Recenzja: The Binding of Isaac: Rebirth (PS4)

Recenzja: The Binding of Isaac: Rebirth (PS4)

Jaszczomb | 09.11.2014, 14:00

Poznajcie obrzydliwą grę, gdzie do zdeformowanych eksperymentów genetycznych i żywych ekskrementów strzelamy łzami chłopca uciekającego przed własną matką z nożem. Co więcej, podczas gry znajdujemy przedmioty dla Isaaca do przywdziania, jak ciernista korona czy podpaska jego matki. Ta gra jest chora, ale to nie jedyny powód, dla którego pokochałem The Binding of Isaac: Rebirth.

Wyobraźcie sobie taki scenariusz – mały chłopiec siedzi w pokoju i bawi się zabawkami, kiedy jego matka-fanatyczka słyszy nagle głos, każący zabić jej swojego potomka. Przerażony tym widokiem Isaac ucieka do piwnicy, gdzie czają się największe okropieństwa, jakie jesteście sobie w stanie wyobrazić.

Dalsza część tekstu pod wideo

The Binding of Isaac: Rebirth to klasyczny roguelike – dzielone na pokoje plansze są tworzone losowo, a po śmierci zaczynamy zupełnie od początku. W przeciwieństwie jednak do platformowych gier tego typu jak Spelunky czy Rogue Legacy, tutaj rozgrywka przybiera koncepcje twin-stick shootera. Kamera zawieszona jest nad planszą, lewym analogiem się poruszamy, a wychylając prawy – strzelamy. Mamy też odpowiednie przyciski do korzystania z aktualnie trzymanego gadżetu i przedmiotu do spożycia, a to banalne sterowanie idealnie kontrastuje z wysokim poziomem trudności i bogactwem zawartości, którą poznawać można tygodniami.

Przeróżnych itemków jest bowiem zatrzęsienie, a wiedza z pecetowego oryginału nie wystarcza – nowe przedmioty i lekkie zmiany tych powracających dostarczają raz jeszcze uczucie wyprawy w nieznane, gdzie wszystko próbuje nas zabić, używamy w ciemno jakichś pigułek, a błąd kosztuje cały dotychczasowy postęp. Podnoszone rzeczy mają też wpływ na wygląd bohatera i zabawnie (w niepokojącym tego słowa znaczeniu) łączą się w przedziwne kreacje, jak Isaac bez oka umalowany szminką i z biustonoszem swojej matki na głowie.

Po co te przedmioty? Każdy ma swoje przeznaczenie. Podstawa wyposażenia to otwierające drzwi i skrzynie klucze, bomby i pieniążki. Te ostatnie służą do zakupów w sklepach, grania w jednorękiego bandytę oraz mają wpływ na umiejętności wynikające z niektórych itemków. Do znalezienia czekają również zmieniające statystyki pigułki, karty do gry, księgi, a także masa modyfikacji naszych pocisków-łez, zdrowia czy sposobu poruszania się. Często nie wiemy nawet co właśnie podnieśliśmy, gdyż pojawiające się na chwilę opisy brzmią zbyt enigmatycznie.

Przeciwnicy są daniem głównym i nie można w tej kwestii niczego zarzucić. Ogromna liczba ich rodzajów wymaga ciągłej zmiany taktyki (chociaż zdarza się znaleźć przedmioty, dzięki którym jesteśmy praktycznie niezniszczalni), a bossowie kończący każdy poziom są również dobierani losowo i w dodatku występują w kilku odmianach. Oczywiście turpizm całego tytułu znajduje odzwierciedlenie w designie wrażych okropieństw, stąd obok pająków, ludków bez skóry czy ucieleśnionych grzechów głównych występują ożywione kupy czy zdeformowane bliźniaki połączone z sobą pępowiną.

W grze mamy też długą listę wyzwań i sporo postaci do odblokowania, które, jak sama fabuła, nawiązują do Biblii. Dodając do tego różne zakończenia i sekretne poziomy stworzyłem kilka teorii na temat prawdziwych wydarzeń w grze, a w Internecie zalało mnie tsunami innych domysłów, ale nie chcę psuć nikomu zabawy – starczy powiedzieć, że twórca podsuwa nam tematy zabójstwa siostry, aborcji i samobójstwa. Trzeba jednak docenić niedosłowną otoczkę i tragizm fabuły.

Graficznie zdecydowano się pójść lekko w stronę stylistyki retro, co dziwi przy gładziutkim oryginale z PC. Dostępny jest jednak filtr wygładzający, a całość wygląda przyjemnie (jak na takie obrzydlistwa). Płynność na PlaySytation 4 jest perfekcyjna, stałe 60 klatek bez cienia zająknięcia. Problem występuje niestety w wypadku bardziej sprzyjającej gatunkowi platformy – PS Vita potrafi brzydko przyciąć w trakcie przechodzenia między pokojami i nie tylko, chociaż rzadko z powodu większej liczby wyświetlanych przeciwników. Dodatkowo handheld lubi dłużej wczytywać grę, a funkcja Cross-Save, by przenosić zapisany stan gry między platformami, zwyczajnie nie działa. Zmieściła się także kooperacja lokalna, w której drugi gracz wciela się w małego pomocnika, kradnąc życie głównej postaci.

The Binding of Isaac: Rebirth posiada wszystko, co gra roguelike powinna mieć – dopracowany system losowego tworzenia plansz, proste sterowanie, wciągającą rozgrywkę i setki przedmiotów do odkrycia. Zwykle twin-stick shootery mnie nudzą, lecz po zabawie z tym tytułem gatunek wydaje się stworzony do tego typu zabawy. Dlatego jeśli dziwicie się, jakim cudem można spędzić setki godzin w takimi produkcjami jak ta tutaj czy Spelunky – po prostu spróbujcie. Tym bardziej, że wersje na obie konsole Sony znajdziecie w listopadowej ofercie Plusa.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry The Binding of Isaac: Rebirth

Atuty

  • Przyjemnie obrzydliwy
  • Chora otoczka fabularna
  • Setki przedmiotów
  • Nauka na błędach (i śmierciach)
  • Ukryte zupełnie nowe poziomy
  • Świetne muzyka
  • Niedosłowna historia sprzyjająca powstawaniu teorii

Wady

  • Stylistycznie może odrzucić wrażliwszych
  • Grze zdarza się przyciąć (PS Vita)

Niesamowicie grywalne połączenie twin-stick shootera z roguelike'iem. Jeśli jesteście w stanie zaakceptować nietypową stylistykę, czekają Was dziesiątki godzin strzelania łzami do potworów rodem z sennych koszmarów.

Jaszczomb Strona autora
cropper