Reklama
Recenzja: LEGO Przygoda (PS4)

Recenzja: LEGO Przygoda (PS4)

Paweł Musiolik | 14.02.2014, 17:23

LEGO Przygoda jest idealnym przykładem na to, że wystarczy trochę poluzować smycz nałożoną na Traveller's Tales, a studio potrafi dostarczyć nam ponownie bardzo udanej produkcji z tej serii. W tej odsłonie znika to, na co narzekałem ja i spore grono fanów produkcji z cyklu LEGO. Żegnaj bezsensowny, otwarty świecie – witajcie ponownie rozbudowane HUBy!

Z każdą kolejną odsłoną serii LEGO produkcje wypuszczane corocznie stawały się coraz to większe, a niestety przy tym pustoszały w zastraszającym tempie, tracąc także na płynności. Pierwsze produkcje Traveller's Tales były małe, nieśmiało wkraczały na rynek gier, oferując tryb współpracy przy 60 klatkach na sekundę. Później z tego zrezygnowano, ale seria się rozrastała, o czym świadczyło wykorzystanie kolejnych licencji i poszerzone grono platform, na których pojawiały się kolejne gry. Jednak nie da się ciągle iść w górę i z biegiem czasu przychodzą spadki. Jeśli nie wszyscy, to część graczy narzekała już przy LEGO Batman 2, inni przy LEGO Władca Pierścieni, a znacząca większość w przypadku ostatniej odsłony – LEGO Marvel Super Heroes. Ogromny, ale pusty Manhattan, spadki animacji i nuda. Tak można określić wersję na PS3. Wydanie na konsole nowej generacji poradziło sobie lepiej z kwestiami graficznymi, ale w kwestii pustego miasta i bezsensownych rozwiązań pozostało identyczne.

Dalsza część tekstu pod wideo

Na szczęście przybywa coś w rodzaju zbawiciela. Oby nie jako jednorazowy strzał, kometa na nieboskłonie. LEGO Przygoda, towarzyszący premierze filmu o tym samym tytule. Produkt debiutujący na praktycznie wszystkich, w miarę używanych platformach do gier. Gra kroczy równo z filmowymi wydarzeniami i opowiada nam historię Emmeta – budowlańca z Klocburga, który wiedzie swoje robolskie życie i za nic w świecie nie przeczuwa, że jest jakimś tam wybrańcem. Jednak bardzo szybko okazuje się, że jest jednym z Architektów, jednostką przepowiedzianą w legendzie przytoczoną na początku gry przez Witruwiusza. Zadanie budowlańca? Zniszczyć Kroplej przy pomocy Klocka Oporu. Dlaczego? Tutaj pojawia się Lord Biznes, który ograniczył kreatywność w imię porządku, zamykając dostęp do innych światów. Prosta historyjka jakich wiele, ale napisana tak specjalnie, bo nie sama fabuła jest mocnym punktem gry, a wszystko co się na nią składa i ją otacza. Nie ulega wątpliwości, że to puszczenie oka do osób, które nigdy nie tworzyły budowli według instrukcji z zestawu, a robiły to po swojemu, tworząc niesamowite aczkolwiek nieszablonowo.

Nie wiem czy jest osoba urodzona na początku lat '90 ubiegłego wieku, która nie miałaby do czynienia z klockami LEGO. Gazetki w których podziwiać mogliśmy piękne i niestety drogie zestawy była dla mnie niczym okno na świat. Piękniejszy świat. Sam musiałem zadowalać się tanimi, pojedynczymi pudełkami z serii Piraci, Miasto, Kowboje czy Zamek. Dlatego w momencie gdy odpaliłem LEGO Przygodę w moich oczach pojawiły się gwiazdki i poczułem się momentalnie jak małe dziecko. Paradoksalnie klockowe gry kierowane były do tej pory ku młodszym graczom, ale LEGO Przygoda zostanie przede wszystkim doceniona przez starszych. Nie ma tutaj pojedynczych ukłonów względem kilku elementów gry. Mamy do czynienia z jednym, gigantycznym hołdem duńskiej myśli „klockowej”. Do tego oczywiście dołożono to, co stworzono w ciągu ostatnich lat – Batman, Gandalf, Green Lantern czy Superman, przyprawiając całość mnóstwem nawiązań do popkultury i nierzadko parodiując samą siebie.

Rozgrywka z pozoru jest identyczna jak w poprzednich odsłonach, ale im bardziej zgłębiamy się w produkcję, tym więcej nowinek i zmian widzimy. Przede wszystkim coś, co mnie niesamowicie cieszy – obcięto cały ten zbędny tłuszczyk w postaci otwartego świata, po którym rozsypano dziesiątki zadań dodatkowych. Te, owszem, się pojawiają, ale na mniejszą skalę i nie męczą monotonią jak kiedyś. Zamiast ogromnego świata, w którym częściej mijamy pustki niż zaludnione klockami dzielnice postanowiono wrzucić nam kilka HUBów zależnie od tego w jakim świecie (zestawie klocków?) się znajdujemy. Dreptamy sobie po Mieście, szukamy znajdziek na Dzikim Zachodzie lub skaczemy po chmurkach w Chmurokukułkowie (Jezu, ta nazwa). Dzięki temu zabiegowi historia się nie wlecze, nie przerywa i zachowuje sensowny ciąg gdyż nie jesteśmy zmuszeni do biegnięcia przez całe miasto po to, by zobaczyć co jest w kolejnym rozdziale. Oczywiście na tym ucierpiała długość gdy, która można skończyć w 7 godzin, ale tylko i wyłącznie wtedy gdy odpuścimy poszukiwanie dodatkowych gaci dla bohaterów, złotych instrukcji czy ponownego przechodzenia innymi postaciami.

By urozmaicić rozgrywkę dodano minigrę polegającą na tańcu rytmicznym (szkoda, że tylko dwa razy w grze), a także układanie klocków LEGO na bazie instrukcji, które musi odnajdywać Emmet. I ten patent jest chyba najlepsza nowością w tej serii od dawien dawna. Fakt, jest to uproszczone gdyż musimy wybrać jeden lub kilka klocków i dopasować je do gotowej budowli, ale jednocześnie zrobiono z tego bez większych komplikacji.

Jeśli chodzi o sprawy czysto techniczne to jest dobrze, a nawet bardzo dobrze. Podśpiewując każdorazowo „Everything is awesome” przecinałem kolejne plansze niczym sprawne ostrze przez kolejne przeszkody. Gra jest kolorowa, przyjemna dla oka i nie gubi klatek prawie wcale, działając przy około 60 klatkach na sekundę. Większość graczy bez chwili namysłu zidentyfikuje kolejne światy po których przyjdzie nam biegać, podobnie jak klocki LEGO które napotkamy. Ścieżka dźwiękowa wpada w ucho i świetnie współgra z fantastycznymi głosami postaci. Jestem zwolennikiem opcjonalnych dubbingów, ale decyzja, by umieścić w grze tylko polskie napisy to strzał w dziesiątkę. Dzięki temu nie tylko wyłapiemy najdrobniejsze, humorystyczne odwołania do popkultury, ale będziemy mogli karmić nasze uszy cudownym głosem Morgana Freemana.

LEGO Przygoda pokazała mi, że Traveller's Tales nie odczuwa zmęczenia serią, a raczej uskutecznianą od kilku odsłon formą. Wystarczyło porzucić głupi pęd ku tworzeniu ogromnych miast na rzecz mniejszych plansz i baz wypadowych i od razu przyjemniej się gra. Dlatego śmiało mogę polecić ten tytuł nie tylko osobom planującym granie z dziećmi czy rodzeństwem, ale przede wszystkim osobom bawiącym się w dzieciństwie klockami duńskiej firmy.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry LEGO Przygoda gra wideo

Atuty

  • Wspaniała podróż do czasów dzieciństwa dla wielu graczy
  • Humor, nawiązanie do popkultury
  • Hołd złożony zestawom LEGO
  • Porzucenie zbędnych elementów (otwarty świat) i dodanie kilku nowości
  • Hej, to klocki LEGO!

Wady

  • Pozostaje pewien niedosyt przy doborze krain
  • Ciut za krótka

Nie spodziewałem się, że jakakolwiek gra z serii LEGO będzie w stanie mnie tak bawić jak gra wideo oparta na filmie LEGO Przygoda. Całość zatoczyła koło i gra oparta na filmie inspirowanym grami trafia w dziesiątkę. Grać!

Paweł Musiolik Strona autora
cropper