Recenzja: Earth Defense Force 2025 (PS3)
W świecie filmu mamy do czynienia z wieloma produkcjami tak złymi, że aż dobrymi. Do tej grupy należy m.in. wiele obrazów z gigantycznymi potworami atakującymi Ziemię. Seria Earth Defense Force to chwalebny reprezentant gier wideo w tym specyficznym gatunku.
Jednym z plusów pisania „zawodowo” o grach jest możliwość zapoznawania się z tytułami, na które normalnie redaktor w życiu nie poświęciłby czasu. Earth Defense Force jest idealnym przykładem takiej sytuacji. No i muszę przyznać, wbrew temu, co zaraz napiszę oraz ocenie, którą na końcu wystawię (i którą wielu z Was już na pewno podejrzało), sporo bym stracił.
Niezwykle łatwo jest skrytykować EDF 2025. Właściwie nie ma w tej grze o zabijaniu wielkich robali (oraz wielkich robotów) elementu, do którego nie dałoby się przyczepić. Tytuł ten cechuje prosta, wręcz prostacka struktura misji, składająca się w większości z dwóch elementów – wybijania przeciwników i przemieszczania się, zwykle w zbyt wolnym tempie, z jednego miejsca akcji na drugie. Na szczęście są one zwykle dość krótkie, więc tytuł można sobie dozować w niewielkich dawkach.
Wspomniane misje są spojone fabułą stanowiącą kontynuację wątków z Earth Defense Force 2017. Niestety jest ona równie, a może nawet bardziej schematyczna od stawianych przed nami zadań. Co gorsza, voice acting należy do najgorszych, jakie w życiu słyszałem. Nie dość, że dialogi (albo ich angielskie tłumaczenia) są debilne i często po prostu nie pasują do wydarzeń na ekranie, to jeszcze są odgrywane w zdecydowanej większości zupełnie bez emocji albo w sposób przesadnie dramatyczny. Wydaje się, że zatrudniono tu dwudziesty sort hollywoodzkich aktorów i do tego nie wynagrodzono ich zbyt dobrze.
Wymieniając wady EDF 2025 nie sposób pominąć grafiki. Choć tereny, na których dzieje się akcja, bywają rozległe i całkiem bogate w obiekty to jakość wykonania wszystkiego stanowiłaby mocne stany średnie… tylko że na PS2. Od PlayStation 3, nawet na początku jej obecności na rynku, można, a nawet trzeba było wymagać więcej. Zarówno budynki, inne elementy miejskiego krajobrazu (latarnie, mosty, drzewa etc.), jak i modele naszych towarzyszy są praktycznie pozbawione szczegółów i mocno rozmyte.
Sterowani przez nas bohaterowie nie prezentują się specjalnie lepiej. Do tego animacje wrogów i postaci ludzkich są fatalne. Po kilku sekundach obserwacji poruszania się bohatera można stwierdzić, że w studiu Sandlot albo nigdy nie słyszano o sesjach motion capture albo zabrakło na nie funduszy. Najbardziej rażą w oczy skoki. Przypomniały mi gry akcji TPP z czasów początków ery akceleratorów grafiki na PC. Chociaż nie, ruchy Lary w pierwszym Tomb Raiderze prezentowały się znacznie bardziej realistycznie. Potwory także sprawiają wrażenie jakby animatorzy zapomnieli im dać przejścia między poszczególnymi ruchami i w efekcie przemieszczają się „skokowo”.
Mimo tego uważam, że wytykanie akurat powyższych minusów EDF 2025 jest nie do końca fair. To trochę tak, jakby krytykować filmy akcji z późnych lat osiemdziesiątych ze Stevenem Seagalem czy Arnoldem Schwarzeneggerem za to, że nie mają tak wyrafinowanych twistów fabularnych czy drugiego dna jak Memento lub inna Incepcja (albo lepiej – studyjne kino europejskie). Szczególnie, że całą opowiedzianą w EDF 2025 historię można traktować jak pastisz kina akcji klasy B i w tej roli sprawdza się ona przyzwoicie. Ponadto osoba kupująca grę o masakrowaniu stad gigantycznych robali oczekuje ostrej rozwałki i czystej frajdy płynącej z gry, a nie fajerwerków technicznych czy, tym bardziej, fabularnych uniesień. Pytanie więc brzmi czy omawiany tytuł jest faktycznie stanie dostarczyć całej masy dobrej zabawy.
Gdy już dochodzi do starć na ekranie robi się gorąco. Przeciwników jest zawsze zbyt dużo, przycisk odpowiedzialny za wystrzał właściwie cały czas jest wciśnięty, szczególnie, że animacja się nigdy nie kończy, a jedyną barierę stanowi pojemność aktualnego magazynka. Potwory atakują hordami, a co kilka(naście) poziomów pojawia się nowy rodzaj wrogów, który cechuje się odmienną charakterystyką, atakami specjalnymi czy odpornościami. Cieszy to, że mimo iż EDF 2025 stawia na liczbę, a nie na jakość przeciwników, to ci posiadają jednak przyzwoitą SI. Przykładowo - najbardziej podstawowe gigantyczne mrówki potrafią wspinać się po budynkach, chować za nimi, a także zachodzić bohatera od tyłu i chwytać go żuwaczkami, kierując w stronę paszczy i zadając w trakcie sporo obrażeń. Pająki wypuszczają w naszą stronę nici trafiające ze sporej odległości i dające nam niewiele czasu na reakcję zanim zostaniemy wciągnięci w pajęczynę. Dzięki temu oddala się od nas monotonia, trzeba się ciągle uczyć jak walczyć z poszczególnymi gatunkami.
Urozmaicenie wprowadza także szerokie spektrum broni do wyboru. Kolejne rodzaje pukawek są coraz potężniejsze, wiele z nich działa też w bardzo interesujący sposób. Nie jest to może szaleństwo w rodzaju spluw z Ratchet & Clank czy ostatniego Saint’s Row, ale należy pochwalić kreatywność twórców. Standardowo ulepszenia i nowe rodzaje narzędzi mordu odblokowujemy dzięki zaliczaniu misji. Tych ostatnich jest całe mnóstwo, bo ponad osiemdziesiąt (choć należy zaznaczyć, że wiele z nich można zaliczyć w kilkanaście minut.
Pula możliwych do zebrania przedmiotów jest skorelowana z wybranym poziomem trudności. Tych twórcy też zaoferowali nam szeroką paletę. Easy nie ma co odpalać, bo można zasnąć, normal służy właściwie za samouczek, bo stanowi pewne wyzwanie, choć zginąć z własnej winy (o tym później) jest tu dość trudno. Natomiast najtrudniejsze warianty to już coś wyłącznie dla hardkorowców i łowców platyn. Należy pochwalić zaoferowanie czegoś dla każdego typu graczy. Podobnym drobiazgiem, który cieszy, a nie jest często dostępny w nowoczesnych produkcjach, jest pełna możliwość dostosowania obłożenia pada funkcjami do swoich potrzeb. Za to mały plusik dla twórców.
Najlepszym elementem jest jednak wyodrębnienie czterech klas bohaterów. Każda z profesji ma swój odmienny zestaw broni oraz umiejętności wpływających na wygląd rozgrywki. Ranger to typowy żołnierz, który rusza do boju wyposażony w karabiny, strzelby, wyrzutnie rakiet i granatniki. Wing Diver natomiast posiada umiejętność latania, ale za to jego arsenał jest znacznie mniejszy, ponieważ pukawki zużywają energię z tej samej puli co Jet Pack. Air Rider działa jako wsparcie, zamawiając naloty z powietrza czy lecząc kompanów, natomiast Fencer jest niemal mechem, ponieważ ubrany jest w metalową zbroję, a dzięki specjalnym wzmocnieniom może strzelać z dwóch broni jednocześnie i używać tarcz.
Wprowadzone klasy może nie sprawiają, że radosne wyżynanie robali zmienia się w taktyczną rozgrywkę rodem z Counter Strike’a, ale stanowią one ciekawe urozmaicenie. Choć zabawa w trybie single player jest fajniejsza gdy gramy jednymi typami bohaterów (Ranger, Wing Diver), a inne mają w kampanii ewidentne wady (nie znajdujący się często w centrum akcji Air Rider czy powolny Fencer), to w kooperacji z żywym graczem wszystkie sprawdzają się bardzo dobrze. Co więcej, owa kooperacja może się odbywać na podzielonym ekranie. Taka możliwość jest niestety coraz rzadziej spotykana w grach, więc jej obecność należy zaliczyć na plus. Grać się da też oczywiście przez Internet, ponadto zaimplementowano tryb rywalizacji, ale starcia 1 na 1 w tytule ewidentnie nastawionym na potyczki licznych grup przeciwników są nudne i bezsensowne.
Z ostatnich kilku akapitów wyłania się obraz gry może głupiej, może brzydkiej, ale za to długiej, dość zróżnicowanej i emocjonującej, szczególnie gdy mamy chętnych do wspólnego sięgnięcia po pada kolegę lub koleżankę. No i dokładnie tak jest, z jednym mankamentem. Ogromnym mankamentem, dodajmy. EDF 2025 klatkuje. Z dynamicznej strzelaniny do kilkudziesięciu wrogów naraz potrafi się zmienić w pokaz slajdów z mrówkami w roli głównej. Czasami robi się tak źle, że nie da się grać. Unikanie ataków wrogów staje się praktycznie niemożliwe i nie wiemy zupełnie co nas zabiło, a już oglądamy ekran ładowania.
Szkoda, że autorom nie udało się odpowiednio zoptymalizować swojego tytułu, bo wówczas ocena mogłaby być wyższa. Jest to tym bardziej dziwne, bo Earth Defense Force 2025, jak wcześniej podkreślałem, jest grą bardzo brzydką, nie wykorzystującą ułamka mocy PlayStation 3. Nie wspominając już o tym, że sprzęty, na które Sandlot tworzyło swoją grę, mają już na karku ponad 8 lat. To wystarczający czas, aby developerzy, nawet z trzecioligowego studia, poznali je na tyle, aby uzyskać przynajmniej stabilne 30 klatek na sekundę w mało zaawansowanej graficznie pozycji. Przeczuwam, że problem ten da się przynajmniej w części naprawić porządnie przygotowaną łatką. Jeśli wydawca faktycznie wypuści takową na PSN, sugeruję fanom tego typu specyficznych klimatów dołożenie dwóch oczek do oceny i rozważenie zakupu. Ale dopiero wówczas, bo rzucanie padem z powodu kolejnego niezawinionego zgonu bohatera nie jest tego warte.
Ocena - recenzja gry Earth Defense Force 2025
Atuty
- Emocjonujące starcia z licznymi wrogami
- Masa broni i ulepszeń do odblokowania
- Długa (80+ misji) kampania singlowa
- Szeroka pula poziomów trudności
- Cztery zróżnicowane klasy bohaterów
- Kooperacja na podzielonym ekranie oraz przez Internet
Wady
- Ogromne problemy z płynnością, utrudniające zabawę
- Monotonna konstrukcja misji
- Idiotyczna fabuła
- Bardzo słaba gra aktorów
- Niedzisiejsza grafika
- Sztywne animacje
- Niepotrzebnie dodany deathmatch
EDF 2025 to emocjonująca i całkiem zróżnicowana gra o zabijaniu hord gigantycznych robali. Niestety znaczną część przyjemności z zabawy zabijają bardzo częste problemy ze stabilnością animacji. Szkoda, bo potrafi wkręcić, szczególnie w kooperacji.
Przeczytaj również
Komentarze (14)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych