Recenzja: Strider (PS4)
Z recenzją Stridera w wersji na PlayStation 3 autorstwa wyjadacza Marka mogliście się już zapoznać, a teraz czas na świeże spojrzenie na temat od kogoś, kto ogrywał wersję na PlayStation 4. Przyznam otwarcie, że kiedy oryginalny Strider kradł dusze moim starszym kolegom po fachu, to ja nawet nie wiedziałem jak wygląda kontroler i co to są gry wideo, jednak od momentu, kiedy Double Helix zapowiedziało remake Strider na konsole nowej i starej generacji, z miejsca się nim zainteresowałem. Czy przygody Hiryu zasługują na naszą uwagę?
Na pierwszy rzut oka Strider jest prostą grą z nieskomplikowanym sterowaniem, której akcja dzieje się w futurystycznych placówkach wypełnionych żołnierzami i robotami, gdzie większość pokoi wygląda identycznie, a rozróżnia je tylko układ lub tonacja szarości. Na szczęście po godzinie z tym tytułem, wiedziałem, że jest w niej jakaś głębia, która nie do końca mogła przedostać się na powierzchnię, nieustannie hamowana przez niedoróbki techniczne. Po przejściu całości jestem w stanie z czystym sumieniem odłożyć pada i powiedzieć, że Strider był tym czego oczekiwaliśmy – kolorowym, szybkim slasherem, z bardzo dobrymi walkami z bossami, choć nieco nużącą rozgrywką pomiędzy nimi. Fabuła jest prosta jak budowa cepa – jako członek organizacji Strider, Hiryu, zostaliśmy wysłani do miasta Kazakh City by zabić Wielkiego Mistrza Meio. I to w zasadzie wszystko co musimy wiedzieć, cała reszta to mniejsze lub większe preteksty, by zabijać kolejne zastępy wrogów i mierzyć się z coraz bardziej wymagającymi bossami.
Strider to dobry przykład na to, jak połączyć założenia sprzed lat z dzisiejszą technologią i sposobem dystrybucji. Tytuł kosztujący zaledwie 59 zł przyniósł mi więcej frajdy, niż niejeden głośno reklamowany hit. Ostatnią grą, która tak mnie zaskoczyła był Call of Juarez: Gunslinger, ale muszę zaznaczyć, że gra Techlandu bawiła mnie do końca, podczas gdy po 4 godzinach ze Striderem, zaczynałem odczuwać zmęczenie materiału. Od powtarzalnych i schematycznych walk ze zwykłymi przeciwnikami ratowały mnie starcia z bossami, którzy ciekawie zaprojektowani, stanowili w mniejszym lub większym stopniu wyzwanie. System walki nie zawodzi i pomimo prostego sterowania dostarcza sporo radości. Po pokonaniu bossa zazwyczaj otrzymujemy dostęp do nowego ulepszenia, które pozwoli nam pchnąć dalej fabułę, umożliwiając wejście w dotychczas niedostępne rejony. Prosty zabieg, ale dzięki temu gra utrzymuje tempo i daje przynajmniej złudne poczucie postępu. Dlaczego złudne? Głównie dlatego, że postęp ten jest schematyczny. Otrzymujesz ulepszenie, uczysz się jak działa na zwykłych przeciwników, później używasz go by przejść do niedostępnej jeszcze lokacji, gdzie czeka następny boss, po którego pokonaniu dostaniesz nowy upgrade – i tak w kółko. Po czterech godzinach, musiałem sobie zrobić przerwę, bo mózg aż błagał o dotlenienie.
Kiedy odblokujemy znaczną większość opcji szerzenia zła za pomocą wszelakich gadżetów i mocy, walki zaczynają być bardziej złożone i wymagające żonglowania tym, co otrzymaliśmy do tej pory. Końcowe dwa etapy to istna gimnastyka dla paluchów i nawet na normalnym poziomie trudności, mniej wprawieni w tego typu grach ludzie, mogą mieć problem z ukończeniem ich za pierwszym razem. W tym miejscu należy zganić słaby system checkpointów, długie czasy wczytywania kolejnych lokacji i czasami niedziałające przełączanie scenek przerywnikowych. Po śmierci jesteśmy cofani do ostatniego punktu zapisu, który może być równie dobrze usytuowany w pomieszczeniu, które odwiedzaliśmy 3 lub 4 minuty temu i ponownie musimy dojść do bossa. Kiedy już dotrzemy na miejsce, nie każdą scenkę możemy pominąć, co również może irytować, kiedy po raz 5 oglądamy te same dialogi i animacje. Po przejściu z jednego dużego etapu do drugiego, naszym oczom ukazuje się plansza z napisem loading, a my przez około minutę możemy sprawdzić smsy i maile na smartfonie. Myślałem, że wersja na nową generację konsol będzie tutaj przodowała nad poprzednimi maszynkami, jednak i tutaj jest sporo miejsca na poprawę.
Po przejściu gry pokazuje się licznik, który podsumowuje czas jaki spędziliśmy na przejście gry, jednak jest on nieco przekłamany, bo wskazywał na około pięć godzin, podczas gdy mierzony przeze mnie czas wyniósł nieco ponad siedem godzin. Prawdopodobnie odliczane były pośmiertne powtórki walk z bossami lub czas spędzony na przeglądaniu mapy w poszukiwaniu dalszego celu misji. Zdziwiłem się, kiedy obsługa nowinek w Dual Shocku 4 ograniczyła się jedynie do wyświetlenia mapy po wciśnięciu touchpada, ale czego można oczekiwać po grze za 59 zł? Troszkę ironicznie - mapa często jest powodem, że gubimy się i nie wiemy gdzie skierować swoje kroki. W tym aspekcie znacznie lepiej sprawuje się licznik metrów dzielących nas od celu wraz z małą strzałeczką, która wskazuje prawidłowy kierunek biegu. Z ręką na sercu przyznam, że z samej mapy korzystałem zaledwie parokrotnie, bo przy normalnym przechodzeniu gry, nie ma na to czasu. Na plus można zaliczyć ogromną liczbę dopałek, sekretów, szkiców koncepcyjnych i strojów, które można znaleźć na swojej drodze ku finalnemu bossowi. W tym aspekcie każdy szanujący się perfekcjonista znajdzie motywację do ponownego przechodzenia odwiedzanych już lokacji, tym razem będąc uzbrojonym w umiejętności, które pozwolą dosięgnąć wcześniej niedostępnych bonusów.
Na sam koniec trzeba sobie zadać jedno, fundamentalne pytanie – czy za 59 zł można się dobrze bawić? W przypadku Stridera jak najbardziej – jest to szybki, kolorowy i wymagający slasher, idealny na niedzielne, leniwe popołudnie. Wersja na PlayStation 4 jest ładniejsza i płynniejsza, ale to wszystko co znajdziecie na nowej generacji. Jeśli posiadacie już wersję na PlayStation 3, to nie, PlayStation 4 nie zaoferuje Wam niczego nowego poza ulepszoną oprawą graficzną. Jeśli ten aspekt nie jest dla was ważny, a wciąż posiadacie PS3, warto zainteresować się tańszą wersją na tę właśnie konsolę.
Ocena - recenzja gry Strider
Atuty
- Rozwałka w szalonym tempie
- Schludna grafika [1080p i 60 fps]
- Mechaniczno-ninjowy klimat Stridera
- Dopałki, ulepszenia, system walki
- Masa sekretów
Wady
- Fabuła jest tylko pretekstem do walk
- Mapa może być nieco myląca
- Krótki czas gry
- Po paru godzinach nuży
- Długie loadingi i niepomijalne cutscenki
- Praktycznie zerowe wykorzystanie Dual Shocka 4
Strider to świetne połączenie klasyki i nowoczesności. Wartka akcja i latające kończyny przeciwników wymieszane z wymagającymi walkami z bossami i znajdźkami dla perfekcjonistów. Niestety wkradająca się nuda wymusza porcjowanie rozgrywki.
Przeczytaj również
Komentarze (12)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych