Recenzja: Entwined (PS4)
Pamiętacie takie eksperymenty jak Flower czy Podróż i szukacie podobnie relaksującej gry artystycznej? Entwined dostarcza. Jeśli jednak nóż otwiera Wam się w kieszeni kiedy ktoś nazywa wszystkie te niedosłowne twory mianem gry – nic tu po Was.
Entwined to prosta zręcznościówka, w której każdy z poziomów dzieli się na dwie części. Najpierw za pomocą wychyleń obu analogów sterujemy dwoma poruszającymi się po okręgu zwierzęcymi bohaterami. Naszym zadaniem jest ustawić ich tak, by zebrali po drodze kolorowe kulki, które ładują specjalny pasek każdego z nich, i przebijali się przez przeszkody, czego ominięcie uszczupla wspomniany pasek. Po napełnieniu go do końca, nasze postacie łączą się w smoka i trafiają do niewielkiej otwartej przestrzeni. Tam poruszają się już swobodnie i zbierają kolejne kulki, po czym otwiera się portal i możemy przejść do następnego etapu.
Zmieszczenie całego zamysłu na rozgrywkę w jednym akapicie było ważne, gdyż tylko z tym gra mogłaby co najwyżej stanąć w szeregu online’owych minigierek. W takich produkcjach najważniejsze jest nieoczywiste przesłanie i wyjątkowa oprawa audiowizualna. Tu jednak miałem problem w docenieniu wysiłku młodzików (studio Pixel Opus składa się ze świeżaków dewelopingu) i doszukaniu się większej głębi. A przypomnę, że w recenzji Octodada interpretowałem okłamującego rodzinę bohatera-bezkręgowca jako krytykę osób, którym brakuje kręgosłupa moralnego.
Entwined wita nas sentencją „Wiecznie osobno, zawsze razem”. Pomarańczowa ryba i niebieski ptak mają swoją własną połowę okręgu i nie są w stanie się zetknąć, co najwyżej zbliżą do siebie, by chwilowo zmienić kolor na zieleń. Historia trudnej wodno-powietrznej miłości? Dlaczego więc wypełniając pasek „przywiązania” zamieniają się ostatecznie w smoka? Kiedy już są razem, stają się niepokonani? Ponadto poziomy nazywają się „życiami” („pierwsze życie”, „drugie”, aż do „dziewiątego”), a każde z nich porusza różne emocjonalne etapy na drodze poznanie-związek, zasugerowane wystrojem końcówki poziomu i nazwą odpowiedniego trofeum.
Sam tytuł zaś oznacza „splecenie”, a zamiana w smoka to właśnie połączenie obu bohaterów. Po co więc ta różnorodność emocji w etapach, jeśli za każdym razem kończą razem? Czy każde „życie” przedstawia inną parę? Nawet końcówka zdaje się nie mieć sensu i być wrzuconą na zasadzie „to głębsze od nas, ale dociekliwi coś wykombinują”. Albo po prostu czegoś nie dostrzegam i źle to interpretuję. Tyle że bez próby wczucia się w przedstawioną historię pozostaje nam godzinka gry trybu fabularnego i, uboższe o końcowe etapy ze smokiem, wyzwania. Próbujemy tam dolecieć jak najdalej, mogąc pomylić się jedynie trzykrotnie.
Całość wygląda naprawdę ładnie, szczególnie kontrolowane przez nas zwierzaki ze smokiem na czele, ale nie obraziłbym się na więcej wyświetlanych klatek. O muzyce zaś muszę pisać jako składowej poziomu trudności – gra jest dość łatwa, ale przyjemna, spokojna i relaksująca ścieżka dźwiękowa w połączeniu z dość monotonną rozgrywką sprawiała, że przymykały mi się oczy, co skutkowało utratą paska. Problematyczne okazały się także sporadyczne przycięcia, które nie powinny mieć miejsca w tak niewielkim tytule.
Ocena - recenzja gry Entwined
Atuty
- ładniutka
- odprężająca
Wady
- przycięcia
- monotonia
- ciężko doszukać się głębi
Gra-doświadczenie jako próbka możliwości studentów wypada dobrze, ale ciężko wydać na to trzy dyszki.
Przeczytaj również
Komentarze (7)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych