Reklama
Recenzja: Hohokum (PS4)

Recenzja: Hohokum (PS4)

Paweł Musiolik | 19.08.2014, 12:09

Jestem wielkim fanem produkcji niesamowicie dziwnych. Na PlayStation 2 zakochałem się w Katamari Damacy, na PS3 zauroczyło mnie . Na tej generacji konsol taką rolę spełniło rok temu Hohokum. Bez wątpienia jest to najdziwniejsza produkcji nich wszystkich, długo balansująca między oryginalnością, a kompletnym brakiem grywalności. Pierwsze 30 minut z grą udowodniło mi, że większość dzisiejszych produkcji oduczyła nas myśleć abstrakcyjnie. Hohokum uczy nas tego na nowo.

Wbrew pozorom, wielu ciężko jest mówić o takim tytule z powagą. Bo na pierwszy rzut oka całość można opisać prosto – wcielamy się w „coś” i „coś” musimy robić. Czym jest nasz stwór? Jakie jest jego zadanie? Dlaczego to wszystko jest takie psychodeliczne? Te pytania nie są wbrew pozorom takie ważne. Powiedziałbym, że to czym gramy i po co to robimy jest marginalne. Hohokum jest takim miniaturowym sandboksem w którym nikt nie mówi nam co mamy robić, w jakiej kolejności i jaki efekt przyniosą nasze działania.

Dalsza część tekstu pod wideo

Odpalając nową grę zostajemy wrzuceni w coś co pełni rolę huba i to tyle. Zero podpowiedzi, zero samouczków, zero jakiegokolwiek tekstu lub dialogów. Szybko więc przejąłem kontrolę nad czymś co wygląda niczym ogromny plemnik z okiem - ale dla niepoznaki nazwę go wężem – i wyruszyłem przed siebie. Trochę błądzenia i wreszcie opuściłem coś co było moim domem, ale o tym dowiedziałem się całkiem przypadkiem. Pierwsze co zobaczymy po jego opuszczeniu to dziwna kraina z orzechami i samotnym, jednookim mędrcem, który odznacza sobie kreskami ilość odnalezionych przez nas oczu. Ale to nie one są główną osią gry.

Naszym celem jest odnalezienie naszych kumpli – węży, którzy się gdzieś zapodziali. Wędrujemy więc po dziwacznych lokacjach i próbujemy sami dojść do tego, gdzie ukrywa się nasz kumpel i co musimy zrobić by się do niego dostać. W niektórych lokacjach wystarczy dotrzeć do ich końca, ale w innych musimy się solidnie nagłówkować. Oczywiście motyw planszy podsuwa nam pewne podpowiedzi, ale są one na tyle szczątkowe, że mi całość zajęła trzy godziny. Mało? Uwierzcie, nie pożałujecie nawet minuty. Będąc na basenie odnaleźć musimy pewnego słonia, który jest kluczem do rozwiązania zagadki w tej planszy. Gdzie indziej pomagamy artyście zebrać kolory by mógł on stworzyć nakrycia głowy dla swoich pobratymców. Mało? Zbieranie kawy do wielkiego kotła, wykańczając przy okazji pszczoły (których robi się nam żal), zorganizowanie wesela lub doprowadzenie syreny do wędkarza w podwodnym świecie. Kilkanaście różnych lokacji, z różnym klimatem i niesamowitym designem. Całość dopełnia ścieżka dźwiękowa, która...

...jest niesamowita. Nie jestem fanem muzyki elektronicznej jakiegokolwiek gatunku, ale to co zaserwowano nam tutaj idealnie współgra z lokacją i jej klimatem, jest rytmiczne, szybko wpada w ucho i po ukończeniu gry odpaliłem raz jeszcze wesołe miasteczko by krążyć wężem, zbierać ludzi, podrzucać tu i ówdzie słuchając jednego, zapętlonego utworu. Bo Hohokum spełnia także idealnie rolę gry odpowiedzialnej za relaks, a muzyka jest w tym potrzebna.

Wcześniej wspomniałem, że gra nie daje nam żadnych wskazówek. Kolejności plansz także musimy nauczyć się sami, bo te nie mają nazw. Nazywać możemy je sami. Wielu oburzy się, że to fatalny błąd pod względem designu, a ja tylko popukam się po głowie. Hohokum robi to, czego oduczył nas gry w minionej już generacji. Chce byśmy pomyśleli, nie lecieli przed siebie jak szaleni kierowani strzałkami, znakami, podpowiedziami lub skryptowanymi scenkami. Sami musimy odkryć, co, gdzie i jak. Nie każdemu się to spodoba, ale odpalając grę Honeyslug musicie podejść do niej odpowiednio. I myśleć, kojarzyć fakty, odpalić w swojej głowie ośrodek odpowiedzialny za abstrakcyjne myślenie. Dopiero wtedy będziecie w stanie bawić się tak jak ja.

Dla wielu minusem może być cena (54 złote, aktualnie 43,20 w PS+), ale w tej cenie dostajemy tytuł na wszystkich trzech platformach. Gdyby dorzucano nam jeszcze do tego ścieżkę dźwiękową, to byłoby idealnie. A tak jest tylko bardzo dobrze. Bo w to trzeba prędzej czy później zagrać.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Hohokum

Atuty

  • Stylistyka
  • Ścieżka dźwiękowa
  • Gra daje nam wolną rękę w działaniu
  • Zero podpowiedzi, w kreatywny sposób jesteśmy zmuszeni do myślenia

Wady

  • Cena jest minimalnie za wysoka
  • Grę można ukończyć w 3-4 godziny

Hohokum to dobry przykład, że dziwna gra może być grą bardzo dobrą. Potrzebne w niej jest tylko użycie mózgu i oduczenie się prowadzenia za rączkę od A do Z. Takich gier nam brakuje.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper