Recenzja: Valiant Hearts: The Great War (PS4)
Nigdy nie płakałem podczas gry i wątpię, by to się kiedykolwiek zmieniło, ale też nigdy nie byłem tak blisko tego jak podczas grania w . Nie wystawiłem również dotąd maksymalnej oceny, ale niżej niż 9,5/10 nie zejdę. W gatunku ten tytuł jest najbliżej ideału od dawna.
Nie piszcie o żadnych Fajnalach, Walking Dead czy The Last of Us – to najnowsze dzieło Ubisoftu sprawi, że będziecie się uśmiechać do ekranu, ronić łzy, a po napisach końcowych skorzystacie z kilku minut na refleksję. Nad fabułą, nad samą wojną, nad poświęceniem. Jeśli nie tego szukacie w przygodówce, to zmieńcie gatunek. Ubisoft Montpellier dostarczyło jedną z najpiękniejszych historii w grach w ogóle.
Valiant Hearts: The Great War opowiada dzieje zwykłych ludzi, których losy zrujnowała i połączyła pierwsza wojna światowa (ramka). Sierpień roku 1914, Francja. Marie i jej ukochany Karl dorobili się potomka. Karl jest jednak Niemcem i musi porzucić rodzinę, by pojechać na front, gdzie stanie naprzeciw wojskom francuskim, w których znajduje się ojciec Marie, Emile. Ciężar wojny odczuje także belgijska pielęgniarka Ana oraz Amerykanin Freddie, walczący z zemsty za zabójstwo żony. A już na miejscu, w ogniu walki, okazuje się, że są rzeczy ważniejsze niż wygrana.
Urzeka sposób, w jaki przedstawiono fabułę i historyczne wydarzenia. Już pierwsze chwile i pokazanie wcielania Emile’a do woja polega na przejściu przez kilkoro drzwi, krótki samouczek i tyle – leć na front. Sytuację kolejnych poziomów nakreśla krótko narrator lub sam Emile w swoich listach, a podczas rozgrywki gra operuje jedynie dymkami z obrazkami uzupełnianymi krótkimi odzywkami w odpowiednim dla danej postaci języku. Polskie napisy mają tu duże znaczenie, a gdyby zdecydowano się jeszcze na dubbing, grą można by wzbogacić lekcje historii w podstawówkach.
Bo Valiant Hearts w prosty, lecz dosadny sposób pokazuje okropieństwo wojny. Nie boi się trudnych czy kontrowersyjnych tematów, a przy tym nie epatuje przemocą. Niemcy użyli chloru, który wywoływał oparzenia oczu, skóry i dostawał się do płuc - czytamy z ekranu i mijamy ofiary puszczenia gazu w Ypres. Ana, pomagając rannym, wyciąga z ciał naboje i odłamki oraz dokonuje amputacji. Generał każe żołnierzom wychodzić z okopów, gdy przeciwnik nieustannie ostrzeliwuje ich z CKM-ów, a „tchórzostwo” karze śmiercią na miejscu. To wojna podana w komiksowej oprawie, lecz bardziej realistyczna niż niejeden film. Bez gloryfikacji, bez opowiadania się po żadnej ze stron.
A jednak podana w formie na tyle przystępnej, by PEGI oceniło tytuł na odpowiedni od 12 lat. Każda „misja” jest istotna i porusza jakiś problem, wyjaśniony w kilku zakładkach z faktami. A to ogólny opis bitwy, a to nakreślenie warunków życia w okopach czy trudu pracy pielęgniarek. Przed gazem chroniono się materiałem nasączonym moczem, a przez problemy z dostawą żywności jedzono szczury – i właśnie takie szczegóły pomagają nam zrozumieć jak ciężko mieli ci żołnierze. Dodatkowo w formie znajdziek jest ponad setka przedmiotów, z krótkim i treściwym opisem ich zastosowań. Nic obowiązkowego, lecz aż chce się to czytać, niczym ciekawostki dotyczące Dzikiego Zachodu i westernów w Call of Juarez: Gunslinger.
Co do założeń samej rozgrywki – poruszamy się po dwuwymiarowych planszach, zwykle trzeba coś zanieść, przełączyć, rzucić czy wydać psu polecenie. Mamy też elementy skradania się, zręcznościowe, jak rzucanie do celu pod presją czasu (nazwę to walkami z bossem), Ana leczy rannych w formie minigierki i zdarzy się ucieczka autem w rytm klasycznych melodii (na filmiku niżej). Urozmaica to zagadki logiczne, które być może nie są specjalne wymagające, ale też nie obrażają inteligencji gracza i nawiązują do poznawanych faktów. Nie uświadczycie cienia zbędnego backtrackingu, znajdźki poukrywano pomysłowo, a rozmieszczenie checkpointów nie karze za błędy.
Oprawę utrzymaną w komiksowym stylu (czasem obraz dzieli się na kilka kadrów) widzicie na zrzutach i filmikach, a choć nie jest to poziom Child of Light, utrzymuje swój własny styl, dodając takie miłe zagrania jak pochylone sylwetki z ukrytymi oczami, skażone piekłem wojny nie tylko na froncie. Inną sprawą jest warstwa dźwiękowa. „Fly” Ludovico Einaudiego ze zwiastuna idealnie wprowadza do soundtracku bazującego głównie na fortepianie, który rewelacyjnie wzbogaca przedstawiane wydarzenia, wzmacniając doznawane emocje.
Wszystko tu utrzymuje najwyższy poziom przez dobre 7-8 godzin gry , gdzie artystyczne zapędy twórców niezależnych często odpadają po godzince-dwóch. Mamy więc czas na poznanie każdej z postaci i połączenie się z nią w bólu rozłąki, tęsknoty, samotności, straty. Mimo starań, nie jestem w stanie doszukać się jakichkolwiek wad tej produkcji – to, czym gatunek stoi, jest tu najwyższej klasy, nie dłuży się, nie przynudza, a oprócz mocnej historii i porządnej rozgrywki, uczy o jednym z najważniejszych wydarzeń historii nowożytnej. Bo klimaty wojenne nie są zarezerwowane wyłącznie dla co najwyżej pseudopatriotycznych strzelane i strategii.
Ocena - recenzja gry Valiant Hearts: The Great War
Atuty
- Wspaniała, mocna historia
- Idealnie dobrana muzyka
- Satysfakcjonujący czas gry
- Ciekawostki w zwięzłej formie
- Przystępność
- Komiksowa stylistyka
Wady
- Wybaczcie, nie potrafię
Valiant Hearts: The Great War przedstawia jedną z najpiękniejszych historii w grach wideo, a przy tym bawi i uczy. Tytuł warty polecenia i dla core’owego gracza, i na rodzinne chwile przed konsolą.
Przeczytaj również
Komentarze (41)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych