Recenzja: Fairy Fencer F (PS3)

Recenzja: Fairy Fencer F (PS3)

Patryk Dzięglewicz | 22.09.2014, 11:05

„Powiedziały jaskółki, że niedobre są spółki” jak głosi stara mądrość ludowa. Na szczęście nie zawsze ma to przełożenie na rzeczywistość, co od kilku lat udowadnia team firm NIS – Compile Hearts (plus czasem IF i Gust). Współpraca kwitnie i coraz więcej bardziej lub mniej udanych tytułów ląduje w czytnikach naszych konsol. W każdym razie przyszłość pod tym względem wydaje się świetlista, lecz na razie zajmijmy się nową grą od wspomnianego duetu, która właśnie trafiła na Zachód.

Na pierwszy rzut oka Fairy Fencer F wygląda na duchowego spadkobiercę trylogii Hyperdimension Neptunia. Mimo oczywistych podobieństw produkcja rozpoczyna całkiem nowy cykl, a twórcy wcale nie zamierzają zakończyć przygód Neptune. Akcja gry toczy się w świecie, który dawno temu przeżył pojedynek bóstw dobra i zła. Ostatecznie walczący wzajemnie się zapieczętowali a większość używanego przez nich oręża, zwanego „Furies” rozsypała się po całym globie. Każda sztuka zawierała w sobie opiekuna, czyli tytułową wróżkę (fairy). Ktokolwiek zostawał właścicielem tak potężnej broni zyskiwał miano „Fencera”, z którym to rezydent zadzierzgał nierozerwalną więź. Pewnego dnia jedna z Fury trafia do rąk młodzieńca imieniem Fang razem ze śliczną wróżką Eryn. Cel jest prosty, zebrać całe porzucone, magiczne żelastwo i ostatecznie przebudzić dobrą Boginię. Jemu zostanie wtedy spełnione najskrytsze życzenie, ona zaś odzyska pamięć i dowie się prawdy o sobie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Fairy Fencer F #18

Ogólnie rzecz biorąc, fabułę śledzi się nawet przyjemnie. Tyle tylko, że przez pierwsze 10 godzin nic się właściwie nie dzieje i trzeba jakoś przetrwać ten okres nudy. Opowieść prowadzona jest nieco w staro-szkolnym stylu, więc nie ma co liczyć na rozbudowane dialogi czy wątki. Fang, jako główny bohater, jest dość płytki, a jego myśli krążą jedynie wokół jedzenia i spania. Szczęśliwie reszta dołączających z czasem towarzyszy jest już bardziej zabawna i charyzmatyczna, więc każdy znajdzie sobie ulubieńca. Z drugiej strony powielono chyba całe możliwe spektrum stereotypów znane z innych gier jRPG, co nie każdemu przypadnie do gustu. Nie zapomniano rzecz jasna o dużej ilości humoru i moe (oraz lekkiej erotyce), niektóre dość odważnie dotyczące masochistycznych skłonności czy kompleksu Edypa. Mimo miałkiego początku i pozornej cukierkowości historia posiada sporo mrocznych momentów, kiedy trup ścieli się naprawdę gęsto.

Poprzednie gry tandemu NIS-CP nigdy specjalnie nie powalały wykonaniem. Tym razem jednak do pomocy najęto osoby znane nam chociażby z serii Final Fantasy i to nie byle kogo. Nobuo Uematsu stworzył piękną, instrumentalną, oprawę muzyczną, aż chce się kupić OST. Yoshitaka Amano nakreślił śliczne, ruchome portrety postaci 2D widoczne podczas dialogów, zresztą w klimatycznych (lekko pachnących Dissidią) wstawkach animowanych też maczał palce. Toshiki Inoue dopilnował natomiast by wszystko w grze dobrze ze sobą współgrało. Niestety reszta zespołu, mimo szczerych chęci, nie zdołała dorównać wspomnianym panom, więc produkcja jest strasznie nierówna pod względem wykonania. Wizualia 3D mimo ładnego cell-shadingu prezentują się najwyżej średnio. Od czasu Neptunii V poprawiono niewiele, jedynie nad modelami postaci popracowano nieco więcej oraz dorzucono obsługę rozdzielczości 1080p. Reszta oprawy dźwiękowej, poza paroma wyjątkami, też nie robi większego wrażenia. Z drugiej strony na jej korzyść działa spora różnorodność słyszanych kawałków: od techno-łomotu poprzez j-pop po mocniejsze symfoniczne oraz metalowe brzmienia. Wokalu nie brakuje, a dobór utworów idealnie komponuje się z tym, co widać na ekranie. Dubbing zarówno japoński jak i angielski ani ziębi ani grzeje, ot typowa rzemieślnicza gra aktorska.

Fairy Fencer F #43

Fairy Fencer F to tzw. “dungeon-crawler”, więc zabawa opiera się na standardowym schemacie eksploracji niezbyt rozległych miejscówek oraz okresowym wracaniu do miasta by uzupełnić zapasy, popchnąć fabułę do przodu, bądź wziąć/zakończyć dodatkowe zadanie. Szukamy poszczególnych „Furies” a dokładniej zawartych w nich wróżek, które znacznie zwiększają skuteczność w boju. Ponadto posłużą też do narzucania pozytywnych i negatywnych bonusów w odwiedzanych lokacjach (bądź zmiany tamtejszych potworków na silniejsze). Najważniejsza jest jednak ich rola odnośnie przebudzenia Bogini. Tylko one są w stanie wyciągnąć przebijające ją miecze. Tak na marginesie z ciekawości możemy także „odkorkować” Złego Boga. Opowieść zresztą oferuje trzy zakończenia w zależności od relacji Fanga z dwiema głównymi dziewczynami.

Potyczki nasza trzyosobowa drużyna toczy w prostym trybie fazowym. Pewne urozmaicenie stanowi możliwość swobodnego poruszania się bohatera po polu walki podczas jego kolejki oraz łączenie w ciągi pojedynczych ciosów. W sumie możliwości taktyczne są niewielkie, bowiem oprócz normalnego uderzenia, ataku specjalnego i magii postać potrafi też widowisko transformować się w silniejszą wersję, co raczej nie daje dostępu do jakiś bonusowych zagrań. Każdy wojak posiada również przypisaną tylko jemu umiejętność specjalną. Jako wisienkę dołożono jeszcze wskaźnik presji (tension bar), im jego poziom wyższy tym większe zadajemy obrażenia. Potworki widać przed walką, więc da radę je ciachnąć w celu zdobycia przewagi. Po pokonaniu wroga otrzymujemy łup do wykorzystania w procesie syntezy unikalnych przedmiotów. Rozwój bohaterów przebiega dwutorowo: automatycznie poprzez zdobywane doświadczenie oraz dzięki punktom WP (otrzymywanych po walce), przeznaczanych na wykup poszczególnych usprawnień, umiejętności bądź zaklęć. Dodatkowo dzięki realizacji tak zwanych Wyzwań otrzymujemy stałe bonusy do głównych statystyk. Wszystko to dokładnie obrazuje stylowo wykonane, aczkolwiek mało intuicyjne menu. Trochę zbyt często wciskamy niewłaściwą zakładkę.

Fairy Fencer F #5

Podsumowując. Fairy Fencer F mimo pewnych wad zapewnia sporą dawkę świetnej rozrywki. Nie wnosi nic nowego do gatunku, ale jako przerywnik pomiędzy poważniejszymi tytułami sprawdza się znakomicie, o ile nie przeszkadza wam nierówne wykonanie i lekko zmarnowany potencjał.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Fairy Fencer F

Atuty

  • Ciekawa fabuła (jako całość)
  • Muzyka w wykonaniu Nobuo Uematsu
  • Śliczne tła 2D i sylwetki postaci
  • System rozwoju postaci (w tym Wyzwania)
  • Zbalansowany poziom trudności

Wady

  • Oprawa graficzna 3D zbytnio trąci myszką
  • Nużący początek gry
  • Niewielka liczba lokacji do odwiedzenia
  • Główny bohater tradycyjnie bez wyrazu
  • Zbyt widoczny kontrast wykonaniu poszczególnych elementów

Mariaż Neptunii i Final Fantasy udał się połowicznie, ale fani gier spod znaków NIS i Compile Heart będą zadowoleni. Niestety miks świetnie wykonanych elementów z tymi ewidentnie do poprawy wywołuje pewien niesmak.

Patryk Dzięglewicz Strona autora
Były recenzent na PS Site, obecnie pisze dla PPE.pl. Uwielbia japońskie gry RPG, japońską animację, strategie i książkową fantastykę. Interesuje się historią, geopolityką oraz kolekcjonuje figurki i anime. Z wykształcenia technik ochrony środowiska oraz laborant. Tworzy teksty o grach od ponad 15 lat z dorobkiem ponad setki recenzji.
cropper