- Półotwarty świat
- Misje poboczne
- Wygodne zbieractwo
Wady
- Zakończenie mogłoby być lepsze
- Brzydkie twarze
- Sztampowy tryb multi
- Drobne bugi
Wspaniały reboot zasłużonej marki. Kampania dla samotnego gracza jest świetna – długa, ciekawa, zróżnicowana. Do tego dochodzi masa zadań pobocznych. Tylko ten multi ewidentnie został dołożony na siłę.
Przeczytaj również
Komentarze (93)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych