Recenzja: Naruto Shippuden: Ultimate Ninja Storm Revolution (PS3)
Gdybym miał wskazać to, za co najbardziej lubię shoneny, to będzie to chyba widowiskowość walk i jej dynamika. Tego właśnie będę szukać w pierwszej kolejności w grze opartej na marce Naruto. Przed Wami recenzja .
Same podstawy walki w nowym Naruciaku nie zmieniły się ani trochę. W myśl zasady, „jeśli działa, nie naprawiaj”, twórcy gry zastosowali kamerę zza pleców jednego z walczących, paski zdrowia, chakry, burzy i podmiany oraz to samo, proste w opanowaniu, sterowanie. Kółkiem wyprowadzamy ciosy na krótki dystans, kwadrat służy do używania broni miotanej, a krzyżyk do skoku. Każdą z wymienionych akcji możemy wzmacniać trójkątem, który po przytrzymaniu zaczyna odnawiać nam chakrę. Do tego wszystkiego dochodzi nam R2, którym blokujemy ataki, L2 służący do podmiany oraz R1 i L1, którymi wzywać będziemy naszych kompanów. To w zasadzie wszystko. Proszę bardzo, w tych oto kilku linijkach nauczyłem Was sposobu walki niemal wszystkimi postaciami w serii gier Naruto Shippuden: Ultimate Ninja Storm. Brzmi niedorzecznie? Pytacie, gdzie tu zabawa? Masterując jedną postać, jednocześnie wymasteruję je wszystkie?
Cóż, tak, choć nie do końca. Bohaterowie bowiem różnią się między sobą zasięgiem wyprowadzanych ciosów i wykonywanych technik, szybkością, sposobem poruszania się i formami przebudzenia, co buduje iluzję różnorodności postaci, którymi możemy walczyć. Takie rozwiązanie daje nam możliwość zagrania każdym nowo odblokowanym shinobim od ręki, bez konieczności przekopywania się przez nową listę kombinacji. Gdzie w takim razie wyzwanie? Otóż trudność tego tytułu leży w tempie prowadzenia rozgrywki. Cała walka toczy się niesamowicie szybko, momentami aż do przesady. I to właśnie jest, moim zdaniem, esencją tego cyklu – oszałamiająca dynamika połączona z prostym sterowaniem, doprawiona widowiskowymi animacjami ataków i jutsu, które są ekskluzywne dla każdego bohatera. Wszystko to sprawia, że nawet osoby niezaznajomione z uniwersum będą oglądać rozgrywkę z przyjemnością, by w końcu samemu podnieść kontroler.
Dobrze, ale fani serii gier Ninja Storm pewnie już zaczynają zasypiać. Pora pomówić o rewolucji, jaka zaszła względem poprzednich odsłon. Otóż główną nowością jest możliwość wyboru stylu, w jakim chcemy walczyć. Do wyboru mamy styl ostatecznej techniki, styl przebudzenia, oraz styl walki zespołowej. Wybierając pierwszy z nich, jak sama nazwa wskazuje, nasza postać będzie mogła używać wzmocnioną wersje jutsu, której towarzyszy widowiskowa animacja. Możemy ją wykonać w każdym momencie, jeśli tylko mamy wystarczająco dużo chakry. Styl przebudzenia kładzie nacisk na przemianę bohatera w jego silniejszą wersję (chodzi tu np. o aktywację Susanoo w przypadku Sasuke). Ostatni styl, styl walki zespołowej, pozwala towarzyszom pieczętować przeciwnika i automatycznie pomagać nam w trakcie walki, czy to poprzez obronę w trakcie odnawiania chakry czy zadawanie dodatkowych obrażeń przez atakowanie piąchami. Pomysł byłby dobry, gdyby nie fakt, że we wcześniejszych odsłonach każda postać mogła wykonać wszystkie powyższe czynności w jednej walce. Teraz przed walką musimy zdecydować, z czego nie chcemy korzystać. Nie uważam tej zmiany za pozytywną. Nieraz byłem wręcz zawiedziony, że w danym momencie nie mogę na przykład wykonać ulepszonego jutsu, bo przecież wybrałem styl przebudzenia. Nie rozumiem, co pchnęło twórców do takiego rozwiązania. Przez to walki nie są już tak nieprzewidywalne jak wcześniej.
No tak, ale to wszystko odnosi się tylko do walk i ich mechaniki. Co z warstwą fabularną? Cóż, jest to mieszanka słodko-kwaśna. W grze dostępne są dwa tryby fabularne: „Przygody Ninja” oraz „Światowy Turniej Ninja”. Pierwszy z wymienionych jest kompilacją trzech historii pobocznych, m. in. poznamy genezę Shisui, przyjaciela z młodości samego Itachiego. Każda z tych historii prezentowana jest przy pomocy ślicznie narysowanego anime z wyciętymi walkami - za nie odpowiedzialni jesteśmy my. Każda z tych historii rzuca nowe światło na charakterologię poszczególnych postaci i stosunki między nimi. Daje to piorunujący efekt, i chciałbym, żeby w tym stylu prowadzona była cała gra. Całość „Przygód ninja” można jednak ukończyć w około półtorej godziny. Drugi tryb, czyli „Światowy turniej ninja”, okazał się natomiast najsłabszym ogniwem całej gry. Na jego potrzeby stworzono Wyspę Festiwalową, na której wyłoniony ma zostać najlepszy ninja wszech czasów. My wybieramy sobie jednego z odblokowanych przez nas wojowników i wskakujemy w tego „sandboxa” w uniwersum Naruto. Jest to świat recyklingu modeli i cutscenek, tendencyjnych zadań w stylu „przynieś, wynieś, pozamiataj” oraz koszmarnie napisanych dialogów. Napotkanie postaci na 99% odezwą się do nas tylko pisanym tekstem i to w sposób, który zupełnie nie pasuje do jej charakteru. Co chwilę będziemy wykonywać facepalm, myśląc sobie „on by tak nie powiedział”.
Do tego mamy naprawdę słabą warstwę eksploracji. Niestety, cała ta wyspa, jak i bohaterowie na niej, powinni wylądować w koszu. Jedyną ciekawą rzecz, jaką ma do zaoferowania Wyspa Festiwalowa, to nowy tryb walki, w której bierze udział czterech wojowników jednocześnie, a paski zdrowia zastąpione są przez wypadające z nas po otrzymaniu obrażeń „Kule Walki” - wygrywa ten, kto zbierze ich najwięcej. Niestety, poziom trudności tego trybu wpada ze skrajności w skrajność. Do rangi S włącznie nie przegrałem ani razu, w ogóle się nie starając. Nuda. Na randze S+ natomiast prosta do tej pory walka zamienia się w jedenasty krąg piekła. Wszyscy przeciwnicy zaczynają walkę w formie prawdziwego przebudzenia. Dochodzi więc do sytuacji, w której mamy przed sobą dwie ogoniaste bestie i np. Sasuke w trybie Susanoo. Dawno nie widziałem tak sztucznego i irytującego podwyższania poziomu trudności.
Do całości doświadczenia doliczyć można masę przedmiotów do wykorzystania w walce, filmików, obrazków i akcesoriów, którymi możemy przystrajać naszych wojowników. Tak jest, udostępniono możliwość dostosowania elementów ubioru postaci. Element ciekawy, jednak nie wciągnął mnie on znacząco. Gra do dyspozycji oddaje nam 118 postaci wraz z masą alternatywnych kostiumów. Pod tym względem, “Revolution” jest rekordzistą serii Ninja Storm.
Twórcy Naruto Shippuden: Ultimate Ninja Storm Revolution obiecywali nam rewolucję. Ja jednak uważam, że otrzymaliśmy filler w cyklu wydawniczym serii. W żadnym wypadku nie oznacza to, że nie warto sięgnąć po ten tytuł. Mamy bowiem do czynienia z porządną i efektowną bijatyką, do której będzie się wracać co jakiś czas „na partyjkę”. Szczególnie poleciłbym go fanom, którzy wcześniej nie grali w gry spod tego szyldu, natomiast posiadacze części trzeciej, powinni poważnie zastanowić się przed zakupem.
Ocena - recenzja gry Naruto Shippuden: Ultimate Ninja Storm Revolution
Atuty
- Mnogość postaci z różnych okresów uniwersum
- Prosty i szalenie wciągający system walki
- Efektywność rozgrywki
- Tryb „Przygody Ninja”
- Nowy tryb walki FFA dla 4 wojowników
Wady
- Cała otoczka fabularna i wykonanie Wyspy Festiwalowej.
- Niezbalansowany poziom trudności walk FFA.
- Zbyt długie czasy ładowania
- Bohaterowie różnią się od siebie głównie wyglądem
NS: UNS Revolution oferuje prawie 120 grywalnych postaci, delikatnie modyfikuje zasady walki i wprowadza nowy tryb. Twórcy dopuścili się jednak kilku niedociągnięć na tle poprzednich części.
Przeczytaj również
Komentarze (19)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych