Recenzja: Senran Kagura: Bon Appétit (PS Vita)
Trzeba przyznać, że Marvelous nie pozwala zapomnieć o serii Senran Kagura. Dopiero co klepaliśmy żeńskie tyłki w Shinovi Versus, a już teraz możemy sprawdzić się w roli kucharki dzięki wydanemu niedawno Bon Apetit. Czy gra jest równie łakomym kąskiem, jak przygotowywane przez bohaterki dania? Przekonajmy się!
Jak mogliście się już zorientować ze wstępu, tym razem gra zupełnie zmienia konwencję. Przestaje więc być bijatyką z setkami wrogów do wyeliminowania, a zamienia się w tytuł muzyczno-rytmiczny z gotowaniem w tle. Nikt nie może nam zatem dać gwarancji, że jeśli podobała nam się poprzednia odsłona, to równie dobrze będziemy się bawić i teraz. Pomimo pewnych obaw, bez uprzedzeń podszedłem do Bon Apetit. Po cichu liczyłem, że produkcja czymś mnie zaskoczy. Okazało się, że jest bez szaleństw, ale i tak całkiem solidnie.
Głównym daniem jest standardowy tryb Story Mode, na który składa się dziesięć historyjek, różnych dla każdej z grywalnych dziewcząt. Jeśli chodzi o ich poziom, to akurat ten aspekt nie uległ zmianie względem Shinovi Versus. Czyli nie jest najlepiej. Znów brak w tym wszystkim jakiegoś głębszego dna, ponownie mamy uganianie się za cyckami i masę mało śmiesznych lesbijskich gagów. Ale nie oczekujmy dużo od gry rytmicznej. Wracając do sedna, dla każdej z 10 historii przygotowano po 5 kawałków (w tym jedna pełna piosenka), w rytm których będziemy musieli „gotować”, czyli po prostu wciskać odpowiednie przyciski. Każdy z naszych performance’ów to także potyczka z jakąś kontrolowaną przez sztuczną inteligencję dziewczyną w ramach konkursu kucharskiego. Jeśli idzie nam dobrze, to sędzia zawodów co jakiś czas pozbawiać będzie rywalkę części jej garderoby. A gdy będziemy perfekcyjni, to uda nam się nawet zobaczyć tak chore rzeczy, jak kompletnie nagie dziewczyny w jednoznacznych pozach, oblane czekoladą, kremem i bitą śmietaną. Niepowodzenie analogicznie skutkuje sytuacją odwrotną. Tego nie mógł wymyślić w pełni zdrowy na umyśle człowiek.
Żeby oddać jednak tytułowi sprawiedliwość, muszę przyznać, że sama rozgrywka jest bardzo przyjemna. Wiadomo, że nie ma żadnej rewolucji - ot, w odpowiednim rytmie wciskamy klawisze płynące po dwóch liniach melodycznych. Tym niemniej, zabawa wciąga i potrafi być wymagająca, zwłaszcza na najcięższym poziomie trudności. Wielbiciele DJ Maxa pewnie powiedzą mi, że plotę głupoty, ale dla mnie - zwykłego gracza, nieobdarzonego nadnaturalnym refleksem - nie było łatwo. Grające w tle utwory są naprawdę sympatyczne i idealnie oddają cukierkowy klimat Senran Kagura. Parę z nich powinno także posiedzieć Wam przez kilka chwil w głowie. Szkoda natomiast, że tak mało jest kawałków z wokalem, bo te w grach muzycznych są przecież bardzo pożądane.
Prztyczek w nos należy się też wydawcy za to, że tak naprawdę dostarczył nam grę okrojoną do 50%. Jak już wspomniałem, dostępnych jest tylko 10 bohaterek, kolejno z frakcji Hanzo oraz Homura Crimson Squad. Pozostałą dychę ze szkół Gessen i Hebijo możemy dokupić w formie DLC, które dostępne było bodaj już w dniu premiery tytułu. Troszkę to niepoważne. Ktoś mógłby powiedzieć, że nie ma się czym przejmować, bo zawartości jest i tak dużo. Tak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka, ale tryby Arcade Mode oraz Free Mode tak naprawdę nie wnoszą nic nowego. W tym pierwszym dowolną dziewczyną pokonujemy kolejno 5 rywalek, a naszym celem jest zdobycie jak największej liczby punktów do rankingu online. W drugim zaś po prostu toczymy dowolne starcie - kim chcemy i z kim chcemy. Czyli cały czas robimy to samo. I tu śmiało dochodzę do stwierdzenia, że Bon Apetit pewnie dość szybko Wam się znudzi, a samą rozgrywkę należy dozować w krótszych sesyjkach, bo za dużo w tym powtarzalności, by spędzić ciurkiem kilka godzin przy konsolce.
Największym perwersom zabawę ponownie umili przebieralnia. Nie doczekała się ona żadnych zmian względem poprzednika. Podobnie jak wtedy, możemy przebierać panie w znane nam już ciuszki i po raz kolejny przyjdzie nam pomiziać je paluchem po intymnych częściach ciała. Kolejne części garderoby zdobędziemy pokonując rywalki w konkursie. Ostatnim „ficzerem” jest biblioteka, w której odpalimy zdobyte grafiki z dziewczynami, posłuchamy ich głosów czy wreszcie - przejrzymy swoje statystyki.
O oprawie audiowizualnej nie ma sensu się długo rozpisywać. Pod względem dźwięku, jak już zdążyłem wspomnieć, jest dobrze, ale mogłoby być jeszcze lepiej. A co można powiedzieć o grafice? Nie uległa ona większym zmianom. Taka sama, bardzo przyzwoita jakość i dokładnie ten styl, co w Shinovi Versus. Tylko mocy obliczeniowej zżera pewnie mniej, bo przecież nie musi już generować sporych połaci terenu, a jedynie scenki mieszania, krojenia i lepienia pierogów. Generalnie nie jest źle i dobrze, że Bon Apetit raczej nie gubi klatek, bo w grze rytmicznej kosztowałoby to nas sporo nerwów.
Jeszcze zaczynając pisanie recenzji chciałem Wam polecić ten tytuł pod warunkiem, że o połowę stanieje. Bo przecież idealnie pasuje do krótkich sesyjek w autobusie czy tramwaju. Dopiero „po drodze” zdałem sobie sprawę z faktu, że gdyby ktokolwiek zobaczył, co się dzieje na ekranikach Waszych konsol, to pewnie przesiadłby się na inne miejsce. Grać w Bon Apetit trochę wstyd, ale przyjemnie jest odpalić ją sobie na kilkanaście minut przed snem. Bo nie ma nic lepszego niż kłaść się spać z optymistycznym bitem.
Ocena - recenzja gry Senran Kagura: Bon Appetit
Atuty
- Niezła ścieżka dźwiękowa
- Ciesząca oko grafika
- Przyjemna rozgrywka...
Wady
- ...która na dłuższą metę nudzi
- Mało zawartości
- Połowa gry jako DLC
- Za dużo w niej perwersji
Średniak i to w dodatku nie dla każdego. Ale gdy np. idziecie na „dwójkę” - sprawdza się całkiem dobrze.
Propozycje nazwy bloga które pojawiły się pod ostatnim newsem.
Galeria
Przeczytaj również
Komentarze (7)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych