Recenzja: Dragon's Dogma: Dark Arisen (PS3)

Recenzja: Dragon's Dogma: Dark Arisen (PS3)

Paweł Musiolik | 30.04.2013, 16:00

Obserwując poczynania Capcomu, często mam wrażenie, że większość decyzji podejmowana jest wbrew logice. Gdy fani narzekają na ogromne ilości wypuszczanych DLC – wrzucana jest jeszcze większa ilość dodatków. Gdy jednak pojawia się uzasadniona możliwość wydania DLC do gry osobno za pośrednictwem PS Store – nie wydamy tylko na płycie. Kto odpowiada za takie głupie decyzje? To chyba wiedzą tylko w Japonii.

Dlatego jeśli ktoś chce wybrać się na Bitterblack Island w dodatku Dark Arisen do Dragon's Dogma, ten musi wyjąć z portfela 100 złotych raz jeszcze na pudełkową wersję wydania. Wydania niestety pozbawionego innych paczek DLC, więc jednocześnie pozbawionego możliwości tytułowania go jako wydania kompletnego.Jednak zanim skupię się na kampanii z Dark Arisen, zaznaczam, że poniższa recenzja dotyczy jedynie dodatku i jeśli kogoś interesuje opinia o całości, to zapraszam do recenzji oryginalnego Dragon's Dogma.

Dalsza część tekstu pod wideo

arisen1

Rok po debiucie nowej, bardzo udanej marki Capcom ubiera swój produkt w nowe, mroczniejsze szaty, naprawia to co nie zagrało za pierwszym razem. Kilkadziesiąt elementów ekwipunku zostało przebudowane jeśli chodzi o statystyki i odporności. Znacząca część oręża, którego będziemy używać także została poddana modyfikacjom, podobnie zresztą jak umiejętności każdej klasy. Zmiany wprowadzone w Dark Arisen mają więc także wpływ na podstawową grę dlatego mówiąc wprost – jeśli ktoś nie grał jeszcze w ten tytuł, to teraz jest na to najlepszy moment. Ci, którzy chcą tylko skosztować klimatu przeklętej wyspy mogą pokręcić nosem na sposób wydania, ale nie na jakość dodatku.

W porcie Cassardis pod osłoną pojawia się tajemnicza kobieta, która prosi naszego wybrańca o pomoc. Naszym celem jest udać się razem z nią na przeklętą wyspę i pomóc jej w pewnej sprawie. Jak się okazuje, Bitterblack Island to miejsce wyjęte z kompletnie innej bajki. Niedostępne ze świata zewnętrznego, gdzie inni już stawiali swoje kroki ale szybko tego żałowali. Nie tylko z powodu pułapek na nas czyhających z racji tego, że całość jest gigantycznym labiryntem korytarzy, pomieszczeń i ukrytych przejść, ale także z racji przeciwników, którzy nie mają dla nas litości. A tych jest ponad dwa tuziny. Niestety w niektórych przypadkach Capcom się nie postarał i naprzeciwko nam stawia przemalowane w inne barwy grupy stworów z podstawowej gry. Oczywiście są one znacznie trudniejsze i mimo że dostęp do wyspy mamy od samego początku, to rozsądnie jest udać się tam po osiągnięciu około 50 poziomu z dobrym ekwipunkiem i ogromną ilością medykamentów. Opętane i przeklęte odmiany Cyklopa, Trolla czy gigantycznego Warga napsują nam sporo krwi, zwłaszcza że mogą pojawić się kompletnie losowo w trakcie biegania po kolejnych lokacjach. Losowo pojawia się także Kostucha, przy której spotkania kończą się albo ucieczką, albo błyskawiczną śmiercią. I to jest piękne w tym przypadku – ogromna nieprzewidywalność testuje naszą odwagę i rozwagę. Wóz albo przewóz. Możesz walczyć lub uciec. Gdy zdecyduje się podjąć rękawicę i wygrasz – zyskujesz potężne przedmioty, z których musisz i tak zdjąć klątwę.

arisen2

Z nowymi przeciwnikami wiążą się także nowe zadania, które dodano w Dark Arisen. Tych jest kilkadziesiąt i mimo wysokiego poziomu trudności, dają ogromną satysfakcję. Podobnie jak odkrywanie nowego ekwipunku, czy kolejnego przejścia, które prowadzi nas w miejsce z pozoru niedostępne. Design tego dodatku, a także architektura bardzo mocno przypominają mi Katakumby i podziemia Lea Monde z Vagrant Story. A gdy ścieramy się z nieumarłym Smokiem w zrujnowanej hali – ciężko nie odnieść wrażenia, że Capcom odrobił zadanie domowe dotyczące tego, jak stworzyć idealną lokację do tego typu historii.

Nie odkryję Ameryki, nie wynajdę koła na nowo, gdy powiem, że Dragon's Dogma: Dark Arisen bawi jeszcze bardziej niż wydana rok temu podstawka. Ilość godzin spędzonego na przeklętej wyspie zamknie się spokojnie w ponad piętnastu gdy nie postawimy sobie na cel jak najszybszego ukończenia całości. A gdyby jednak, to gra bardzo szybko nam to wybije z głowy gdy wbiegniemy do pomieszczenia z 2 gigantycznymi Gore Cyklopami i czterema magami miotającymi trąbami powietrznymi na lewo i prawo. Że to jest nie fair wobec gracza? A kto powiedział, że ma być łatwo w grze, gdzie czort szepcze nam do ucha i mimowolnie skłania do wchodzenia lwu w paszczę. Dawno nie miałem uczucia strachu otwierając kolejne drzwi. „A co jak za nimi zamiast spokoju czeka mnie kolejny pojedynek bez kompanów których straciłem?”, takie myśli w późniejszych etapach są częste, a odnalezienie Rift Stone'a i możliwość odsapnięcia są dla nas jak oaza na Saharze. Takiej podróży mi trzeba w świecie opanowanym przez milusińskie produkcje przypominające piknik na oślej łączce.

arisen3

Na koniec dodam jeszcze, że osoby mające zapis gry z Dragon's Dogma mogą kontynuować przygodę normalnie. Otrzymają dodatkowo 100 tysięcy Rift Points, 6 nowych części ekwipunku, a także darmowo pobrać mogą nowe elementy do edycji postaci. Żałować można także tego, że Capcom nie popracował nad płynnością gry, która podobnie jak w podstawce - czasami kuleje. I szkoda, że DLC nie można kupić osobno, bo te warte jest wyjęcia 59 złotych i wrzucenia je w wirtualny portfel.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Dragon's Dogma: Dark Arisen

Atuty

  • Klimatyczne lokacje
  • Wyżyłowany w ramach rozsądku poziom trudności
  • Nowi przeciwnicy
  • Nowe questy
  • Mnóstwo mniejszych i większych zmian w mechanice gry

Wady

  • Brak osobnego wydania
  • Okresowe spadki w płynności gry

Poprawiona w wielu aspektach Dragon's Dogma na dodatkowych sterydach. Tak pokrótce można określić Dark Arisen. Kto nie miał okazji zagrać, to nie powinien się zastanawiać tylko lecieć do sklepu.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper