Recenzja: Loadout (PS4)
Szczerze mówiąc nie przepadam za grami F2P. Głównie dlatego, że z uwagi na to, iż są darmowe, cierpią jednocześnie na wybrakowanie. Zawiodłem się przez to na , który w dniu premiery miał naprawdę niewiele zawartości, a całość polegała na robieniu w kółko tego samego. Podobnie było w przypadku . Dlatego nieco sceptycznie podszedłem do Loadout. Jest to również moje pierwsze spotkanie z grą F2P na PlayStation 4. Jak wypadło?
Na początek zajmę się tym, jak wiele tytuł ma nam do zaoferowania. Otóż na ten moment dostępna jest kampania, w którym znajduje się około 50 misji, oraz PvP, gdzie walczymy przeciwko innym graczom w kilku różnych trybach. Kampania sprawdza się bardzo dobrze jako coś w rodzaju wprowadzenia. Dzięki misjom, które przechodzimy, poznajemy mechanikę i zasady działania gry. Poza tym zyskujemy trochę doświadczenia i sami stajemy się bardziej zręczni w rozdawaniu strzałów rozszarpujących czaszki. Zdarza się również, że za wykonanie którejś z nich możemy wygrać cenną walutę. Gra w jakiś sposób dobiera trudność mapy – przechodząc tą samą misję kilka razy trafiałem na inne mapy, które różniły się trudnością. Nie do końca dobrze się to sprawdza, zdarzało się, że walczyłem z przeciwnikami z wyższym poziomem doświadczenia od mojego. Skutkowało to zniechęceniem do dalszej zabawy i lekką frustracją nazbyt częstym umieraniem – sprawa wyglądałaby inaczej, gdybym to ja mógł zdecydować, czy ma być łatwiej czy trudniej
Zadania, jakie wykonujemy w kampanii, niezbyt się od siebie różnią. Lądujemy na tych samych mapach i trybach, co podczas rozgrywek PvP – więc może to być zdobywanie i bronienie określonych punktów lub zabijanie przeciwników i zdobywanie próbek Blutonium do momentu, aż wygramy. Wszystko wygląda tak jak w trybie PvP, z tą różnicą, że gracze walczą w jednej drużynie przeciwko armii obcych kontrolowanych przez sztuczną inteligencję. Ważne, aby podczas rozgrywek doprowadzić do wygranej i wykonać zadanie polegające na niedopuszczeniu do sześciokrotnej śmierci naszej postaci czy, przykładowo, zabiciu dwóch przeciwników strzałami w głowę. W trakcie kampanii bawiłem się umiarkowanie dobrze, ale też niezbyt długo, bo powtarzalność sprawia, że trzeba sobie ją odpowiednio dawkować. Tym bardziej, że fabuła praktycznie nie istnieje – jedyną jej namiastką są krótkie wiadomości tekstowe od kogoś, kto daje konkretne zlecenie.
Mamy pięć trybów, w jakich możemy zagrać w kampanii lub przeciwko innym graczom. W trybach Blitz i Domination przejmujemy i bronimy punktów – w jednym musimy zdobyć ich jak najwięcej, a w kolejnym staramy się o kontrolę jak największej ich liczby. Death Snatch, to odpowiednik klasycznego Death Match, różnica jednak polega na tym, że po zabiciu przeciwnika trzeba zebrać specjalną fiolkę, która potwierdzi nasz punkt. Można ją podebrać koledze, zabierając mu tym samym punkt. Mamy jeszcze tryb Extraction, w którym bronimy jednego z kompanów, oraz tryb Jackhammer, polegający na tych samych zasadach, co Capture the Flag. Najlepiej z tego wszystkiego prezentuje się Death Snatch, ale może to dlatego, że od zawsze najbardziej lubiłem w grach sieciowych tryb Team Deathmatch. Boli niestety źle działające dopasowywanie graczy. Niejednokrotnie znalazłem się w drużynie, w których byli sami gracze o maksymalnie piątym poziomie, tymczasem w przeciwnej drużynie średnia wynosiła 7 czy nawet 8. Nie zdarzało się to za każdym razem, ale na tyle często, że zdołało dokuczyć.
Największą i w zasadzie jedyną atrakcją Loadout jest możliwość modyfikowania i tworzenia własnych broni, co wiąże się również niejako ze zmianą stylu gry. Na przestrzeni rozgrywek możemy trafić na łupy w rodzaju nowych części. Może to być celownik, nowa lufa, spust, czy magazynek. Każda z części ma swój poziom, który oczywiście decyduje o tym, jak bardzo jest dobra i wyjątkowa. Oczywiście, grając za darmo ulepszanie i tworzenie broni jest mocno ograniczone i trwa bardzo długo, również w zależności od tego, jak dobrze sobie radzimy. Mimo to nie czułem zbytnio potrzeby wydawania realnej gotówki, bo grało mi się całkiem przyjemnie i spokojnie mogę poczekać, aż wpadnie coś lepszego. Dostępne ulepszenia pozwalają nam używać podpalającej amunicji, tłumika czy nawet rozwalać drużynę przeciwników od środka. Ze zwykłej i słabej broni możemy zrobić maszynę do zabijania, która kilkoma strzałami uśmierci nawet kilku przeciwników. Zdecydowanie jest to najmocniejszy punkt tej produkcji i szkoda, że bez tego jest bardzo przeciętna.
Kolejnymi rzeczami, które zdają się być charakterystycznymi cechami Loadout, to kreskówko-brutalna stylistyka, nieco tani humor i rockowe zacięcie. Jeśli spotkaliście się z opinią, że Loadout ma styl Quentina Tarantino i w jakiś sposób tego oczekujecie, to muszę powiedzieć, że z Tarantino ma to niewiele wspólnego, nawet nic. W trakcie rozgrywki często widzimy tryskającą krew, odsłonięte mózgi, samodzielnie biegające nogi czy ręce oddarte do gołej kości. Do tego pełno tu karykaturalnych postaci z potężnym tułowiem i chudymi nóżkami. Nie mamy zbyt dużego wyboru, jeśli chodzi o bohaterów, z dostępnych można odróżnić kogoś na wzór Rambo oraz grube kobiety z obwisłymi i podskakującymi piersiami, które podczas tańca wymachują bardziej pełnymi częściami swojego ciała. Mnie osobiście ten typ humoru denerwuje i zniesmacza, ale na pewno znajdą się jego zwolennicy.
Największą wadą Loadout jest mała liczba map. Przez większość zabawy miałem wrażenie, że walczę na dwóch czy trzech powtarzających się w kółko planszach, przez co wkradała się monotonia. Na szczęście rozgrywka jest na tyle miodna, że się o tym zapomina. Podoba mi się chaos, jaki panuje podczas starć. Mimo iż grafika nie powala, to wszechobecne wybuchy, tryskająca krew i przelatujące pociski wyglądają ładnie i można poczuć mały przypływ adrenaliny. Wielka szkoda, że podczas rozgrywek nie przygrywa żadna muzyka – ta jest obecna tylko w menu głównym. Z czasem przeszkadzało mi to mniej niż na samym początku, ale zdecydowanie muzyka przygotowana na potrzeby Loadout uatrakcyjniłaby starcia, bo ze swym gitarowym brzmieniem dobrze wpasowałaby się w panujące podczas gry zamieszanie.
Loadout to pozycja jak najbardziej godna sprawdzenia. Gra nie wymaga inwestowania prawdziwej gotówki żeby pograć, ale trzeba ją sobie odpowiednio dawkować, bo po kilku godzinach zaczyna drażnić i nudzić, głównie przez powtarzalność. Boli nieco zły system dobierania trudności misji oraz graczy, przez co często jest niesprawiedliwie. Niestety, poza tworzeniem i zmienianiem broni, gra nie posiada niczego, co przyciągałoby na dłużej, tym bardziej w sytuacji, kiedy humor i design może być nieco odpychający.
Ocena - recenzja gry Loadout
Atuty
- Możliwości tworzenia i modyfikowania broni
- Chaos panujący podczas starć
- Wciąga…
Wady
- …ale niestety na krótko
- Humor i design
- Źle działający matchmaking
- Brak muzyki podczas rozgrywek
Jeśli podoba Ci się prosty humor i masz ochotę na odskocznię od czegoś większego, to Loadout jest dla Ciebie.
Czekasz na "Dragon Ball Super"?
Przeczytaj również
Komentarze (22)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych