Recenzja: Far Cry Classic (PS3)
Premiera Far Cry Classic przeszła bez echa. Zresztą, trudno się dziwić, w końcu mówimy o tytule sprzed dekady, który wydano jako dodatek do zestawu Wild Expedition. Mimo wszystko warto tej wiekowej pozycji kilka zdań poświęcić.
Początek przygody z pierwszym Far Cry nie jest przyjemny. Zarówno dla głównego bohatera, którego luksusowa łódź zostaje zniszczona rakietą wystrzeloną przez chowającego się w krzakach bandziora, jak i dla gracza. Intro jest brzydkie, bardzo wręcz brzydkie. Scenki CGI zwykle niezbyt ładnie się starzeją, podobny los spotkał wprowadzenie do Far Cry. Choć nawet w 2004 roku nie powalało ono chyba na kolana.
Zdecydowanie niedzisiejsza jest też grafika, szczególnie w prologu rzuca się w oczy prawdziwy wiek tej produkcji. Winne są temu przede wszystkim niskiej jakości tekstury, brak stosowanych od wielu lat sztuczek, poprawiających wygląd gier na PS3/X360. Drażni także wrażenie znane z ery pierwszych FPSów – że sterujemy wyłącznie celownikiem, a nie prawdziwym bohaterem. Niesamowicie brakowało mi typowego dla dzisiejszych strzelanin strzelanin bujania się ekranu przy poruszaniu się i tego typu prostych dodatków, które w znacznym stopniu zwiększają wczuwkę.
Eksplozje zasłużyły na osobny akapit, ponieważ stanowią absolutnie najgorszy element technicznej strony gry. Gdy pierwszy raz udało mi się wysadzić helikopter nie mogłem uwierzyć, że wybuch w grze od wielkiego wydawcy może tak wyglądać, byłem przekonany że to błąd. Zrestartowałem ostatni punkt zapisu, ponownie odbyłem starcie z latającą maszyną i… znowu ujrzałem to samo. W głowie mi się nie mieści, że, przynajmniej niektóre, eksplozje wyglądają jak sprite’y rodem z Duke Nukem 3D. Trójwymiarowy książę ukazał się w 1996 roku, czyli całą epokę wcześniej niż Far Cry! Co więcej, jestem przekonany, że na PC tak fatalnie to nie wyglądało.
Skoro już powyżej wspomniałem o ładowaniu punktu zapisu, to z nimi wiążą się dwa kolejne dość znaczne mankamenty. Po pierwsze – checkpointy są tutaj rozplanowane bardzo dziwnie, często łapiąc nas w środku wymiany ognia. Oznacza to, że niejednokrotnie po zgonie załadujemy ostatni zapis tylko po to, aby znowu zebrać dwie-trzy kulki i w tym samym punkcie polec. Autorzy mieli chyba świadomość jak źle są te punkty rozplanowane, ponieważ przy restarcie możemy wybrać jeden z kilku poprzednich, nie tylko ten najświeższy. Nie zmienia to jednak faktu, że nie działa to wszystko tak jak powinno. Dodatkowo gra przy autozapisie na 2-3 sekundy zwalnia lub się całkowicie zawiesza. Nie muszę wspominać, czym to się może potencjalnie skończyć. Tak, oczywiście – niezawinionym zgonem i restartem z tego samego miejsca.
Niestety, to jeszcze nie koniec moich narzekań. O ile sterowanie bohaterem jest bardzo intuicyjne, a konsola płynnie reaguje na wciskane kombinacje (dodatkowe ułatwienie stanowi zastosowanie prawie identycznego rozkładu przycisków, co w doskonałym Far Cry 3), to tego samego nie da się już powiedzieć o samochodach i innych pojazdach. Auta poruszają się i zachowują po kontakcie z innymi obiektami jak kartonowe pudełka, praktycznie bez ciężaru i z niesamowitą skłonnością do przewracania / obracania się. Nasz bohater jest niby twardzielem, kładącym seriami nieprzyjaciół do piachu, ale upadek z 2 metrów jest w stanie zabrać mu pół paska zdrowia, co często kończy się zgonem. W późniejszych odsłonach serii rozwiązano to bardziej wiarygodnie.
Pasek staminy, pozwalający nam na bieg czy trzymanie powietrza pod wodą regeneruje się zbyt wolno, co gorsza nie dzieje się to, gdy jesteśmy w ruchu, nawet powolnym. Stanie w miejscu i obserwowanie przybierającej po pikselu niebieskiej linii doprowadzi do szewskiej pasji najbardziej cierpliwych. Powodem do frustracji może też być sokoli wzrok wrogów, którzy są w stanie nie raz nie dwa zauważyć z kilkudziesięciu metrów głównego bohatera, kryjącego się wśród wysokich traw, poruszającego się przy użyciu najmniejszego możliwego wychylenia gałki. Wtedy oczywiście następuje zaalarmowanie całego obozu i czeka nas albo restart albo otwarta walka. Moim zdaniem nie jest to kwestia poziomu trudności, bo podobne problemy zaobserwowałem zarówno testując easy, jak i hard, ale zepsutego algorytmu.
Nasz bohater o imieniu Jack (przyznaję, musiałem sprawdzić jego personalia w Internecie, bo jakoś w trakcie zabawy nie zapamiętałem) jest jednym z najmniej charyzmatycznych protagonistów, w jakiego przyszło mi się wcielić od lat. Nie gorsze są inne postaci, rzucające sztampowymi tekstami, na poziomie fabularnych wprowadzeń do pornosów. Zresztą, kto wie, gdzie szukali inspiracji niemieccy programiści wersji oryginalnej Far Cry. Scenariusz jest głupkowaty, a przygotowany mniej więcej w połowie twist nie zdziwi nikogo, kto wcześniej miał do czynienia na przykład z Crysisem HD, ponieważ… jest bardzo, bardzo podobny.
Na tym skończę festiwal błędów i wypaczeń, szczęśliwie Far Cry Classic nie jest kompletnie skopaną grą. Choć należy przyznać, że ząb czasu nie był dla niego łaskawy. Przede wszystkim muszę pochwalić wszelką obecną na tropikalnej wyspie roślinność. To jak bardzo jakościowo wszelkie drzewa, trawy czy kwiaty odróżniają się od szaro-burych budynków było mocno zaskakujące. Przez chwilę nawet zastanawiałem się czy po prostu studio odpowiedzialne za port nie podmieniło oryginalnych assetów na te pochodzące z Far Cry 3. Woda także sprawia wrażenie solidnie podrasowanej, choć morska flora i fauna są dość ubogie i powtarzalne.
Cieszą także pewne aspekty staroszkolności tytułu, na przykład brak samodzielnie regenerującego się zdrowia. Zamiast tego mamy znany od czasów Duke’a czy Dooma system apteczek oraz kamizelek kuloodpornych (zużywających się najpierw). Pierwszy zebrany pakiet medyczny regeneruje do pełna pasek zdrowia Jacka, drugi możemy schować w plecaku. I tyle. Masochiści próbujący działać po cichu nie mają z tym problemu, natomiast preferujący otwartą konfrontację po prostu muszą być bardziej uważni, korzystać z osłon i przewidywać ruchy wrogów. Zresztą, cała mechanika walki się nie zestarzała, wrogowie flankują bohatera, starają się kryć przed naszymi kulami. Atrakcję stanowi także szeroki asortyment różnych typów broni palnej, z których możemy nosić jednocześnie aż 4 (wybierane z typowego dla serii kółka).
W planowaniu ataku pomocą służy nowoczesna lornetka, pozwalająca na oznaczanie przeciwników, także tych schowanych za osłonami czy budynkami. Wyruszanie z pieśnią na ustach do walki bez uprzedniego dokładnego przeskanowania okolicznego terenu jest dobrym pomysłem wyłącznie na easy. I to też nie zawsze. Ogromną zaletą FC Classic jest też długość zabawy. W erze FPS-ów, które da się przejść w jeden wieczór kampania na kilkanaście godzin, którą oferuje pierwszy Far Cry stanowi miły akcent. Podobnie zresztą było w odsłonach późniejszych. Nawet kompletna zmiana klimatu i sposobu zabawy w pewnym momencie nie drażniła mnie, jak w Crysis HD, ale była pożądaną odmianą.
Osoby przywykłe do intensywności zabawy i silnego oskryptowania rodem z Call od Duty raczej nie wytrwają dłużej niż pół godziny z Far Cry Classic. Podobnie będzie z purystami graficznymi, choć oni zapewne już dawno schowali PS3 do szafy i zajęli się ogrywaniem najnowszych przebojów w wydaniach na PC lub PS4. Jedyną grupą, której Far Cry Classic może dostarczyć naprawdę pozytywnych wrażeń i poczucia dobrze wydanych kilkudziesięciu złotych są fani eksploracji i sandboxów z widokiem z oczu bohatera. Z całkowicie czystym sumieniem poleciłbym tą pozycję wyłącznie tym z nich, którzy mają już za sobą FC2, FC3 oraz pierwszego Crysisa. Dopiero wówczas można rzucić okiem na Far Cry Classic. Ewentualnie wtedy, gdy zakupi się Wild Expedition i chce poznać całą trylogię, obserwując przy okazji przemyślany rozwój zastosowanych w grze mechanizmów. To może być całkiem ciekawa wędrówka, pokazująca że jednak sporo się w ciągu dekady w branży zmieniło, nie tylko jeśli chodzi o stronę wizualną.
Ocena - recenzja gry Far Cry Classic
Atuty
- Przyroda wyglądająca znacznie lepiej od reszty oprawy
- Długość kampanii (kilkanaście godzin)
- Wymiany ognia wciąż bawią
- Szeroki asortyment broni
Wady
- Fatalne intro
- Słaba grafika, szczególnie wybuchy i tekstury budynków
- Zepsuty system autozapisu
- „Kartonowy” model jazdy
- Sokoli wzrok przeciwników
- Miałka fabuła
- Bohaterowie bez charyzmy
Czas nie był łaskawy dla pierwszego Far Cry. Brzydota większości elementów, słaba animacja bohatera czy bezpłciowa fabuła odpychają. Jednak mechanika walki oraz dostępny arsenał wciąż pozwalają się przyzwoicie przez kilkanaście godzin bawić.
Przeczytaj również
Komentarze (24)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych