Recenzja: Kingdom Hearts HD 2.5 ReMIX (PS3)
Kingdom Hearts to jedna z najwspanialszych serii, jakie dane mi było poznać. Każda z odsłon targała moimi emocjami, nie pozwalała się wyspać i momentami sprawiała, że łapałem się za głowę na widok niektórych scen. I mimo iż przy tych grach spędziłem setki godzin, do kolekcji HD zasiadłem z wielką chęcią.
Pierwsza fala nostalgii uderzyła mnie już w menu głównym kolekcji, gdzie wita nas kolejna wspaniała wersja piosenki Dearly Beloved. Zabrakło mi jednak jakiegoś filmiku łączącego trzy tytuły z kolekcji– coś, co miało miejsce chociażby w ZoE HD. Jednak po odpaleniu Kingdom Hearts II, jak dotąd mojej ulubionej odsłony, zapomniałem o wszystkim, tym bardziej że tym razem mogłem w końcu zagrać w wersję Final Mix. Co prawda trochę za późno i entuzjazm jest nieco słabszy, niż byłby kilka lat temu, ale nie można mieć wszystkiego i nie narzekam, bo Square Enix jak zwykle odwaliło kawał świetnej roboty.
Zupełnie jak w 1.5 ReMIX, tak i w drugiej kolekcji otrzymaliśmy trzy tytuły – w tym jeden, w który nie pogramy, a jedynie poznamy jego fabułę za sprawą serii cutscenek. Pierwszy z nich to Kingdom Hearts II Final Mix. Zmiany wniesione przez kolekcję dotyczą przede wszystkim oprawy audiowizualnej. Większość tekstur zostało podrasowanych, a rozdzielczość podbito do Full HD, przy czym całość działa w bardzo stabilnych 30 klatkach na sekundę. Gra z 2006 roku wygląda wyśmienicie przez większość czasu, ale są jednak chwile, w których pojawiają się gorsze tekstury. Na przykład wystarczy podać scenę z Yen Sidem, gdzie czytamy pewną księgę. Na szczęście rzadko się to zdarza. Lekkim zmianom uległa również warstwa dźwiękowa. Pierwsze, co rzuciło mi się w uszy, to zmiana brzmienia utworów. Nowe wersje, w których słychać więcej żywych instrumentów, nie za bardzo podobały mi się na początku, ale po kilku sesjach stwierdziłem, że prezentują się wyśmienicie i są tak samo dobre jak oryginalne.
Gra się wyśmienicie zarówno w Kingdom Heart II Final Mix, jak i Kingdom Hearts: Birth By Sleep Final Mix. W „dwójce”, z racji tego, że jest dużą odsłoną, rozgrywka jest bardziej rozbudowana i zróżnicowana niż w przenośnym odpowiedniku (BBS pierwotnie pojawiło się na PSP). Poza samym bieganiem, walką z Heartless i Nobodies oraz zbieraniem puzzli i wszelkich innych przedmiotów, są jeszcze poziomy, w których uczestniczymy w piosenkach – na wzór gier rytmicznych. No i standardowo mamy również misje ze statkiem Gummi, kiedy to przelatujemy z jednego świata do drugiego. Nigdy nie lubiłem tych przelotów i niestety dalej są tak słabe, jak je zapamiętałem. Nie dlatego, że są źle wykonane - po prostu nie podoba mi się ich charakter. Niemniej reszta gry to istne cudo. Walka z przeciwnikami jest niezwykle efektowna, emocjonująca i widowiskowa. Wszystkie elementy zdają się być dopięte na ostatni guzik, a jeśli dodamy do tego zawartość Final Mix, czyli nowych przeciwników z Organization XIII, to dostajemy ogromne pokłady frajdy na wiele godzin.
Jeśli chodzi o Birth By Sleep, to tutaj na pierwszym planie jest eksploracja i walka z przeciwnikami – choć uatrakcyjnień oczywiście nie zabrakło. Warto dodać, że tytuł nie ma typowo „małej” struktury, tak jak było w przypadku 358/2 Days (część składanki KH 1.5 ReMIX, oryginalnie z Nintendo DS). Za to należy się ogromny plus, bo BBS wygląda jakby chciało być jak największą wersją i udaje jej się to. Dzięki temu dobrze się gra na PlayStation 3 i nie czuć za bardzo "przenośnych" korzeni. Oczywiście grafika nieco odstaje, ale to przecież gra z PlayStation Portable. Osobiście jestem pełen podziwu dla tej małej konsoli i tego, co twórcy BBS z niej wycisnęli. Całość wygląda przepięknie, szczególnie modele postaci. Jedyną rzeczą, do jakiej bym się przyczepił, to praca kamery, która nazbyt szaleje, gdy namierzamy szybkiego przeciwnika, i źle zachowuje się w ciasnych pomieszczeniach. Można się przyzwyczaić, tym bardziej że obsługujemy ją prawym drążkiem analogowym. Najbardziej drażniące ze wszystkiego był fakt, że podczas wykonywania danego czaru czy ataku specjalnego jego przerwanie skutkowało bezowocnym wykorzystaniem go, przez co podczas walki musiałem niejednokrotnie poczekać jeszcze chwilę, aż czar Cura będzie gotowy do użycia. Denerwuje również to, że gdy odsuniemy się za daleko od Heartless, po powrocie ich poziom zdrowia zostanie przywrócony. Tak samo było w 358/2 Days i bardzo mnie to frustrowało.
Kingdom Hearts stoi również genialną fabułą. Mimo iż uważam początkowy epizod Roxasa w dwójce za nieco nudny i zbyt długi, to uwielbiam jego postać i nieco tragiczną sytuację. Światy Disneya, które odwiedzamy, są opustoszałe, ale i tak uwielbiam śledzić przygody Sory, Donalda i Goofy’ego, którzy pomagają poszczególnym bohaterom z Final Fantasy oraz animacji Disneya - bo przez większość czasu gra o tym właśnie jest. Dla mnie jednak gra nabiera barw pod koniec, kiedy odkrywamy role kluczowych postaci i tajemnicę Kingdom Hearts. Połączenie tych trzech uniwersów, to jedna z najwspanialszych rzeczy, jaka spotkała gry wideo. Dodatkowe scenki z Final Mix jeszcze to polepszają. Bardzo atrakcyjna jest również podzielona na trzy części fabuła z Birth By Sleep. Scenariusz gry chłonie się niesamowicie szybko z uwagi na podział, dzięki któremu poznajemy ją z różnych punktów widzenia. Całość uatrakcyjnia fakt, że odwiedzamy również nowe, nieobecne w poprzednich częściach światy Disneya – jak choćby ten ze Śpiącej Królewny.
Najsłabszym ogniwem tej bardzo dobrej kolekcji jest filmowe Re:coded. Gra to remake produkcji z telefonów, który pojawił się w 2011 roku na Nintendo DS. Jak się łatwo domyślić, fabuła w takiej grze jest słaba. W wersji na NDS spędziłem ponad 1000 godzin i bawiłem się wyśmienicie, ale, szczerze mówiąc, fabułę śledziłem z dość sporym niesmakiem – bo wypada słabo nie tylko w serii, ale również w porównaniu do wielu innych gier. Sam pomysł „naprawiania” pamiętnika Hipolita jest nieciekawy, bo sama koncepcja zmusza do ponownego odwiedzania światów z jedynki i Chain of Memories. Jako gra wypadała świetnie, ale my niestety dostaliśmy jej najgorszy element, czyli fabułę. Mimo to przyznam, że scenki ogląda się bardzo przyjemnie, tym bardziej fragmenty walk z ważniejszymi przeciwnikami. Boli mnie fakt, że głosy niektórych postaci zostały zmienione – ot, choćby Aladyn i Dżin mówią głosami innych aktorów, co niestety bardzo mi się nie spodobało, bo to jedna z moich ulubionych animacji. Co więcej Re:coded również jakościowo wypada gorzej na tle reszty tytułów z kolekcji, głównie przez gorszą rozdzielczość filmu.
Druga kolekcja Kingdom Hearts wykonana jest z największą pieczołowitością. Jeśli jesteście fanami serii jeszcze od czasów PlayStation 2, to do nabycia kolekcji nie muszę Was namawiać, bo jak podejrzewam, że podobnie jak ja nie mieliście dotychczas okazji na zagranie w Final Mix – a warto, bo nowości jest sporo. Boli jedynie fakt, że Re:coded trafiło na PlayStation 3 z najgorszym elementem – fabułą, która równie dobrze mogłaby nie istnieć. A co z tymi, którzy gier nie znają? Kingdom Hearts to specyficzna seria. Albo się wciągasz i znikasz, albo próbujesz i nie wracasz. Niemniej warto dać szansę, bo tak magicznych i miodnych tytułów już po prostu nie ma, choć zaznaczę przy tym, żeby zabrać się najpierw za pierwszą kolekcję, bo to, co zobaczycie w drugiej, może być całkowicie niezrozumiałe.
Ocena - recenzja gry Kingdom Hearts HD 2.5 ReMIX
Atuty
- Staranne wykonanie
- Nowe brzmienie utworów
- Wersje Final Mix obu gier
Wady
- Re:coded jakościowo gorsze od reszty tytułów w kolekcji
- Problemy z kamerą w Birth By Sleep
- Denerwujące szczegóły związane z walką
Jeśli ktoś nie miał okazji zagrać - ma idealną okazję, by ten błąd naprawić. Pozycja obowiązkowa spośród wszystkich innych remasterów.
Przeczytaj również
Komentarze (21)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych