Recenzja: Murdered: Śledztwo zza grobu (PS4)
miało zadatki na naprawdę oryginalną produkcję w porzuconym przed laty klimacie wiedźm z Salem. Niestety po drodze coś nie zagrało i pomimo starań firmy Airtight Games, czegoś tej produkcji brakuje. Ciężko tutaj mówić o czarnym koniu zaczynającej się, drugiej połowy 2014 roku.
Założenie było świetne – w miasteczku Salem dochodzi do serii morderstw o charakterze okultystycznym, gdzie dziewczęta są okaleczane i mordowane zgodnie z rytuałami przypominającymi te stosowane w czasach polowań na czarownice. My wcielamy się w postać detektywa Ronana O’Connora, który kiedyś, podążając kryminalną ścieżką, posłuchał rady szwagra i wstąpił do policji. Traktowany jak odrzutek i ktoś, kto według współpracowników nie powinien nosić odznaki, nie mówiąc już o pilnowaniu porządku, Ronan staje przed najpoważniejszą sprawą w jego życiu-nieżyciu. Gra zaczyna się od jego śmierci, a głównym zadaniem jest rozwiązanie zagadki własnego morderstwa, odnalezienie i unieszkodliwienie mordercy zwanego Dzwonnikiem i przywrócenie pokoju w Salem.
Najbardziej promowanymi rozwiązaniami było badanie miejsc zbrodni, szukanie dowodów, wchodzenie w ciała ludzi i manipulowanie ich myślami oraz poznawanie wydarzeń z dwóch perspektyw – ludzkiej i pozagrobowej. Ronan, jako duch, nie może odejść w pokoju dopóki nie powstrzyma swojego mordercy, więc nie traci czasu na rozpaczanie nad wczesnym odejściem ze świata żywych i bierze się do roboty. Nie mija sporo czasu, kiedy jego droga krzyżuje się z córką medium, która również przejawia zdolności komunikowania się ze zmarłymi i jest jedynym pomostem pomiędzy naszym bohaterem i światem żywych. Para postanawia ze sobą współpracować, pomimo że każde z nich ma inny cel. Żeby nie było zbyt prosto, w paru lokacjach na polowanie wychodzą demony, których lepiej unikać. Kiedy nas zauważą, możemy tylko uciekać i próbować skryć w błąkających się po pokojach duszach. Po parunastu sekundach poszukiwań, demony dają sobie spokój i wracają na swoje ścieżki patrolowania. Jedyną szansą na ich unicestwienie jest podejście ich od tyłu i odesłanie z powrotem do piekła, co wymaga wciśnięcia kombinacji klawiszy, które w formie losowego QTE sprawdzą nasz refleks.
Rozgrywka jest miksem Beyond: Dwie Dusze z perspektywy Aidena oraz L.A. Noire, z zaznaczeniem, że nie jest to połączenie udane. Po trzech godzinach zaczynamy dostrzegać schemat kolejnych etapów – wchodzimy do nowej miejscówki, oglądamy cutscenkę, szukamy interesującego pokoju, próbujemy odnaleźć wszystkie wskazówki i poskładać je w całość, by poznać co się tutaj wydarzyło. Później oglądamy kolejną cutscenkę, w której jasno mamy podane gdzie powinniśmy się udać po wyjściu z tej lokacji i to też czynimy, ale przy wychodzeniu z podłogi wychodzą demony i musimy je unieszkodliwić lub ominąć, by wyjść z powrotem do miasta. Na kolejnym miejscu docelowym powtórka z rozrywki i tak przez około 8-10 godzin, w zależności od tego jak bardzo lubimy lizać ściany w poszukiwaniu znajdziek. Taka rutyna i brak urozmaicenia rozgrywki zabiły dla mnie ten tytuł. Gdyby nie fabuła, z powolnym odkrywaniem intrygi i tożsamości Dzwonnika, chyba nie byłbym w stanie ukończyć tej gry, a przynajmniej nie z jakąkolwiek przyjemnością. Po pierwszym przejściu miałem wbite około 70% trofeów tylko dlatego, że każde pomieszczenie przeszukiwałem pod kątem szukania kolejnych notatek, fragmentów listów, nic nieznaczących świec, fragmentów nagrobka czy co tam sobie jeszcze Airtight wymyśliło. Coś czuję, że Murdered może okazać się kolejnym średniaczkiem, który będzie kupowany tylko po to, by wbić trofea i jak najszybciej odsprzedać.
O ile najbardziej bałem się o przechodzenie przez ściany jako duch, tak twórcy sprytnie wybrnęli z ograniczenia ruchów gracza – poświęcone mury nie pozwolą na swoje przekroczenie, więc kiedy zauważycie jaśniejszy fragment na ścianie – nie przejdziecie. O dziwo system działa bardzo dobrze i jedyne, do czego mógłbym się przyczepić, to praca kamery w ciasnych pomieszczeniach, ale to nieuniknione w tego typu grach, kiedy wchodzimy do grobowca o wymiarach 1,5m x 2m. Murdered nie ustrzegło się wielu błędów technicznych. Kiedy zacząłem ogrywać tytuł do recenzji, nie było dostępnej żadnej premierowej łatki, więc testowałem surową, niezasilonej poprawkami grę. Niestety ta mnie nie zachwyciła – często nie odpalały się skrypty, które miały pozwolić na przejście dalej, a innym razem przedmiot, którego powinienem bez problemu dosięgnąć, okazywał się być poza moim zasięgiem. Wczytanie poprzedniego stanu gry nic nie dawało, musiałem wyłączyć i włączyć grę, by wszystko się zresetowało i dopiero wtedy mogłem śmigać dalej. Airtight doszło do wniosku, że jeśli mowa o Salem i czarownicach, nie może zabraknąć też czarnych kotów – w niektórych momentach możemy takiego opętać, który jest zwinny, skoczny i, przede wszystkim, ma ciało. Dzięki temu przejdziemy przez szyb wentylacyjny, wskoczymy po rusztowaniu lub wespniemy się po trującym bluszczu. Niestety animacja ruchu i ogólna bieda tych etapów dorównuje reszcie pomysłów w recenzowanej grze – zamysł jest dobry, ale wykonanie nie powala. Twórcy nie oddali do naszej dyspozycji nawet mapy, co przy pseudo-otwartych ulicach Salem byłoby dużym ułatwieniem.
Ogrywając tytuł na PlayStation 4 spodziewałem się co najmniej dobrej oprawy, niestety jeśli mam być szczery – Knack prezentował się lepiej. Może to urok tytułów międzygeneracyjnych, które są tylko lepiej oteksturowaną grą z PlayStation 3, jednak po tak reklamowanej przez Square-Enix produkcji, spodziewałem się czegoś więcej. Na plus mogę zaliczyć jedynie kwestie dialogowe, spolszczenie i oryginalne wokale bohaterów, którzy brzmią wiarygodnie, nawet wypowiadając niedorzeczne na pierwszy rzut oka zdania. Nie chcę być brutalny, ale nawet jako kopia L.A. Noire, Murdered wypada słabo. Brakuje w tej grze akcji, która świetnie dopełniała dochodzenia z gry Team Bondi. Również rozwiązania w kwestii mimiki twarzy oraz dostępu do otwartego miasta z możliwością dowolnego przemieszczania się plasują L.A. Noire o klasę wyżej niż dzieło Airtight Games. Tam, gdzie Murdered ciągnie jedną sprawę przez 10 godzin, w dziele wydanym przez Rockstar mieliśmy do czynienia z 3-4 sprawami, które opowiedziano intensywniej i ciekawiej. Mam nadzieję, że wybaczycie porównanie tej nowej marki do L.A. Noire, ale kiedy mamy do czynienia z niemalże bliźniaczą produkcją, ciężko o wstrzymanie się od bezpośredniego zestawienia.
Ocena - recenzja gry Murdered: Śledztwo zza grobu
Atuty
- Niebanalna fabuła
- Klimat Salem i polowań na czarownice
- Dochodzenia i szukanie dowodów
Wady
- Schematyczna i powtarzalna
- Mało dynamiczna
- Niedróbki techniczne
- Brak mapy
- Etapy z kotem lub demonami
- Długie i częste loadingi
Jeśli podobało się Wam L.A. Noire i lubicie wątki paranormalne, to fabuła i dochodzenia Was wciągną. Niestety rozgrywka i oprawa nie idą tutaj w parze z historią i pozostawiają spory niedosyt. Pomysł trafiony – wykonanie zawiodło.
Przeczytaj również
Komentarze (70)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych