Recenzja: Toukiden: The Age of Demons (PS Vita)
być może nie jest tak zróżnicowany jak Monster Hunter. Może nie posiada tylu potworów co Monster Hunter. Toukiden nie jest nawet w połowie tak trudny jak Monster Hunter. Nic to jednak, gdyż Toukiden posiada własną tożsamość i nie jest zwykłym klonem króla gatunku.
Monster Hunter, Monster Hunter, Monster Hunter. Tak, rozumiem, Ta gra jest podobna do MH! Daj mi spokój! Ciężko znaleźć cokolwiek w internecie o Toukidenie, co nie wspomniałoby o jego podobieństwu do popularnej serii siekania potworów. Jeśli już kopiować to od najlepszych, a gdy biorą się za to weterani masowego wyrzynania wroga z Omega Force, ojcowie Dynasty Warriors, istnieje duża szansa, że wyrośnie nam godny rywal dla Łowcy Potworów. I wyrósł.
Po wydarzeniu nazwanym Przebudzeniem, hordy demonów Oni przenikają do świata ludzi i cała nadzieja spoczywa na barkach „demonów walczących z demonami”, wojowników Slayers. Nasz bohater pojawił się właśnie w ich szeregach i, tu niespodzianka, może okazać się potężnym wybrańcem, który przechyli szalę zwycięstwa na stronę ludzkości.
Monster Hunter udowodnił, że gracze nie potrzebują fabuły do wybijania zastępów maszkar, a Toukiden, chociaż jakąś historię ma, potwierdza tę regułę. Mamy tutaj do czynienia z najwyższym poziomem sztampy japońskiego fantasy – jest Wielki Zły zagrażający całemu światu, protagonista-wybraniec, zmęczeni walką członkowie elitarnej organizacji wojaków, którzy utracili bliskich i próbują się zemścić, nieśmiałe postacie kobiece, potężni twardziele i zamknięci w sobie wojownicy ninja, dziwne, lecz pomocne zwierzaczki – słowem wszystko, czego moglibyście się spodziewać. Z dialogami typu nadchodzi silny przeciwnik/zniszczę go/dziękuję za twoją pomoc/nadchodzi jeszcze silniejszy przeciwnik!. Ale nie włączamy przecież takiej gry, by szukać wśród NPC przyjaciół.
Wszystko kręci się wokół długich walk. Wybieramy interesującą nas misje, odpowiedni sprzęt i ruszamy na rzeź. System walki nie jest zbytnio skomplikowany, lecz na tyle urozmaicony, by nie nudzić nawet po kilkudziesięciu godzinach ciągłego tłuczenia niemilców. Każdym z sześciu rodzajów broni (miecz, sztylety, łuk, włócznia, ale też masywne rękawice i kosa na łańcuchu) walczy się zupełnie inaczej i warto wypróbować je wszystkie przed porwaniem się na pierwszego szefa. Podczas gdy mniejsze potworki to zwykłe mięso armatnie, tak więksi bossowie zajmą nam dobre kilkadziesiąt minut i wtedy ma znaczenie czy celnie poślemy strzałę we wrażliwe oko wysokiego wroga czy zadamy większe obrażenia w jego odporniejsze dolne partie, waląc na oślep metalowymi pięściami.
Raz jeszcze powrócę do MH – tam, podczas długich pojedynków, ilość życia pozostałego przeciwnikowi nie jest znana, lecz jeśli coś wyjątkowo nas denerwuje, na przykład atak rogami w zabójczych szarżach, możemy je po prostu odciąć i problem z głowy. Potwór kuleje podczas biegu? Może lepiej dokończyć amputację nogi, skoro ta praktycznie odpada? Tutaj zaś wróg rasy demonów nie gra uczciwie. Nie wystarcza mu, że kilkukrotnie przerasta naszego bohatera – po odcięciu jednej z jego kończyn ta po chwili mu odrasta. Gra podpowiada „wykonaj rytuał oczyszczenia nad odłączoną kończyną, by zapobiec jej regeneracji”. Dobrze więc, ciach ciach, nóżka odpadła, dłuższa chwila medytacji i… ta odrasta tak czy inaczej.
