Recenzja: Strider (PS3)
Strider stara się przywrócić do życia zapomnianą, niegdyś kultową serię gier o zamaskowanym cyberwojowniku, który za pomocą swojej zwinności i ostrego jak brzytwa miecza jest w stanie stawić czoła każdemu niebezpieczeństwu. Na wstępie trzeba nadmienić, że przy nowym wcieleniu gry wyraźnie widać, że w studiu Double Helix pracują fani oryginału. Nad produkcją unosi się mgiełka starej szkoły opakowanej w nowoczesną formę.
Strider jest miksem dwuwymiarowej gry platformowej i chodzonej (a właściwie bieganej) bijatyki. To, co najbardziej różni ją od prekursorów, to jedna, wielka mapa, z której składa się świat gry. Możemy się po niej poruszać właściwie bez ograniczeń. W tym aspekcie tytuł przypomina kultowego Metroida. Jest szybko i dynamicznie, a sterownie jest intuicyjne i bardzo dobrze reaguje na nasze komendy. W przemierzaniu rozległych poziomów pomaga fakt, że nasz Strider potrafi wspinać się praktycznie na każdą ścianę czy sufit, do którego jest w stanie doskoczyć. Sprawia to, że wielopoziomowa konstrukcja mapy nie przeszkadza nam w jej eksploracji, jednak czasem nasz podopieczny zbyt mocno klei się do wszelakich powierzchni, co w tak dynamicznej produkcji może wywołać lekką frustrację. Ponadto niektóre skróty i miejsca staną się dostępne dopiero wtedy, gdy odkryjemy kolejne umiejętności naszego niebieskiego ninja.
Jeśli ktoś lubi backtracking w poszukiwaniu ukrytych dopałek czy też grafik koncepcyjnych porozmieszczanych w trudno dostępnych miejscach przez twórców to będzie miał tutaj duże pole do popisu. Nabywanie nowych umiejętności jest z kolei chyba największą zaletą produkcji. Nowe narzędzia mordu dostajemy w idealnie rozmieszczonych odstępach czasu. Dokładnie w momencie, gdy już lekko nudzi nam się poprzednie, czyli co jakieś 30 minut w tej około 7-godzinnej przygodzie. Najczęściej też nowo dostępna umiejętność bardzo pomaga w czekającym nas fragmencie mapy, Strider nauczy się więc podwójnego skoku, którego kierunek można zmieniać w locie, rzucania nożami, kierunkowego teleportu na małą odległość, przyzwania duchów zwierząt, czy odbijania kul przeciwników. Nie chcę tu jednak zdradzać ich wszystkich, gdyż odkrywanie ich stanowi esencję rozgrywki. Większość z tych umiejętności można także rozwijać i ulepszać poprzez odnajdowanie olbrzymiej ilości znajdziek w ukrytych komnatach i przejściach.
Walka jest szybka i przyjemna. Na początku wydaje się banalna ze względu na brak dodatkowych możliwości naszego ninja, lecz w kombinacji z nabytymi umiejętnościami staje się wymagająca i ciekawa. Przez zwykłych przeciwników przelatujemy jak burza, siekąc na lewo i prawo, lecz potyczki w większymi przyjemniaczkami i wszelakiej maści bossami są tu na porządku dziennym. To właśnie ich pokonanie zwykle skutkuje otrzymaniem nowej umiejętności. W tym temacie również możemy zauważyć przywiązanie twórców do oryginału, ponieważ często spotykamy wrogów, którzy byli gwiazdami wydanych lata temu części. W późniejszych etapach będziemy mieli też do czynienia z oponentami uzbrojonymi w tarcze. Aby ją rozbić będziemy musieli dopasować kolor naszego ostrza do koloru tarczy przeciwnika. Wszystko to trzeba robić dosłownie w locie, gdyż nie ma tu czasu na opracowywanie taktyki jeżeli nie chcemy powtarzać danej sekwencji wielokrotnie. Nasz ninja jest dość wątłej postury, więc nie jesteśmy w stanie przyjąć na klatę wszystkiego, z czego do nas walą. Rozwiązaniem tego problemu są dosłownie wszędobylskie apteczki, które musimy precyzyjnie uderzyć, by przywróciły nam część paska zdrowia.
Tu dochodzimy do kolejnego atutu produkcji Double Helix. Poziom trudności gry jest bardzo fajnie wyrównany. Nawet na poziomie łatwym nie raz przyjdzie Wam zginąć, lecz nigdy nie będzie to na na tyle frustrujące, byście nie spróbowali swoich sił ponownie. Dla weteranów pierwszych odsłon gry i bywalców niegdysiejszych salonów gier zarezerwowany jest najwyższy poziom trudności i tu gra staje się koszmarnie wymagająca - potrzeba głównie małpiego refleksu, lecz jestem pewien, że znajdzie się niejeden ochotnik, by to wyzwanie podjąć.
Jeśli chodzi o fabułę, to nie ma się nad czym rozwodzić – tyran Wielki Mistrz Meio włada przypominającym futurystyczną, sowiecką metropolię miastem Kazakh, a my w skórze Stridera Hiryu jesteśmy oddelegowani, by go powstrzymać. Naprawdę nie ma nad czym się tu skupiać, gdyż opowieść jest tylko dalekim tłem dla widowiskowej rzezi, którą zgotujemy swoim wrogom.
Oprawa graficzna Stridera w wersji na PlayStation 3, którą przyszło mi ogrywać, nie powala, ale też nie razi. Bardzo fajnie wyglądają trójwymiarowe tła w otwartych przestrzeniach miasta czy też poświaty bijące z naszych cybernetycznych ostrzy i pięknie odbijające się od wyfroterowanych podłóg wnętrz podziemnych laboratoriów. Niestety grafika jest dość monotonna. Przez sporą ilość czasu przyjdzie przemierzać nam bliźniaczo podobne korytarze czy walczyć z przeciwnikami różniącymi się tylko kolorem i mocą broni (co w sumie jest także ukłonem w stronę starej szkoły, gdzie tego typu rozwiązania były na porządku dziennym). warstwa muzycznea także nie zachwyca i stanowi niespecjalnie porywającą kompozycje elektroniki. Nie było mi dane porównać wykonania gry na najnowszej konsoli Sony, lecz wydaje mi się, że nie jest to rodzaj produkcji, który znacząco by cierpiał z powodu niedostatków mocy sprzętu. Gra chodzi płynnie i wygląda schludnie. Efekty wybuchów, błysków i pocisków ogląda się z przyjemnością, ale jak wspomniałem to nie one stanowią o sile Stridera.
Gra jest po prostu bardzo dobrze zaprojektowana. Począwszy od sprawiającego frajdę i przez większość czasu nieirytującego sterowania, które z pewnością pozwoli bardziej wymagającym graczom na tzw. speedruny, poprzez ciekawie zaprojektowaną mapę, aż po odkrywanie nowych umiejętności,świetnie rozmieszczonych w świecie gry. Z czystym sumieniem polecam Stridera każdemu, kto lubi dynamiczne, dwuwymiarowe arcade'ówki. Nie znajdziecie tu porywającej fabuły czy powodującej szczękopad oprawy, ale w zamian dostajecie olbrzymie pokłady bardzo dobrze wyważonej, wymagającej i ultradynamicznej rozgrywki z niezłym systemem rozwoju postaci i pozornie prostym, lecz dającym frajdę systemem walki.
Ocena - recenzja gry Strider
Atuty
- Intuicyjne i dobrze reagujące sterowanie
- Świetnie wyważona, wymagająca rozgrywka
- Umiejętności Hiryu
- Projekt mapy świata gry
Wady
- Monotonna oprawa
- Okazjonalne problemy ze wspinaczką
- Szczątkowa fabuła
Strider, to udane wskrzeszenie niegdyś uwielbianej produkcji. Odnajdzie się w niej każdy miłośnik szybkich i wymagających arcadówek, w których trzeba się wykazać refleksem. Nie powala żadnym elementem, ale jako całość prezentuje naprawdę dobrze.
Przeczytaj również
Komentarze (29)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych