Recenzja: Star Trek: The Video Game (PS3)

Recenzja: Star Trek: The Video Game (PS3)

Jakub Wojtkowiak | 01.05.2013, 11:15

Kiedy w 2009 ukazał się nowy film J.J Abramsa, niejako wznawiający markę Star Trek - nie miałem żadnych oczekiwań wobec niego. Poszedłem do kina bez żadnego nastawienia na to, czy będzie dobry czy nie. Tak też filmem się nie zawiodłem - ba, mogę stwierdzić, że był zaskakująco dobry, mimo skierowania serii bardziej w stronę kina akcji.

Trochę inaczej stało się w przypadku najnowszej gry studia Digital Extremes - wmawiałem sobie, że skoro z filmem się udało, to może i gra będzie niezła? Nad wyraz podekscytowany twórca - Brian Miller, który występował w materiałach z serii dzienników dewelopera jakimś dziwnym sposobem sprawiał, że twierdziłem, wbrew wszystkim znakom w galaktyce i na ziemi - tak, to może się udać. Aż nadszedł dzień, w którym gra wylądowała w czytniku.

Dalsza część tekstu pod wideo

Zostając w tematyce filmowej - wydarzenia przedstawione w grze mają miejsce pomiędzy pierwszym filmem Abramsa, a nadchodzącym “W ciemność”. Załoga USS Enterprise spotyka na swojej drodze tajemniczą rasę Gorn - humanoidalnych jaszczurek, które chcą zawładnąć wszechświatem. Naszym zadaniem będzie, uwaga uwaga, powstrzymanie stworzeń przed dalszą ekspansją i wykorzystaniem tajemniczego urządzenia pozyskanego na planecie New Vulcan. Zrobimy to jedną z dwóch postaci dostępnych do wyboru - Kirka oraz Spocka. Ci dwaj bohaterowie nie rozstają się ani na chwilę - gra z założenia przeznaczona jest do kooperacji, zarówno online jak i lokalnej, na podzielonym ekranie. Dla niektórych niewątpliwym plusem jest umieszczenie w grze aktorów, których zobaczymy w filmie - tak tez postaci przemówią do nas głosem Chrisa Pine’a (Kirk), Zacharego Quinto (Spock) czy Simona Pegga (Scotty). Oprócz głosów i wizerunku, Enterprise to kopia pierwowzoru filmowego - do tego, usłyszymy ścieżkę dźwiękową z filmu. Niestety jednak, w ogólnym rozrachunku warstwa fabularna gry nie ma żadnego znaczenia. Jest absolutnie pomijalna i odzwierciedla wszystkie grzechy branży gier, jakie są w tym temacie popełniane. Dodatkowo należy pamiętać, że zarówno gra i jak nowe filmy to dzieła niekanoniczne.

startrek1

Przede wszystkim - powtarzalność. W grze cały czas wykonujemy takie same misje.. Wracamy do tych samych lokacji, w których walczymy z tymi samymi przeciwnikami. Backtracking nabiera nowego znaczenia. Po drodze oglądamy te same animacje, które na domiar złego - mogłyby dobrze wyglądać na konsolach poprzedniej generacji, nie w roku 2013. Nawet jeśli trafi się jakieś urozmaicenie, jak walka kosmiczna - jest zrealizowane źle. Taki element powinien być kulminacją i wisienką na wierzchu produkcji. Przecież oglądanie Enterprise w trakcie walki to istna poezja dla fanów Star Treka. Ale nie. Twórcy postanowili, że gracz będzie operował jednym działkiem w chaotycznej walce będącej nieudolnym rozwinięciem założeń Space Invadera. Gwarantuję, że krótki przerywnik filmowy przedstawiający niszczenie pancernika zobaczycie nie raz. Dobrze, że sam statek został odwzorowany na prawdę dobrze - w końcu jest on chlubą Gwiezdnej Floty.

Oprawa wizualna woła o pomstę do nieba. O ile same postaci - Spock, Kirk czy Scotty, wyglądają znośnie, o tyle ich animacje są... a właściwie ich nie ma. Mamy wrażenie, że biegnąc bohaterzy łamią sobie kolana co chwilę, a obracając się wykręcają wnętrzności. Dodatkowo, cierpią na paraliż mięśni twarzy - bo inaczej mimiki twarzy występującej w grze nie da się określić. A szkoda, bo głosy aktorów zagrane są dobrze. Szczęśliwie, lepiej jest jeśli chodzi o dźwięki. Gorn, używając swojego języka, potrafi przyprawić o gęsią skórkę. Fazery wydają znajomy dźwięk, czyli taki jak powinny. W tle usłyszymy znaną ścieżkę dźwiękową - jest przyzwoicie.

startrek2

Jeśli chodzi o rozgrywkę, to widać, że Digital Extremes celowało w model podobny do innej serii SF - Mass Effect. Można łatwo odgadnąć, która pozycja wychodzi z takiego porównania zwycięsko. System osłon częściej bardziej przeszkadza, niż się przydaje. Co z tego, że strzela się całkiem przyjemnie, kiedy kamera wariuje i zanim zorientujemy się co dzieje się na ekranie, czekamy ranni, aż partner da radę nas podnieść. A najczęściej nie da, gdyż bezmyślnie biegnąc w naszą stronę wystawia się na ostrzał wroga. System zbierania doświadczenia jest podobny jak w przypadku dzieła BioWare - zbieramy doświadczenie (za misje, skanowanie audiologów czy elementów otoczenia), które wymieniamy na dosłownie kilka ulepszeń fazera oraz sprzętu, który nosimy przy sobie. Pozwoli nam to na zadawanie większych obrażeń z broni, większy zasięg skanera czy też szybsze hakowanie urządzeń i zamków (minigierki). W praktyce jednak, nie ma to żadnego większego wpływu na rozgrywkę, zmiany są marginalne. Arsenał nie jest duży. Mimo wszystko, jak wspominałem - strzela się przyzwoicie. Tylko co z tego, że możemy pobawić między innymi się snajperką i karabinem obcych jak stary dobry fazer załatwia sprawę lepiej niż dobrze? Miałem wrażenie, że jest to najdłuższa gra w jaką kiedykolwiek grałem - jednakże na skończenie kampanii 7-8 godzin powinno spokojnie wystarczyć.

Jak już pisałem, pozycja stoi kooperacją. Jeśli ktoś mimo wszystko chce na własnej skórze sprawdzić co i jak - polecam zrobić to ze znajomym, przez sieć lub poprzez tryb podzielonego ekranu. Wybór postaci również nie ma dużego znaczenia - teoretycznie Spock powinien być nastawiony na ciche przejście z miejsca na miejsce, lecz wygląda to zupełnie inaczej. Zarówno Kirk jak i pół-Wolkan to chodzące maszyny do eksterminacji przeciwników. W trakcie rozgrywki są fragmenty, w których promowane jest przejście bez wykrycia - lecz problemy z chowaniem się za przeszkodami i praca kamery skutecznie zniechęcają do takiego podejścia do gry. Tak czy inaczej - grając ze znajomym, można próbować niektóre elementy obrócić w żart i śmiać się z kolejnej takiej samej animacji otwierania drzwi, kolejnego przenikania tekstur czy kolejnego elementu “naciśnij aby... wybudować most, uleczyć, reanimować, hakować, obejść system bezpieczeństwa, przeczytać myśli”.

startrek3

Niestety, Star Trek: The Video Game jest policzkiem w stronę wygłodniałych gier Trekkies. Fani uniwersum Star Trek zdecydowanie nie są rozpieszczani, tym bardziej niezrozumiały jest ruch Digital Extremes oraz wydawcy - Namco-Bandai oraz Paramount. Gra powinna być PRZYNAJMNIEJ przyzwoita. Nie będzie odkrywczym stwierdzenie, że produkcja musiała się pokazać przed premierąW Ciemność” (w Stanach 2 maja, w Polsce 30.05). Szkoda, że produkcja tak na tym ucierpiała - bo widać potencjał, który w żadnych wypadku nie został wykorzystany. Tego typu odcinaniu kuponu od marki mówimy stanowcze i zdecydowanie nie. Na dobrą sprawę w ramy gry można wstawić zupełnie losową historię przedstawiającą “epickie” wydarzenia w kosmosie. A jak wiemy, marka Star Trek jest kopalnią, w której znajdziemy mnóstwo dobrych historii i wątków. Zamiast tego, wszystko zostało spłycone do kiepskiej, nieporywającej akcji przerywanej marnym humorem i (posługując się terminologią Tolkiena) lembasami rzucanymi przez Kirka. Pozostaje wrócić do Star Trek Online? Na to wygląda.

Jak to mądrzy ludzie mówią - nadzieja matką głupich. W takim wypadku, będę samokrytyczny i mam nadzieję, że nowy film Abramsa nie będzie kpiną z fanów uniwersum i żenującym sięganiem do ich portfeli, ale kto wie, może za 50 lat gra stanie się równie kultowa jak niezapomniana walka, którą możemy zobaczyć w oryginalnej serii ST z 1967 roku?

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Star Trek: The Game

Atuty

  • Enterprise jest bardzo dobrze odwzorowane
  • Ścieżka dźwiękowa
  • Dla fanów produkcji Abramsa - głosy oraz wizerunek bohaterów filmów

Wady

  • Oprawa wizualna
  • Tragiczne animacje
  • Niewykorzystany potencjał
  • Ucieleśnienie wszystkich rzeczy, których nie lubimy w grach
  • Kpina z fanów Star Treka

Jedna z najgorszych gier tej generacji. Wystrzegać się jak ognia. Nawet jeśli jesteście psychofanami Star Treka i łykacie dosłownie wszystko. Tutaj gwarantuję wam niesamowitą niestrawność.

Jakub Wojtkowiak Strona autora
cropper