Miałem nadzieję, że gdy odrobię jednemu z bossów nogi, ten będzie zmuszony czołgać się do mnie i stanie się bardziej podatny na ataki, szczególnie w okolice głowy. Tak jednak nie jest. By zranić szefów należy odciąć im jakąś część cielska i wtedy dopiero, przez krótki okres, ich energia życiowa „wypływa” z rany, a nasze ataki uszczuplają jego pasek zdrowia. Oczyszczona kończyna odrasta, lecz jest przezroczysta i ataki w nią odbierają bossowi życie bez dodatkowych kombinacji. Wciąż warto zamieniać wrogów w zupełne kadłubki , gdyż niszczone kończyny przekładają się na materiał do tworzenia lepszych broń i pancerza.
Kluczem do zwycięstwa jest wyuczenie się ataków demonów i momentów, w których możemy doskoczyć, raniąc ile wlezie cokolwiek się da. Wy teraz już wiecie, ja to wiem, SI sojuszników nigdy tej wiedzy tajemnej nie pozna. Z uśmiechem na ustach wpadają na wykonującego swój atak specjalny wroga, by natychmiastowo zostać odrzuconym, wstać i ruszyć raz jeszcze. Niecierpliwa zgraja. Pomagają za to przy oczyszczaniu kończyn i truchła mniejszych Oni, oszczędzając nam cenne sekundy zebrania loota i odsyłania złej mocy z naszego świata. Można grać też przez sieć, lecz ograniczona komunikacja (gotowe teksty i gesty) nie czyni tego aspektu specjalnie ciekawym.
W kwestii rozwijania postaci nie uświadczymy żadnego zdobywania poziomów czy umiejętności. Siłę naszego bohatera określa jego sprzęt oraz duchy Mitama. Gdy demon zabije jakiegoś Slayera, dusza wojownika zostaje uwięziona do czasu zabójstwa danego Oni. Po uwolnieniu Mitamy możemy umieścić ją w broni, co, w zależności od natury, udostępni ograniczoną pulę umiejętności specjalnych. A to chwilowe wzmocnienie obrażeń, a to unieruchomienie przeciwnika czy obszarowe leczenie sojuszników. Im więcej ich używamy, tym mocniejsze się stają, przez co służą efektywniejszą pomocą. Każda z nich to rzeczywista postać japońskiej kultury i opatrzone są w parę zdań o ich przeszłości.
Toukiden to najlepsza alternatywa dla mniej hardcorowych fanów klimatów Monster Huntera. Zamiast setek godzin wymaga „jedynie” dziesiątek, system walki więcej wybacza, a Demonie Oczy pozwalają podejrzeć, które części cielska bossa są do odcięcia, jaki jest ich stan i ogólny pasek życia. Graficznie zbliżone od Soul Sacrifice, lecz dla weteranów MH na PSP będzie to spory skok jakościowy (choć z dość wyblakłą paletą kolorów). Dźwiękowo jest dobrze – w wiosce relaksująca muzyka, podczas walk mobilizująca, acz niemożliwie często powtarzane okrzyki bohaterów z czasem zaczynają męczyć. Zdecydowanie brakuje tu humoru i wyrazistych postaci, ale czego spodziewać się po twórcach Dynasty Warriors. Na PS Vita jednak mamy na razie co najwyżej szansę na MMO Monster Hunter: Frontier G, więc w kwestii handhelda nic lepszego od Toukidena nie znajdziecie.
Ocena - recenzja gry Toukiden: The Age of Demons
Atuty
- Przystępność
- Każdą bronią walczy się zupełnie inaczej
- Grindowanie w poszukiwaniu losowego loota
- Dusze Mitama
Wady
- Do granic sztampowa fabuła
- Mdłe postacie
- Praca kamery wymaga przyzwyczajenia
Toukiden: The Age of Demons to Monster Hunter dla osób niemających setek wolnych godzin. Nie jest przy tym zwykłym klonem i oferuje oryginalne doświadczenie.
Przeczytaj również
Komentarze (12)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych